Lebron do połowy drugiej kwarty miał 16 punktów i był bezbłędny z pola: 6/6 FG, 2/2 3-PT.
Czy można powiedzieć, że ktoś z takimi statystykami grał źle? W dzisiejszych czasach można powiedzieć wszystko, ale krytykowanie Lebrona, niezależnie od czasów, jest trudną sztuką i wymaga odwagi. Odwagi mi nie brak, ale to jednak Lebron, strach jest, więc zacznę delikatnie: Lebron trafiał bezbłędnie, jednak robił źle to, co jest jego podstawowym obowiązkiem.
Po pierwszej porażce z Utah, coach Ham na konfie, zapytany o nasze problemy w ataku, moim zdaniem skorzystał z okazji i wymierzył bardzo inteligentnego jaba w Króla: "Czy martwi mnie nasz offense? Naszym quarterbackiem jest Lebron James, więc: nie, nie martwię się o nasz offense". Każdy trener Lebrona poznał smak tego, z czym musi mierzyć się teraz Dervin Ham: trenując Lebrona mierzysz się z Lebronem. Jak walczyć ze swoim kapitanem? Jak siłować się z bawołem? Jak zatrzymać rozpędzony pociąg? Jak krytykować nietykalnego? Możliwości są ograniczone, także szacun dla Hama.
Najbliżej podczas tego bezbłędnego runu Króla doszliśmy ich na –12, a po Q1 było –17. Lebron nie rozgrywał, a w obronie grał gorzej niż James Harden. Podczas gdy nasz bohaterski kapitan był 6/6, reszta jego kolegów rzucała 7/24 FG. Lakers mieli aż 9 asyst przy tych 13 trafionych rzutach, z których jednak tylko jedna należała LbJ! Quarterback, k&%a jego m@ć. Sorry.
Lebron usiadł, a Lakers zaczęli bronić oraz trafiać! W 4 minuty zaliczyliśmy run 18-2. Po narzutce Russ'a na dunk do Davisa było 46-48, a w kolejnej akcji obejrzeliśmy vintage halfcourt iso Westbrooka zakończone bank shotem z 10 stóp pod 45cioma stopniami i mieliśmy remis na 3min przed przerwą. Clippers w drugiej kwarcie byli 0/6 za trzy.
PG13 był kryty przez Diabła Tasmańskiego Pata Beverleya, a kiedy ten siadał by odpocząć, bezceremonialnie molestował go Russ, albo Austin Reaves. Wszyscy robili to na 400 procent, one-on-one, bez pomocy na obwodzie. Nie wiem dlaczego Austin Reaves przy całej swojej boiskowej aparycji nie rzuca osobistych spod jaj, ale muszę przyznać, że bardzo mi zaimponował tymi minutami w obronie na Pawle Jerzym. To jest w ogóle bardzo cojones'owy pomysł i przyklaskuję mu z pełnym uznaniem: kryj main offensive wing swoim undersized terierem. Najbardziej szalone wspomnienia z tego typu matchupów zostawił w mojej głowie CP3 kilka lat temu, gdy krył Prime–Duranta całe czwarte kwarty przy okazji którejś play-off'owej rywalizacji. CP3 ma 6'0'' w butach, podczas gdy KD mierzy 6'10'' w skarpetkach, ale to się sprawdzało i KD miał przez chwilę bardzo bardzo dość koszykówki, bo tak to działa: frustruje przeciwnika, który powinien mieć bezdyskusyjną przewagę. Wiem, Reaves ma 6'5'', co nie czyni go tak bardzo undersized, ale on całym sobą sprawia tak skrajne wrażenie białego antyatletyzmu, że zdaje się, jakby miał max 6'2''.
W przerwie Clippers ustawili na środku parkietu tron, na którym zasiadła Missy Elliott. Było to dwudziestopięciolecie jej kapitalnego debitanckiego albumu i świetne jak zawsze Clippers Spirit, Missy Elliott Original Dancers, oraz jacyś młodzi breakdancerzy z LA dali rewelacyjne taneczno-wizualne show do suity przebojów z "Supa Dupa Fly". Dla każdego wychowanego na hiphopie było to atrakcyjne widowisko, na poziomie wyższym niż mecz, który ozdabiało.
Opisałem wydarzenia na boisku trochę bardziej relacyjnie, niż zazwyczaj, ale tylko dlatego zrobiłem to dziś, a nie robię tego po każdym meczu, gdyż ten przebieg wygląda prawie zawsze podobnie, z tą różnicą, że dziś Lebron był bezbłędny, więc soczewkę mamy jeszcze czystszą: każda pierwsza kwarta (jeden wyjątek, Jazz @ home) to straszny wp*%$#ol, pomimo teoretycznie dobrej gry Króla, a druga to bohaterskie nadrabianie bez niego i blisko remisu do przerwy.
To, co następuje w trzecich kwartach opisywałem już ostatnio. Następuje zaćmienie. Clippers trzecią kwartę zaczęli od czterech czap z rzędu. Nie stopów. Czap. Muszę sprawdzić, ale wydaje mi się, że Dervin Ham nigdy nie wziął czasu później, niż po dwóch minutach Q3. Dziś wziął po minucie i czterdziestu sekundach. Po tym, jak spędził z nimi dwadzieścia minut na ustalaniu tego, jak mają grać.
Nie wiem jaki moralny rozkład musi mieć miejsce w szatni, żeby drużyna wychodziła tak koszmarnie zdemotywowana. W latach 80tych ekipa showtime miała swoją szatnię, a Magic miał swoją, w której czekało na niego kilka, a czasem kilkanaście, dziewczyn. Poważnie. To nie są żarty. Mimo tego, drużyna wracała na boisko i Magic wciąż był ich kapitanem, wciąż był ich liderem, drużyna była drużyną, a Lakers byli najlepsi w lidze. Co robi w przerwie Lebron, że ci goście wychodzą, jakby mieli dość życia? Nie wiem, może Król Jakub jest na przykład apostołem stalinizmu i czyta im "O materializmie dialektycznym i historycznym"?
Komentarze