Oto mamy kolejny, współcześnie już niemal doroczny „atak wirusa”, który przetrzebić ma Ludzkość na podobieństwo trądu, gruźlicy, ospy, syfilisu, żółtej gorączki, dżumy, hiszpanki , białaczki poatomowej, cholery, Eboli, AIDS, ptasiej grypy, wściekłych krów i podobnych zaraz pandemicznych.
Im bardziej zaawansowana medycyna i farmakologia, im większy postęp nauk wszelkich – tym Ludzkość ma się gorzej pod względem odporności na rozmaite zarazy.
O ile w Średniowieczu można było mówić o bezradności medycyny, polityki, administracji i nauki – o tyle obecnie trudno się oprzeć wrażeniu, że „ktoś tym wszystkim skrycie kieruje”. Ofiary zrazu są przypadkowe, ale przy każdym kolejnym podejściu – stają się „targetem”.
Może zatem dobrze będzie rozejrzeć się w świecie poprzez „filtry polityczne”. Nie mówię nawet o sekretnych laboratoriach, tylko o niezwykłej skłonności tych wszystkich choróbsk to wkraczania na arenę zawsze wtedy, kiedy to komuś i czemuś służy.
I nie mówię tu o jakichś spiskach dziejowych, tylko o tym, że oto mamy do czynienia – coraz bardziej ewidentnie – z kolejnymi „chmurami zakaźnymi”, na których ktoś się najwyraźniej uczy. Prędzej czy później musiało dojść do tego, że „gdzieś” zaczną się „ćwiczenia laboratoryjne” w obszarze „połączonej coś-tam-demii”, wirusowo-chemiczno-jądrowo-neurologiczno-neutronowo-narkotykowej, aż ktoś ogłosi: mamy to, jest nasze, i bójcie się wszyscy, bo trzymam strzykawkę w ręku.
Mechanizm jest stary, znany i sprawdzony, bo to działa jak plotka: masowo, neutronowo, zaraźliwie i łańcuchowo, aż nasyci się karmą ofiar, pośród których tych kilka jest „zamierzonych”, a pozostałe setki, tysiące, miliony – miały po prostu pecha, a może są na bakier z higieną…