Jan Herman Jan Herman
609
BLOG

O Rosji bez obiektywizmu

Jan Herman Jan Herman Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 38

Mam przewagę nad przeciętnym mieszkańcem dowolnego z krajów byłego ZSRR, że mogę mówić – prawie nie kłamiąc – że nie ma w tej części świata takiej „obłasti”, w której mnie nie było. Widziałem nie tylko największe miasta, rzeki, jeziora, szlaki drogowe i kolejowe, ale też wiele miejsc na „głubince”, skąd do następnej wioski jest kilkadziesiąt kilometrów. Rozróżniam między Chutorem, Osadą Pracowniczą i Wsią. Widziałem na własne oczy kilkanaście z kilkudziesięciu kremli (najpiękniejsze to kazański, nowogrodzki, rostowski, kiżski, a moskiewski to po prostu „model” kremla, na który składają się trzy przenikające się fenomeny: forteczny, monasterski i pałacowy. Widziałem co najmniej jeden pas zasieków-twierdz mający kilkaset kilometrów.  

Czytam i rozumiem w języku rosyjskim, białoruskim i ukraińskim. Znam jako tako (ale za to z bliska) Kozaczyznę i jej historię, najprawdopodobniej rozumiem najgłębszy sens Carstwa, a z W.W. Putinem spotykałem się w jego leningradzkim biurze, zanim został Bardzo Ważnym Człowiekiem i dobrze te spotkania wspominam.

Nie uważam Rosji za dziki kraj, a Rosjan (Ruskich i mieszkańców Rosji – bo to odrębne kategorie) nie uważam za barbarzyńców. Inność kulturowości i cywilizacji nie daje mi – ani nikomu – prawa do szeregowania Rosji w ogonie świata. Zauważam za to kulturową przepaść między metropoliami a prowincją, zauważam znaczenie mega-infrastruktury dla jedności Rosji.

Przede wszystkim zaś doceniam to, że Rosja po swojej drugiej Smucie (Gorbaczow-Jelcyn) poszła po rozum do głowy i „wymyśliła” BRIC(S), w którym odgrywa rolę co najwyżej „tego drugiego”: nie zdarzyło się chyba bardziej spektakularne samo-wycofanie mocarstwa do roli „asystenta” innej potęgi.

Nazywajcie mnie w związku z tym jak chcecie. Macie oczywiste prawo uwielbiać Australię, Brazylię, Brytanię, Indie, Egipt, Helladę - pozostawcie mi to samo prawo w stosunku do Rosji, zwłaszcza że tę część świata znam naprawdę dobrze, i to nie tylko od "frontu".

* * *

Każde mocarstwo ma na sumieniu wymierające z jego powodu nacje-etnosy, czasy wewnętrznych prześladowań ludności, durne wojny o nic niosące spustoszenie kraju własnego i sąsiednich, władców mało przytomnych, jeśli nie „psychicznych”, a przede wszystkim podboje i podstępy imperialne. Każde mocarstwo, powtórzmy.

Ale tylko Rosja ma za sobą eksperyment z socjalizmem (Krajem Rad), niestety zupełnie nieudany, owocujący ludzkim cierpieniem, w tym własnych „poddanych Caratu”. To był socjalizm a-rebours. Jakoś Niemcom czy Francuzom albo Brytyjczykom czy Hiszpanom nie pamięta się ani siania wojen, ani ludobójstwa, ani wiarołomstwa: stało się, każdy ma prawo do szansy drugiej i kolejnej. Nie mówię już o zbrodniczych epizodach Hellady czy Imperium Romanum.

Rosjanom nie wybacza się nawet krzywego spojrzenia. A szkoda. Kultura rosyjska dorównuje pozostałym: niekiedy je przewyższa, niekiedy naśladuje. W dziedzinach technicznych Rosja nigdy nie była siermiężna, choć jej gospodarka i militaria czasem o siermiężność zahaczały. Co z tego: my wiemy lepiej…

* * *

Ukraina to piękny kraj zamieszkały przez ludzi pięknych duchem i w większości eleganckich. Ale źle rządzony. Od dawna. Zresztą, dopiero uczący się – po wiekach – suwerennej państwowości.

Krym, Tauryda – to specjalne miejsce na Ziemi, na którym i wokół którego działa się Historia. Dziś można mówić, że jest on „czyjś” (tatarski, ukraiński, rosyjski) – ale tak naprawdę jest to jedno z najbardziej strategicznych miejsc na Ziemi.

Podpity Chruszczow obdarował rodaków Ukraińców Krymem w przypływie serdeczności, i dopóki imperium radzieckie „działało” – nie miało to znaczenia większego niż symboliczne. Ale kiedy Ukraina stała się „samostijna” i wdała się w konszachty z Europą i Ameryką – rosyjska strategia stanęła przed poważnym wyzwaniem: tylko ślepy nie przyjmuje do wiadomości, że samostijność Ukrainy oznacza zagrożenie dla rosyjskiej bazy wojskowej w Sewastopolu, i jeśli ona zmieni gospodarza – globalny układ sił w pasie od Azji Centralnej po Europę Środkową niebezpiecznie się przechyli ku „ostateczności”. Nie mówimy o kolorach flag (czerwonych, zielonych, błękitnych), tylko o realiach natury „zimnowojennej”.

Jest oczywiste, że przejście Krymu spod „opieki” ukraińskiej pod „kuratelę” rosyjską – to manewr-gambit zainicjowany przez Moskwę. No, ale wyobraźmy sobie, że jest to odpowiedź na podobny manewr amerykański (w którym brał nasz ulubiony murgrabia z Chobielina w roli bezczelnego „wysłannika Europy”, choć „robił dla Ameryki”).

Chcieli mieć Amerykanie bazę na Krymie i odpowiednik Obwodu Kaliningradzkiego, z której kontrolowaliby Bliski Wschód, Kaukaz z okolicami, Europę Środkową i Azję Centralną – to im tę okazję sprzątnął sprzed nosa (w ostatniej chwili) Putin. Bynajmniej nie komunista, choć niewątpliwie „kagiebesznik”.

I co? Putin stał się zmorą Ameryki, a tym samym wszystkich akolitów, z Polską włącznie.

Część gospodarki Ukraińskiej – ważna część – przylega do Morza Azowskiego. Niechże świat zrozumie, że kiedy Ukraina była blisko z ZSRR czy Rosją – nie miała problemów np. z portem w Mariupolu. Ale teraz nie jest z Rosją, a Moskala uważa za swojego wroga. Więc niech się świat nie dziwi, że Rosja dba o swoje. Po mocarstwowemu, czyli ze znikomym wkładem „europejskości” (podobnie o swoje grali-grają Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy, Hiszpanie).

Amerykanoluby nie przestaną nastawać na politykę rosyjską, aż ta się rozsypie w drobny mak, a na Kremlu zawisną Stars and Stripes. Oczywiście, nastanie wtedy święto globalnej praworządności, wolności i demokracji…?

Oczywiście, USA zawsze niosą po świecie najwyższe wartości Ziemian. A Rosja sieje tylko wojny i tyranię… (dla nieuważnych: szydzę).

Kto posyła bez uprzedzenia swoje okręty (nie żaglówki przecież) na terytorium sporne – nie może udawać zdziwienia ostrą reakcją. Nawet jeśli nie jest to reakcja całkowicie „wywazona”, zgodna z protokołami.

Ukraińskie państwo to wie. Więc trzeba zapytać, po co Ukrainie ta prowokacja… I od tego zacząć analizy…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka