Jan Herman Jan Herman
283
BLOG

Dobrze wykonana robota

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 4

IM BLIŻEJ PORANKA NASTĘPNEGO – TYM SPRAWNIEJ ZACIERA SIĘ I ŚLADY I WRAŻENIE. Nic z tego, fetor się niesie. Specjalne komórki analityczne na całym poważnym świecie dobierają słowa, by uniknąć sformułowań, od których ja nie powstrzymam się poniżej. Stała się bowiem impreza niechciana, wmuszona, w atmosferze zbiorowego gwałtu na nieobecnych i na – he he - gospodarzach, sfałszowana merytorycznie, barbarzyńska i w formie, i w przesłaniu. W taki sposób w dawnych czasach robiono po tawernach zaciągi na szemrane wyprawy krypami bez flagi identyfikacyjnej, a nie rozważano zamach na cały region świata (patrz: moja wczorajsza notka „Moje bliskowschodnie refleksje”).  

Może za kilka dni do tego wrócę bez emocji…

Oto zakończyło się dzikie święto rozwydrzonych spiskowców, organizowane pod osłoną jakiejś konferencji, kosztem „współ-organizatora” utytłanego we wszystko co w dziennym świetle wywołuje torsje..

I to wciskanie kitu o tym, że ponad 60 państwa brało w tym udział. Bzdura: pięćdziesięciu patrzycieli łykających ślinę z emocji – to nie byli uczestnicy.

Po takiej przygodzie jak miniona właśnie „Konferencja” – będziemy już na zawsze zbrukani. My, dumni „współorganizatorzy”. Git-ludzie, grypsujący „osadnicy” powiedzieliby mocniej: przecwelono nas koncertowo.

/pedia: cwel – to w gwarze subkulturowej parówa, ciota, padalec, rura, dupka, druciara, pipka: na cwelu można bezkarnie rozładować nagromadzone emocje czy agresję albo „oczyścić sumienie”, „spuścić z krzyża”, co przyjmowane jest przez obecnych ze zrozumieniem i akceptacją, dlatego też występuje tendencja do typowania jako cwela kogoś wśród grupy najsłabszego lub najbardziej gotowego na wszystko, zwłaszcza kogoś, kto oczekuje od git-ludzi ochrony fizycznej, świadcząc w tym oczekiwaniu drobne posługi takie jak pranie, zmywanie, cerowanie, płacąc jego rachunki, zaspokajając chucie, stopy mu niemal liżąc, albo i coś jeszcze/

Będą tu padały mocne słowa. Niech mnie potem sądzą, cwele jedne.

Nikt już bowiem – nawet choćby szczerze chciał – nie zwróci nam po wczorajszym zbrukanej czci. A do tego nikt nie chce nam nic zwracać, bo po co…? Jaka ona była przedtem (ta cześć) – można było jeszcze opisać w słowach zwanych parlamentarnymi. Jaka jest teraz? W każdym razie przeszłość już nie istnieje…

To nie była żadna konferencja. To była impreza knajacka: zjechała się na cwelowatą chatę rozwydrzona hałastra, bo raz na jakiś czas trzeba gdzieś dać upust wszystkim paskudnym żądzom. I trafiło na nasz dom. Od początku zanosiło się na coś niedobrego. Zapach piżma unosił się nad imprezką od tygodni. Nikt przyzwoity nie przyznawał się, że ma z tym coś wspólnego.

NA TRZEŹWO BOWIEM NIKOMU NOSZĄCEMU MÓZG NIE DA SIĘ JUŻ NA ŚWIECIE WMÓWIĆ, ŻE TO IRAN SIEJE GROZĘ W REGIONIE. W każdym razie nie po historii z Irakiem czy ISIS. Prawdziwi wywoływacze tych dwóch dramatów bliskowschodnich – najgłośniej i najbardziej tupeciarsko sobie poczynali w Warszawie, nawołując do krucjaty. Czyli do barbarzyńskiego zaorania kolejnej kolebki cywilizacji w imię glorii Imperium Zamorskiego.

* * *

Lubię pisać „z ręki”: może notka wtedy nie jest dopracowana, ale za to szczera, zaangażowana. Tym jednak razem trzęsą mi się ręce, słowa tryskają niecenzurowane, w głowie zamęt, jak po ciężkim nokaucie, usta chojraczą, ale nogi się trzęsą. Jeden z moich teściów w takich sytuacjach, kiedy już „nie szło wytrzymać” – brał papierocha i wychodził „na pole”. Ja nie palę, a świerzbi mnie by komuś przyłożyć.

Kilka już razy przymierzam się od kilkunastu godzin do tego, by opisać ów wielki sukces dyplomatyczny Rzeczpospolitej w związku z wiadomą konferencją. Na gorąco w „strefie FB” skwitowałem to krótko: „Przeciągnęli nas za kudły we własnym domu po rzygowinach i fekaliach, na gościnnej imprezie. Miło...”. Teraz jednak trzeba napisać coś „dla ludzi”, odrobinę taktownego…

Już – jest północ, żałoba – pojawiają się nieśmiałe głosy: Prymus na przykład zastanawia się, czy pojechać z planowaną wcześniej wizytą do kraju, gdzie każdemu gościowi wciskają na czubek jarmułkę, bo jak nie to się obrażają. Tylko nie bredźcie, że jestem antysemitą. Jak ktoś mi paskudzi we własnym moim domu – to może być Żydem, kurwiszonem, pedałem, kim tam jeszcze – zawsze mu powiem, co myślę. I nie odwiedzę go z uśmiechem, nawet fałszywym.

Prymusie! Trzeba było na gorąco ogłosić przerwę w obradach. I podczas przerwy wytłumaczyć gościom, gdzie są. I na jaką imprezę się pisali oficjalnie (zmieniając zresztą co chwilę kartki z programem i celami).

Teraz – to ty się możesz zastanawiać. Umywszy się z paskudztwa, którym cię potraktowano. Garniturek to spal, kto wie czym jeszcze cuchnie.

Aby lalunia się opamiętała, ta ogłaszająca za pieniądze, że „tu Żydzi powstawali przeciw hitlerowcom i reżimowi polskiemu” (dla jasności niedoukom: akurat Niemcy okupowali wtedy Polskę, a jej „reżim” udawał rząd na wychodźstwie) – więc ta dama stonowała dopiero potem, kiedy (uwaga) światowy kongres Żydów przytomnie zareagował. Ale nikt zdrowy nie uwierzy, że ona się pomyliła. Nie bierze się do obsługiwania konferencji z udziałem kierownictwa państwowego głupiutkiego dziewczątka. Zadanie wykonała jak trzeba, a teraz to już tylko teatr odstawia się jako wariant zapasowy, bo niesmak poszedł w świat.

Co nasi na to? Przecież paniusia powinna była natychmiast dostać bilet do domu i zakaz wjazdu przez kilka lat.

* * *

Nasz wielki dyplomata szczerzył się czujnie, kiedy ten z Bliskiego Wschodu i ten z Dzikiego Zachodu gaworzyli plecami do niego, zupełnie nie zauważając, że on z uśmiechem nr 3,5 sterczał jak … na weselu, zamiast zachować się jak chłop z jajami i odejść poza zasięg kamer. Niechby potem gadali…

Dla mnie to koleś już „nie ma zdolności dyplomatycznych”. Kto takiego będzie poważał w dowolnych rozmowach? Co najwyżej niektórzy podadzą chusteczkę, chichrając na boku.

Azari – znana już nam skądinąd, nieprawdaż – tłumacze swojego wodza jeszcze pocieszniej: ze jego słowa opublikowane jego własnym głosem – są nieprawdziwe. Znaczy co, niepoczytalny był chwilowo, pomroczność jasna?

Nadal były szef wojskowości i militariów, psychiatra, będzie bredził, że „każdy amerykański but na naszej ziemi – to większe nasze bezpieczeństwo”…?

A Głowa Państwa rychło w czas odkryła, że Izrael nie jest dobrym miejscem na sesje V4. O czym na Ziemi Niegdyś Świętej mieliby gaworzyć środkowo-europejczycy…?

* * *

Nie wiem jak to działa w dyplomacji, ale na portalach społecznościowych wykreśla się takich imprezowiczów z listy znajomych.

* * *

Jestem członkiem PPS. Tą drogą zwracam się do Szefa: i co, będziemy milczeć…? Kto ma bronić polskiego honoru, ci wiecznie wyszczerzeni do kamer patrzyciele „swojego”…? Opowiadacze racji wiecznie słusznych, choćby po wielekroć skompromitowanych…?

* * *

Upadliśmy i taplamy się, muzyczka gra. Gdzie są te wszystkie inteligenckie redakcje, zatroskane o Etosy, o Racje, o Ideały?

Wytrzeźwiawszy będą – dostawszy instrukcje – pisać „niezmiernie krytycznie”, że są zawiedzeni i zatroskani, i będą „ładować” w „kaczy kuper” (swoją drogą czujny Prezes udaje że go nie ma).

* * *

Daje sobie uciąć, że już niedługo usłyszymy komunikat, niezależnie od tego, kto TU będzie rządził: polska stanowczość odstraszyła Rosjan, którzy nosili się z zamiarem odcięcia Suwalszczyzny, by ją w ramach „korytarza” przekazać pod zarząd Łukaszence. I podobne dyrdymały, podawana jako najprawdziwszą prawdę, prosto z magazynu.

Tyle że to będzie stanowczość ratlerka nadskakującego bezwstydnie dogowi, a cała historia będzie grubymi nićmi uszyta właśnie przez doga.

Skąd to wiem?

Bo teraz chwalimy się – jak swoim – sukcesem statystycznym gospodarki zarządzanej w Polsce przez „zagranicę”, nie rozróżniając gospodarki polskiej od gospodarki zagranicznej robionej za frajer w Polsce.

* * *

A wszystko rozpoczął – tak sobie imaginuję – Murgrabia z Chobielina. Ten człowiek został „wstawiony” do aż czterech naszych rządów, dwóch wrogich sobie opcji (euro-biurokratycznej i parafialno-patriotycznej). Jadąc w naprędce skleconej delegacji Trójkąta Weimarskiego do rozbujanej ulicznie Ukrainy – już po chwili ujawnił swoją właściwą rolę, amerykańskiego agenta wpływu: pozostali „trójkowicze” zachowali się dyskretnie, jeden śmignął na „wcześniej umówione spotkanie”, drugi udawał, ze go nie ma.

I co? Ukraina Poroszenki-Jaceniuka stała się satelitą amerykańskim (rządowy desant pro-amerykańskich finansistów), a celem podstawowym było przejęcie bazy w Sewastopolu. Kiedy to nie wyszło – sprowadzono z Gruzji pajaca na gubernatorstwo Odessy, który okazał się śmieszniejszy niż…

Ameryka ma w Europie Środkowej trzy „uchwyty”: Estonię, Rumunię i Polskę. Ale tylko Polska jest gotowa w tej relacji na wszystko, dowolnym kosztem. Trzeba zamknąć za szpiegostwo polityka – proszę bardzo. Trzeba pogonić na szczaw zbrojeniówkę francuską – proszę bardzo. Trzeba zrobić w naszych kazamatach Nano-Guantanamo – ależ proszę, zrobione. Trzeba rozwalić kilka państw i oddać ich szczątki jako poligon soldateski – no, jasne, bierzemy to na siebie. Trzeba wyskoczyć z budżetu, aby sfinansować bliskowschodnich nie-Arabów – czemu nie.

I żadnego interesu na naszą korzyść, same obiecanki. I jawne poniżenia, jakby moja Ojczyzna była burą suką z przechodzoną cieczką. Niewartą nawet chwili uwagi, użyc sobie, podetrzeć się nią – i dalej swoje. Na telefon z ambasady trzyma się posłów, urzędników, partie, żurnalistów. Za paciorki, jeśli już w ogóle „za coś”.

I – uwaga – najśmieszniejsze: opowiada nam się to wszystko tak, jakbyśmy rośli w silę gospodarczą, w znaczenie międzynarodowe, jakbyśmy nagle osiągnęli zdolność dokopania „ruskim”. I co? Nawet poważni ludzie powtarzają brednie o naszych sukcesach na tym polu.

To wszystko oznacza – w moich oczach – że jesteśmy „żywą tarczą” w przepychankach globalnych, i to taką, której się nic nie mówi szczerze, bo i po co…?

1. Nawet maturzystom nie trzeba tłumaczyć, że kiedy mocarstwo życzy sobie, aby satelita udzielił gościny imprezie, to ów satelita może co najwyżej poudawać współgospodarza, chyba że faktycznie miały miejsce dwustronne ustalenia (nie mylić z instruktażem) co do programu, terminu, listy zaproszeń;

2. Żaden przyzwoity gospodarz nie pozwoli sobie na to, by doświadczona dziennikarka mocarstwa „myliła się” w faktach historycznych dotyczących „tematów wrażliwych”, tylko dostałaby bilet na najbliższy samolot i kilkuletni zakaz wjazdu (nakaz edukacji);

3. Żaden przyzwoity gospodarz nie pozwoli sobie na to, by podczas takiej konferencji mówiono o jednym, a tytułowano konferencję zupełnie inaczej, i to co chwilę inaczej;

4. Gospodarz, który szczerzy zęby, kiedy prawdziwi animatorzy konferencji publicznie czynią sobie karesy odwróceni doń plecami – to dupek, powinien był po prostu opuścić zasięg kamer;

5. I tak dalej, kilkanaście akapitów…;

Wiem, że to zabrzmi niewiarygodnie, ale zna mnie osobiście cała masa czytających te słowa i wiedzą, że zrobiłbym to co teraz napiszę: gdybym miał choć trochę ważny głos, to biorąc pod uwagę to, że impreza odbywa się w „moim domu”, i biorąc pod uwagę choćby tylko te 4 wskazane okoliczności (a było ich kilkanaście) – zarządziłbym zakończenie (przerwę) imprezy, a jeśli upieraliby się – to proszę bardzo, zapłaciłem, więc sobie balujcie, ale to wasz bal.

Huczek byłby na cały świat, a po chwili zaskoczenia – brawa jakich Polska nie miała od Planu Rapackiego.

Tak się robi dyplomację, proszę Szanownych!

Polska od 25 lat służy nie tyle wiernie, ile wazeliniarsko (po murzyńsku) – soldatesce wiadomej. Traci na pieniądzach, na rodzimych miejscach pracy, na niewykonanych offsetach, na wizerunku, na szansach globalnych. Pakuje się w jakieś nie swoje awantury militarne i polityczne, płaci DZIŚ za sprzęty, które do nas dotrą, kiedy już będą „trzecim sortem”, a jeśli te sprzęty są na pewno na chodzie – to i tak ich najważniejsze funkcje są w kompetencjach dostawcy, nasi ich nawet nie znają. Pakujemy się w sieć inwigilacyjną mocarza – oczywiście jako ofiara podwójna: sami jesteśmy „pilnowani”, a z naszych lasów wyzierają „czujki” skierowane wiadomo w która stronę. Opowiadamy pierduły napisane w cudzych sztabach na użytek „ciemnego ludu”, o zagrożeniu jakie sprawia Rosja. Starannie udajemy, że nie ma miejsca agresja „naszego” mocarza na Bliski Wschód i Azję Centralną.

* * *

Mam przeczucie, że nie robię nic dobrego publikując powyższe nieuczesane emocje. Ale mam też w sobie nieposkromioną chęć, by dać po twarzach hipokrytom, żenującym w swoim zniewoleniu wobec zbieszonych imprezowiczów kalających mój kraj.

I ta chęć nieposkromiona – ma teraz przewagę.


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka