maximilianpiekut maximilianpiekut
2817
BLOG

Dlaczego w 2013 r. temat Smoleńska będzie nadal istotny?

maximilianpiekut maximilianpiekut Polityka Obserwuj notkę 14

 Trudno jest jednoznacznie ocenić sytuację polityczną czy pozycję na arenie międzynarodowej państwa, przyjmując do tego kryteria teoretyczne. W zasadzie twierdzę, że jest to niemożliwe. Rzeczywiste wydarzenia występujące w danym państwie pozwalają jednak na stwierdzenie, że jest dobrze lub jest źle.

Oczywiście twierdzenie takie nie odnosi się do całości funkcjonowania państwa, lecz do pewnej jego sfery lub kilku sfer. Rzadko kiedy zdarza się, żeby jedno wydarzenie pozwoliło stwierdzić, że żyje się w Utopii lub w republice bananowej.

Hipotezą tego tekstu jest stwierdzenie, że katastrofa lotnicza w Smoleńsku i śledztwo związane z nią, a także szereg innych wydarzeń powiązanych wskazuje na to, że Polska stała się Państwem zepsutym. 

Rozważania na ten temat są niezwykle ciężkie, bo za pewne większość czytelników w tym momencie zamknęła przeglądarkę i zaklasyfikowała moją osobę do grona „oszołomów” związanych z partią Prawo i Sprawiedliwość. A fakty w tej sprawie są nieubłagalne i oczywiste, wymagają jedynie analizy. Za punkt odniesienia należy wziąć założenie że nie ma lepszej weryfikacji mechanizmów funkcjonowania jakiegokolwiek systemu niż sytuacja kryzysowa. Państwo jest systemem, a katastrofa lotnicza była sytuacją kryzysową.

Śledztwo w tej sprawie powinno odgrywać kluczową rolę. Pierwszą kwestią był wybór procedury badania przyczyn zajścia. Zapewne wierzycie w to, że zastosowano konwencję chicagowską. Taką informację w zasadzie podaje się do tej pory.  W rzeczywistości zastosowano tylko załącznik 13 do tej konwencji regulujący sam proces badawczy, przyznając uprawnienia głównie stronie rosyjskiej. Konwencji Chicagowskiej nie można było zastosować, gdyż art. 3 stanowi: niniejsza Konwencja (konwencja o międzynarodowym lotnictwie cywilnym zwana konwencją chicagowską) stosuje się wyłącznie do cywilnych statków powietrznych, nie stosuje się zaś do statków powietrznych państwowych. W pierwszych tygodniach pominięto zupełnie fakt istnienia  polsko-rosyjskiego porozumienia w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof z 7 lipca 1993 r. Później tłumaczono wybór konwencji chicagowskiej„cywilnym” charakterem lotu. Jednak sama konwencja nie mówi o „charakterze” lotu, ale o „państwowym statku powietrznym”, a takim z pewnością był Tu-154. Bez wątpienia o wyborze prawa decydowały negocjacje, a nie prawo obowiązujące. Strony postanowiły o zastosowaniu załącznika 13. Wniosek jest jasny,  pozycja Polski i postawa ówczesnego rządu nie była na tyle silna, aby w grze interesów wywrzeć taki wpływ, aby śledztwo było prowadzone wspólnie. Świadczy to o słabości polskiej dyplomacji i raczej słabej pozycji na arenie międzynarodowej bądź nieumiejętności korzystania z dostępnych narzędzi. Polska została zmuszona, aby oddać śledztwo w sprawie śmierci najważniejszych osobistości w państwie, urzędników, dowódców sił zbrojnych, posłów, senatorów, prezydenta w ręce państwa, na terenie którego samolot rozbił się z niewyjaśnionych przyczyn. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć pokazuje to, że nasza suwerenność, czyli możność decydowania o ważnych kwestiach państwowych , jest znacznie ograniczona.

Kolejnym szokującym elementem ciągu wydarzeń jest „dezinformacja”, która zaczęła się zaraz po samej katastrofie. W pierwszych relacjach w kanałach telewizyjnych podawane były dwie informacje o rozbiciu się samolotu: wszyscy prawdopodobnie nie żyją oraz była to wina pilotów. Do chwili obecnej nie da się wykluczyć żadnej hipotezy o przyczynie. Nie twierdzę, że był to zamach, jednak przy przeprowadzonym śledztwie, które było tak nierzetelne, nie można i tego wykluczyć. Dezinformacja ta trwała długo, pojawiały się informację o przebywającym w kokpicie Lechu Kaczyńskim, o alkoholu we krwi generała Błasika i wiele innych, które w dalszym postępowaniu zostały zaprzeczone. Informacje te często były podawane, jako oficjalne. Szokujący jest fakt, że „Smoleńsk” zostały przypisany jednej partii, tak jakby rządowi nie zależało na rzetelnym wyjaśnieniu okoliczności. W tym całym procesie brakowało jasnego stanowiska „tak, chcemy rzetelnego śledztwa” i czynów idących za tym stanowiskiem ze strony Rządu RP. Takie działanie nie doprowadziłoby do podziału społeczeństwa na tych, którzy czują się oszukani oraz tych, którzy wyłączyli ten tekst, bo słowo „Smoleńsk” przyprawia ich o mdłości.

            Głównymi winnymi w procesie przekazywania informacji są dla mnie media, a nie strona rządowa. To właśnie media, podejrzewam, celowo doprowadziły do „zmęczenia” widza tematem katastrofy lotniczej. Często podawały informacje nieprawdziwe, które były kilka dni później dementowane. Liczyło się, że w pamięci odbiorcy pozostanie niepewność, dostanie kolejną – może już setną – wiadomość na ten temat, aż w końcu stwierdzi, że ma dość. Wniosek: przekaz w mediach nie był obiektywny i nie służył wyjaśnieniu sprawy, co oznacza, że nie mamy bezstronnych mediów, pozbawionych wpływów z zagranicy. W ton ten wpisuje się również sytuacja z trotylem. Po ujawnieniu informacji przez Cezarego Gmyza wybuchła afera, która nie była nagonką na prokuraturę, lecz na redaktora. W wyniku tego, zwolniono go z pracy. Czytelnicy uznali, że temat „upadł”, chociaż kolejne wypowiedzi, chociażby prezesa zarządu firmy produkującej wykrywacze substancji wybuchowej, wskazują na to, że trotyl się tam znajdował.

            Przedostatnim wątkiem tej sprawy dla mnie są stosunki polsko-rosyjskie. Stosunki te są często demonizowane, mimo że typowy Polak z typowym Rosjaninem nie żywią do siebie urazy. Po katastrofie zobaczyliśmy niesamowitą przemianę, nagle okazało się, że stosunki dyplomatyczne naszych krajów wypełniła miłość, której nigdy wcześniej nie znano. Wszyscy nawet cieszyli się, że może nastąpią czasy, w których zostaną zapomniane krzywdy przeszłości i zacznie się nowa era. Powstał pewien paradoks, gdzie zaniechania naszego rządu czy to przy wyborze obowiązującej konwencji, czy innych czynnościach tłumaczono, że nie zrobiono tak, bo mogłoby wywołać „negatywne” reakcje u naszych sąsiadów i pogorszyć te wspaniałe stosunki. Nie rozumiem całej tej gadaniny, że naszą pozycję geopolityczną ocenia się przez pryzmat tego, co ktoś o nas mówi lub pisze. Polacy masowo uwierzyli w to, że gdy w „The Economist”, „Die Zeit” czy w „Nowyje  Izwiestija” napiszą o nas ciepłe słówka to, będzie oznaczało to, że jesteśmy kimś ważnym w świecie. Naszą pozycję trzeba oceniać przez interesy, które lub nie są realizowane. W chwili obecnej uważam, że nie są.

           Ostatnią rzeczą, która mną najbardziej wstrząsa są samobójstwa i śmierć wielu osób, które były powiązane ze śledztwem bądź organizacją lotu. Dla przykładu podam kilka osób: Stefan Zielonka, Grzegorz Michniewicz, Krzysztof Knyż, Marek Dulinicz, Dariusz Szpineta, Sławomir Petelicki, Remigiusz Muś. O ile można twierdzić, że śmierć jednej czy dwóch z tych osób jest przypadkowa, trudno wierzyć, że owa tajemnicza seria śmierci jest wyłącznie tragicznym zbiegiem okoliczności. Zwrócę tylko uwagę na to, że wcale nie trzeba zabić kogoś i upozorować jego samobójstwa, czasem wystarczy odpowiednia presja psychiczna.

            Warto się zastanowić na tle podanej przeze mnie argumentacji w jakim państwie żyjemy? W całej tej tragedii mogliśmy z bliska przyjrzeć się jak szczebel po szczeblu państwo Polskie źle funkcjonuje. Najgorsze w tym wszystkim moim zdaniem jest to, że większość mechanizmów zawiodła, nie ze względu na brak instytucji czy narzędzi prawnych lecz na swoistą „niemoc”. Jedno wydarzenie pokazało, że pozycja geopolityczna Polski oraz siła dyplomatyczna jest niewystarczająca do realizowania podstawowych interesów, takich jak chociażby bezpieczeństwo narodowe. Rząd RP nie umiał stanąć na wysokości zadania, jasno określić celów śledztwa i doprowadzić sprawę do końca, media formują swój przekaz subiektywnie, a my sami często nie rozumiemy istoty stosunków międzynarodowych. Do tego dochodzą samobójstwa, które są bardzo niepokojące. Nie wiem, czy zgadzacie się ze mną w ocenie wydarzeń, jeśli nie, to proponuje porównanie: Jak zareagowałby rząd Niemiec, gdyby najważniejsze osoby w państwie zginęły w katastrofie lotniczej na terenie Rosji? Czy wtedy zastosowano by konwencję chicagowską? Czy istniała by grupa ludzi w Niemczech, która powiedziałaby, to nie nasz prezydent zginął? Nie odpowiem na te pytania, lecz odpowiedzi wydają się być jednoznaczne.

 

Oczywiście nie mamy pozycji Niemiec, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby do niej dążyć.

 

www.facebook.com/maximilianpiekutpl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka