mefistofeles mefistofeles
100
BLOG

Przerwa obiadowa

mefistofeles mefistofeles Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Jest jedna rzecz, która dziwi mnie w Polsce niezmiennie.
Jest to swoisty fenomen społeczno-ekonomiczno-przyrodniczy. Tym czymś są wiejskie sklepy. Charakteryzują się one kilkoma cechami:

  • kupić w nich można absolutnie wszystko, poziomem zaopatrzenia przewyższają niektóre sieci sklepów wielkopowierzchniowych.
  • otwarte są zawsze, w niedziele, święto, rano i późnym wieczorem
  • i najciekawsze - często nie mają konkurencji. Wydawałoby się, że monopolista może dysktowac warunki, ale wiejskich sklepów zdaje się to nie dotyczyć.

Widać nie ma już różnicy między przyzwyczajeniami na wsi i w mieście - wszyscy chcemy żyć wygodnie. Odcięci od zaopatrzenia czujemy się dziwnie. Nawyk myślenia przy zakupach zanika - w końcu zawsze można pobiec do Żabki.

Tymczasem wystarczy przekroczyć nasza południową granicę i nasze wygodnickie nastawienie musimy odłożyć na sklepową półkę.
Preszów. Trzecie pod względem wielkości miasto Republiki Słowackiej. Prawdziwa metropolia - 90 tysięcy mieszkańców, ale funkcjonalnie odpowiednik Poznania czy Szczecina.

Niedzielne popołudnie.

W całym mieście otwarty jeden sklep - Tesco. Wszystkie inne albo wogóle w niedziele nie pracują albo pozamykały się przed 13. Wydawać by się mogło, że będą straszliwe kolejki mieszkańców chcących zaspokoić pilne potrzeby (wystarczy spojrzeć co się dzieje w moim osiemdziesięciotysięcznym Inowrocławiu w niedzielne popołudnie - a otwartych sklepów dużo więcej). Ale gdzie tam - tzn kolejki owszem są, tylko dziwnym trafem wszyscy w nich mówią po polsku. Miejscowych - jak na lekarstwo.

Wieś Żipow - ostatnia wieś przed przełęczą na drodze z Preszowa do Margeczan. Dzień powszedni, godzina 13. Chcemy uzupełnić zapasy wody, które podczas pedałowania w upale kurczą sie ekspresowo. Jedyny sklep w okolicy (w poprzednich wioskach sklepów nie było) zamknięty do 14:30. Przerwa obiadowa.


Miasteczko Spiskie Włochy (Spisskie Vlachy). Niewielka senna mieścina w bocznej odnodze Gotyckiego Szlaku (8 km od Spiskiego Zamku). Lądujemy tam o 18. Gospodarz zapytany gdzie tu można kupić coś do jedzenia spogląda na zegarek, uśmiecha się i mówi, że jak, po 18 chcemy coś kupić? Po co? Wszystko (poza knajpą) zamknięte.

***

Słowacy żyją wolno. Nie potrzebują otwartych w niedzielę sklepów, pamiętają by zakupy robić wcześniej. Moja ciocia, warszawianka była tą opowieścią zszokowana, "jak chcą się męczyć to ich sprawa, ale to masochizm". Tymczasem oni na zmęczonych nie wyglądają. W końcu kapitalizm ma się tam całkiem nieźle i gdyby potrzeba była to na pewno sklepy by były otwarte.

Widać Słowacy nie potrzebują.

Blog o podróżach. Dawniej moich, teraz naszych. Zapraszamy na nasz fb po więcej zdjęć. www.facebook.com/NosiNasBardzo

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Rozmaitości