Nie jestem ekspertem od Gorców. Nie byłem tam zimą, a jesienią oglądałem je tylko z oddali. Nie spałem w szałasie ani nie przeszedłem wszystkich szlaków. Mimo to uważam, że powinienem o nich napisać.
Mój pierwszy kontakt z nimi był dość przypadkowy - obraziliśmy się z kolega na koleżankę, która miast czekać na nas pod Babią Górą rozpoczęła swą wyprawę w Wiśle. Więc zerknęliśmy na mapę i uznaliśmy, że uderzamy na wschód - w stronę Gorców. Dwa dni później popołudniem wyruszyliśmy z Rabki w stronę Turbacza, a właściwie Starych Wierchów gdzie planowaliśmy nocleg. Pech chciał - tego dnia na Turbaczu odbywał się jakiś duży festyn więc co i rusz mijaliśmy grupy ludzi, czasem naładowanej emocjami czasem zas procentami. I choć krajobrazy były piękne trudno było nam się na nich skupić. Na Starych Wierchach powitał nas piękny zachód słońca, pijana obsługa schronu (uspokajam - to było parę lat temu, ZTCW ci panowie już tam nie pracują) i ryczący motocyklista.
Następnego dnia mieliśmy dojść do Krościenka - bite 40 km po górach. Jak łatwo się domyśleć trasę przeszliśmy, jednak niewiele z niej pamiętając a jak już to szczegóły techniczne typu rozdeptany szlak czy herbata na Lubaniu. Wróciliśmy do domu z przeświadczeniem, że Gorce są nudne.
Mimo to coś mnie męczyło. Miałem wrażenie, że coś nam musiało umknąć, bo z Zachodnich Beskidów (Niski wbrew geografom zaliczam do wschodnich, przynajmniej kulturowo) tylko Gorce mają tylu zagorzałych fanów. Skorzystałem z nadarzającej się okazji i dołączyłem do uczelnianej ekipy, czyniąc wyjątek od samotnego wędrowania jakie najbardziej lubię uprawiać.
No cóż - zwyczajnie się pomyliłem w mej pierwszej ocenie. Biegnąc czerwonym szlakiem zupełnie ominąłem to co jest w Gorcach najpiękniejsze. Usiane szałasami polany wyłaniające się co chwile z lasu. Każda inna, z innym widokiem na otaczające góry. Dzikie niewyznakowane ścieżki, gdzie można łatwo sprawdzić umiejętność nawigowania w terenie oraz nieprzemakalność butów. Mieszany las przyjmujący wszystkie możliwe kolory - wiosną od brązu po soczystą zieleń. Zapomniane kapliczki przy których nie ma się kto modlić, z wyjątkiem może kilku zbłąkanych turystów. Krokusy pokrywające murawy fioletowym kobiercem. Cudowne widoki na ośnieżone Tatry, które właśnie z Gorców prezentują się najbardziej majestatycznie, bliskie na wyciągnięcie ręki, choć odległe o ponad 30 kilometrów.

I ludzi. Wspomnę o dwóch chatarach - Remiku, gospodarzu harcerskiej chatki "Bene" i Mariuszu z Hawiarskiej koliby. Remik czasami dziecinny, siedząc pod chatką snuje plany budowy bunkra pozwalającego na ostrzał całej doliny. Do trzeciej w nocy siedzi z nami w jadalni podgrywając Kaczmarskiego (co potrafi wspaniale, choć namówić go trudno) a czasem opowiadając sprośny dowcip. Zasady w chatce twarde ale przestrzegane. Choć nie jesteśmy harcerzami czujemy się przyjęci jak swoi. Miłe. Mariusz jest inny, dużo poważniejszy. Raczej małomówny, ale daje się wciągnąć w opowieści. Jak polubi jakąś grupkę to nawet postawi na stół nalewkę domowej roboty.
Gorce pokazały zupełnie inną twarz. Widać nie lubią być zdobywane. Trzeba im poświęcić uwagę. Nie spieszyć się, mieć czas by godzinę poleżeć na trawie gapiąc się w niebo. A na pewno się odwdzięczą.
Blog o podróżach. Dawniej moich, teraz naszych. Zapraszamy na nasz fb po więcej zdjęć. www.facebook.com/NosiNasBardzo
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości