Wczoraj Greenpeace "zamknął" 32 stacje BP. Bo tak im się podobało. Bo konkretnie nie podoba im się, że BP (prywatna firma, zaznaczam) wydaje "tylko" 1mld funtów z własnego zysku na badania nad alternatywnymi źródłami energii. Greenpeace chciałby aby więcej.
Więc Greenpeace postanowił zamknąć stacje BP w Londynie. Co prawda stacje są franszyzowe, więc prowadzone przez ludzi prowadzących własny "small business" ale terrorystom z Greenpeacu to nie przeszkadza. W radiu słyszałam taką tłumaczącą, że muszą się posługiwać tak drastycznymi środkami bo ludzie nie chcą słuchać.
Znaczy, jak zaczną mordować w imię ekologii to też mamy się przyglądać? Nie jest to nadużycie, kradzież (a pozbawienie zysku prywatnych, legalnie dzialających firm pod to się kwalifikuje) jest też poważnym przestępstwem. Mamy się na to godzić "bo protestują w słusznej sprawie"??
Ciekawa jestem Waszego zdania, jakie są granice takich protestów? Czy są jakiekolwiek względy uprawniające organizację "ekologiczną" do posuwania się do takich środków? (cudzysłów zamierzony). Czy po takim proteście Greenpeace powinien zostać zbiorowo podany do sądu (co najmniej utrata zysków, a parę zarzutów kryminalnych pewnie też dałoby się zastosować..) i zapłacić astronomiczne odszkodowania, czy ich działania są całkowicie akceptowalne?
Komentarze