Mic Mic
280
BLOG

"...tam, gdzie Pan Pana majstra" - Zachód versus Putin

Mic Mic Polityka Obserwuj notkę 0

     I co oni mogą mu zrobić? Red. Igor Janke napisał na swoim blogu, że w manewrach wojskowych wokół Krymu bierze udział 150 tysięcy rosyjskich żołnierzy. A co ma Zachód? Natenczas wiemy na pewno, że ma olbrzymie pokłady moralnego oburzenia. "Bo jak tak można w XXI wieku?" - oto streszczenie całego tego gadania i niewiele wskazuje, aby istniały przesłanki, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone zdobędą się na coś jeszcze.

    Zawodowym politologiem nie jestem, a jako filozof wiem, że indukcja jest rozumowaniem zawodnym, lecz z najświeższych ilustracji napięć między jedynym ponoć supermocarstwem ze stolicą w Waszyngtonie a starym Niedźwiedziem wyłania się obraz kompletnej niemożności czynu tego pierwszego i czynnej bezczelności tego ostatniego. Owe ilustracje to wojna w Gruzji i konflikt w Syrii. Wobec ruskich tanków, które hasały sobie po Kaukazie, przywódcy światowi wygłosili soczyste przemówienia, które potępiały poczyniania Kremla. Ponieważ słowa są raczej marną bronią przeciwpancerną, Putin w skrytości swojego sumienia najpewniej uznał, że ma je gdzieś, a dzieła swego dokona tak, jak to był zamierzał, gdy powziął decyzję o strzelaniu do Gruzinów. 

   Iilustracja numer dwa - Syria. I cóż tam się stało? O ile pamięć mnie nie myli, to Barack Obama, ów miłośnik praw człowieka, pierwszy czarnoskóry prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, Laureat Pokojowej Nagrody Nobla, niestrudzony bojownik o prawa homoseksualistów i całą tę resztę usłyszał od Putina, że nici z jego planów poważniejszej interwencji w Syrii, bo Władimir Władimirowicz załatwi sprawę sam, a jak Obama będzie koniecznie chciał się wtrącąć, to słowa rosyjskiego przywódcy wesprze rosyjskie lotnictwo. A jankeski prezydent to kupił. Tfu, co ja gadam?! On tego nie kupił, on najzwyczajniej w świecie zobaczył pewnego siebie, zdeterminowanego gościa, który powiedział mu, ażeby wziął ręce precz od wewnętrznych problemów rosyjskiego kontrahenta (na dostawy broni), tupnął nogą, że to sprawa Mokswy, a Obama zwiął sprzed Majestatu Prezydenta Rosji z mokrymi gaciami. Użeranie się z Partią Republikańską o prawa gejów to daleko łatwiejsze niż wadzenie się z byłym (chociaż niekoniecznie) kagiebistą, dla którego istotna jest jedynie liczba dywizji.

    Skąd wiem, że się nie mylę? Nie wiem. Co więcej, mam na to nadzieję, że jestem w błędzie, lecz czy istnieją jakieś fakty, które przeczą opisanemu przeze mnie bezwładowi woli? Rosyjskie społeczeństwo przyłączeniem Krymu do Rosji zmartwione raczej nie będzie, a jeśli Putin szarpnie całą Wschodnią Ukrainę, to sam na tym nieźle zarobi, zdobywając ukraiński przemysł, co zredukuje naszego sąsiada do rangi dużej Mołdawi. Nie chce mi się wierzyć, że Zachód zdecydowałby się na konflikt z Rosją, bo nie wydaje się, aby żołnierze krajów Unii byli gotowi ginąć za kawałek ziemi, który stanowi część terytorium bankruta, część, będącą i tak w większości zamieszkaną przez Rosjan. Ponadto, to Rosja siedzi na ropie i gazie, i w razie jakiejś dużej imprezy połowa zjednoczonej Europy bedzie gotować na ognisku podsycanym drewnem i gazetami (w Niemczech zapewne poszłyby w ruch ostatnie wydania Bilda z posłem Protasiewiczem). 

   Bo właściwie to po co Zachód miałby ratować Ukrainę? Oczywiście motywowany polską racją stanu szczerze Ukraińcom kibicuję, lecz czy nie mamy do czynienia hic et nunc z trupem? Czy patrząc na sytuację Kijowa w chwili, w której piszę ten tekst, nie macie wrażenia, Szanowni Czytelnicy, że widzimy kraj, który ma, mówiąc kolokwialnie, przechlapane? Ogłoszono zwycięstwo Majdanu i rzeczywiście, jeśli przyjąć, że celem protestów było pogonienie Janukowycza, Ukraińcy odnieśli zwycięstwo. Tylko, co dalej? Satrapę z ramienia Szachinszacha zdetronizowano - to prawda, jako się rzekło. Lecz pomimo tego sukcesu Ukraina nie ma wyraźnych kandydatów na przywódców. Ma za to niewydolność finansową grożącą bankructwem, obce wojska na swoim obszarze, groźbę separacji pokaźnego fragmentu swojego terytorium, widmo wojny i nikłe, moim zdaniem, szane na realną pomoc, która zapobiegłaby założeniu na Zaporożu niedźwiedziego barłogu. 

   Wszystkich potencjalnych krytyków muszę prosić o wybaczenie za brak optymizmu i że generalnie sieję defetyzm. Mieszkam niestety za daleko od Warszawy, żeby pójść pod rosyjską ambasadę i spróbować Moskali przynajmniej porządnie ochrzanić, a uczyniłbym to chętnie, gdybym miał taką możliwość. Nie mam też zamiaru, wzorem niektórych komentatorów, doradzać Ukraińcom wiernopoddaństwo i tańczenie jak im Moskwa zagra. Po prostu mam Putina za hybrydę wytrawnego polityka a'la Machiavelli i posowieckiego bandyty, co tworzy mieszankę istoty wyprawnej z wszelkich zahamowań. Skoro można było zajechać pół Gruzji, grać na oczach świata wolnością działaczy ekologicznych, być solidnie uwikłanym w szereg morderstw o charakterze politycznym, to cóż go obchodzą te wszystkie wyrazy zaniepokojenia i oburzenia, która słyszy się z ust europejskich i amerykańskich polityków? 

   Tak więc szkoda, naprawdę szkoda. Gdyby to potoczyło się nieco inaczej, miło byłoby popatrzeć na Rosję, która wciąż pomrukuje i warczy, lecz musi to robić bardzo taktownie, bo ma dookoła szereg państw pilnujących, aby Niedźwiedź był trzymany za pysk. Przy odpowiednim wszak zaciśnięciu paszczy ryczeć się nie da. Nie ukrywam, że wśród tych państw z radością widziałbym wolną Ukrainę, bo bez niej raczej nie widzę szans na zbudowanie hamulców dla rosyjskiego imperalizmu. Bez tego zaś nie widzę szans na pokój i bezpieczeństwo w regionie. Dlatego powtarzam: szkoda, naprawdę szkoda. Na razie zdaje się, że Putin może pozwolić sobie na dużo, naprawdę dużo, a między innymi na powiedzenie Stanom Zjednoczonym i Zachodniej Europie, że mogą go tam pocałować, gdzie tamtem Pan Pana majstra.   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mic
O mnie Mic

Fascynacje: Bóg, człowiek, świat. W tej kolejności, przy czym wydaje mi się, że zainteresowanie jednym, pociąga zainteresowanie drugim i trzecim.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka