Tydzień temu Teatr Telewizji w ramach Sceny Faktu wyemitował przejmujący spektakl „Przerwanie działań wojennych”, w reż. J. Machulskiego. Rzecz cała opowiada o negocjacjach w sprawie warunków zaprzestania walk w Warszawie w październiku 1940 r.
Na czele polskiej delegacji stanął płk dypl. Kazimierz Iranek-Osmecki (Piotr Fronczewski), po drugiej stronie zasiadł generał SS Erich von dem Bach-Zalewski (Krzysztof Stelmaszyk).
Znakomicie zagrane.
Poddanie na honorowych warunkach – oto misja naszych oficerów w sztabie SS. A te honorowe warunki to wymarsz z bronią w ręku, która zostanie złożona dopiero w ostatniej chwili w momencie opuszczania miasta, uzyskanie statusu kombatantów, co gwarantowało potem traktowanie jako jeńców wojennych zgodnie z konwencją genewską, brak represji wobec ludności cywilnej, wymarsz w eskorcie niemieckich sił zbrojnych (nie oddziałów cudzoziemskich, znanych z odrażających zbrodni), dodatkowo z prawem do zachowania biało-czerwonej flagi.
Udało się uzyskać wszystko. Pełne dumy i godności, ale i doskonale przygotowane negocjacje przyniosły rezultat. Projekt przygotowanej w języku polskim i niemieckim w trudnych warunkach walczącej Warszawy umowy kończącej walki (nie – kapitulacyjnej, to był punkt podstawowy) został zaakceptowany przez niemiecki sztab niemal bez poprawek. Uprzejme i zdecydowane „To niemożliwe, Panie Generale”, „Na to nie możemy się w żadnym razie zgodzić, Panie Generale”, rezerwa i dystans wobec potężnego przeciwnika, nic więcej niż nakazywała uprzejmość ustawiły rozmowy od samego początku. Żadnych wątków osobistych, żadnego spoufalenia.
Wczoraj minęło 6 miesięcy od katastrofy smoleńskiej i oddania śledztwa całkowicie w ręce Rosjan. W tym kontekście powróciły obrazy ubiegłotygodniowego spektaklu. Nie wiem, ilu doradców i prawników pracowało w sztabie generała Bora-Komorowskiego nad warunkami zaprzestania walk i treścią umowy. Może było to po prostu kilku inteligentnych, żarliwych patriotów, dla których Bóg Honor i Ojczyzna nie były pustymi słowami. I przypomniałem sobie fragment niedawnego wywiadu Michała Boniego, ministra, w którym opowiada o swoich współpracownikach:
„Najbliżej mnie jest grupa osób, które przygotowują materiały dla komitetu stałego Rady Ministrów, ale równolegle jest departament analiz strategicznych (…). Oni są w stanie wygenerować z siebie w bardzo krótkim czasie analizy na bardzo różne tematy. (…) oni umieją korzystać ze wszystkim nowoczesnych technik. Dawniej trzeba było przeglądać tysiące papierów, żeby czegoś się dowiedzieć, a teraz wystarczy dobrze klikać w Internecie i można wszystkiego się dowiedzieć.”
Jak się dowiadujemy, jest tych ludzi kilkudziesięciu. Szkoda więc, że tak duży i pewnie nieźle opłacany zespół nie przerwał weekendu, by przygotować premierowi podstawy prawne i sytuacyjne do negocjacji z rosyjskim odpowiednikiem na temat wspólnego poprowadzenia śledztwa, niezależnego dostępu do dowodów, na temat przetransportowania bezpośrednio do Polski ofiar katastrofy i wykonania w Ojczyźnie sekcji zwłok. W zamian mamy samozwańcze, nieumocowane w żaden sposób, niemal prywatne ustalenia Klicha i Morozowa, chaos słusznie spostrzeżony od pierwszej chwili przez prokuratora Parulskiego, niemoc, upokorzenie, gnijący wrak, występy premiera, który otwarcie przyznaje się opinii publicznej, że nawet nie podjął próby uzyskania czegokolwiek od Rosjan, bo groziłoby to odmową lub nawet utrudnieniem w dostępie do czegokolwiek, bo i tak nic by nie załatwił.
Zginął Prezydent, zginęli dowódcy Sił Zbrojnych, parlamentarzyści i ministrowie. Szkoda, że premier polskiego rządu poza sentymentalnymi uściskami nie umiał zdobyć się na postawę pułkownika Iranka-Osmeckiego; szkoda, że nie „stanął w ciemności i błocie” i w być może żmudnych rozmowach nie uniósł Majestatu Rzeczypospolitej.
Jestem człowiekiem w średnim wieku, mieszkam w średnim mieście, jeżdżę średnim samochodem i średnio się we wszystkim orientuję.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka