No i mamy kolejną powtórkę z rozrywki. We wszystkich mediach jak na komendę zaczęli prowadzić kolejną psychoanalizę duszy Jarosława. Podobno kolejny raz się zmienił, złagodniał, tak na potrzeby nowej kampanii.
Setnie się więc ubawiłem oglądając niedawno wywiad z Kluzik-Rostkowską, którą spytano o określenie Lady Mackbet, jakiego użył wobec niej Marek Migalski po bezwzględnym pozbyciu się Bielana. Otóż odpowiedziała ona, że nie ma mu za złe, bo dzwonił do niej przed publikacją z pytaniem, czy może to zrobić.
Założę się, że latem ubiegłego roku wypisując cuda nt Kaczyńskiego do głowy mu nie przyszło, by pytać go wcześniej o zdanie. Może po prostu przestraszył się tej „filigranowej babeczki”?
Swoją drogą to ciekawe, jak pojemny jest język polski, którego podobno pan poseł kiedyś nawet uczył, najwyraźniej nie znając znaczenia prostych słów; „drobna”, „filigranowa” – cóż, kto ma oczy do patrzenia, niechaj patrzy i ocenia.
Jestem człowiekiem w średnim wieku, mieszkam w średnim mieście, jeżdżę średnim samochodem i średnio się we wszystkim orientuję.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka