John Terryto jeden z tych zawodników, których od zawsze uważałem za uosobienie może nieco wyidealizowanego etosu piłkarza. Waleczny, dostojny, zawsze z opaską kapitańską, kopacz z zasadami, jakich niewielu. Muszę z przykrością przyznać, że jakieś trzy tygodnie temu ten mit upadł. Wszystko za sprawą swoistej sexafery, którą w ostatnim czasie żyje angielski futbolowy świat. Terry, kapitan reprezentacji Anglii i Chelsea Londyn miał romans z byłą dziewczyną Wayne Bridge'a, który wcale nie tak dawno grał z JT na Stamford Bridge. Bridge oświadczył, że więcej w jednej drużynie z Terry'm nie zagra, a w kontekście czerwcowych mistrzostw świata w RPA to dla selekcjonera reprezentacji Anglii nie lada problem.
I to właśnie on, Fabio Capello podejmie ostateczną decyzję, czy Terry straci opaskę kapitana. Sprawa jednak nie kończy się tylko na tym kawałku materiału, który opasa ramię zawodnika. Chodzi raczej o to, że kapitan to nie tylko posiadacz chlubnego wpisu do protokołu meczowego i swoistej wyższości nad kolegami z drużyny. Kapitan to przede wszystkim piłkarz, który oprócz tego, że jest świetny na boisku, poza nim pozostaje krystalicznym człowiekiem. W oczach kibiców, również w moich, taki do tej pory był John Terry. No właśnie - był. Jeśli zarzuty się potwierdzą, nie będzie już tego samego zawodnika. Z mojego punktu widzenia nie ma nawet mowy o tym, by JT 29-letni obrońca Chelsea dalej dzierżył kapitańską opaskę w reprezentacji.
Warto byłoby zainicjować debatę o pożądanych cechach kapitana. Przypadek Terry'ego nie jest jedynym w tej materii. Jakiś czas temu Gary Neville, kapitan Manchesteru United podczas meczu jednoznacznym gestem obraził Carlosa Teveza. Zdjęcie poniżej.

Inne tematy w dziale Rozmaitości