Od lat się mówi w Polsce o problemach demograficznych. Próbuje się je rozwiązywać za pomocą ‘becikowych’, programów budowy przedszkoli, robienia urlopów tacierzyńskich, przedłużania urlopów macierzyńskich, itd…
Nie widać jakiś specjalnych debat, czym są spowodowane problemy demograficzne, dlaczego młode rodziny nie mają dzieci? Przeważnie się obwinia zmiany kulturowe, itd.. Również nie słychać, jaki wpływ na demografię mają prowadzone projekty, np. co jak poprawiło sytuacje wprowadzenie ‘becikowego’? Czy odniosło to sukces, czy tylko było podatkami wyrzuconymi w błoto ku chwale kilku polityków?
Wśród znajomych rzadko spotykam pary, które by nie chciały mieć dwójki, trójki dzieci. Dlaczego więc ich nie mają, albo mają późno? Jakie czynniki zdają się na to wpływać?
Zapewne stabilność finansowa; po drugie pomoc rodziny, lub przedszkola/żłobki wspierane przez państwo; po trzecie własne cztery ściany; po czwarte wolny czas na zajmowanie się dziećmi;
O ile pierwsza dwa czynniki zależą od sytuacji ekonomicznej Polski, oddalenia od rodziców i średnioterminowego ‘zacięcia’ władz centralnych i lokalnych, o czym wylano już może atramentu, o tyle dwóm ostatnim warto się przyjrzeć.
Nawiązując do mieszkań, młodzi ludzi mieszkają, gdzie jest praca, czyli często w dużych aglomeracjach, jak np. Warszawa, co wymaga mobilności. Cóż z tego, jak ceny mieszkań są względnie wysokie do zarobków? Te ceny zdają się rosnąć szybciej niż zarobki, na co skarżą się znajomi od Moskwy, po Buenos Aires. Ich wysokość wynika po części z bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości zakończonej w 2008r. oraz z faktu, że jest sporo luźnego kapitału w Polsce i na świecie, który jest inwestowany w nieruchomości, jako pewna inwestycje, utrzymując wysokie ceny, co praktycznie wyklucza z zakupu młodych ludzi bez wsparcia rodzin, czy topowej pracy. Czyli większości. Również winduje to ceny za wynajem.
Odnośnie wolnego czasu, zarówno osoby pracujące na wykwalifikowanych stanowiskach (prawnicy, ekonomiści, inżynierowie, itd…), jak i wykonujące prostsze prace (np. w supermarketach, czy sklepach wielko-powierzchniowych) mają przeważnie zapisane w kontraktach osiem godzin pracy dziennie, ale muszą często pracować dużo więcej (rzadko z zapłaconymi nadgodzinami) przez nieformalny nacisk przedsiębiorstw, którym wygodniej nie płacić za ekstra pracę, niż płacić. A pracując 12h dziennie to praktycznie niewykonalne mieć dzieci.
Pozornie sposób rozwiązywania problemów budżetowych wydaje się nie mieć z demografią wiele wspólnego. Jednak ma. Ostatnie łatanie dziury budżetowej, to podwyżka akcyzy na alkohole, czy zmiany stawki VAT. De facto więc jest to podatek regresywny (przeciwieństwo progresywnego), ponieważ procentowo w większym stopniu obciąża budżety domowe osób mniej zarabiających od zarabiających więcej. Czyli ponownie nie ułatwia się życia ludziom młodym, często i tak niewiele zarabiającym.
Jak to wszystko się łączy? Ano dość prosto. Dominujący dyskurs neo-liberalny jest w sprzeczności z dyskursem sprawiedliwości społecznej. Po prostu są różne sposoby rozwiązywania problemów, co obrazuje poniża tabelka:
Celowo nie piszę o progresywnym podwyższaniu podatków od osób prywatnych (PIT), bo to nie tam są nie opodatkowane pieniądze. Również słynny podatek Belki (podatek od oprocentowania oszczędności) to nic innego, jak klasyczne ‘łupienie’ klasy średniej z pominięciem poważnych zysków grup kapitałowych, czy ludzi bogatych, które takiego podatku nie płacą, ponieważ nie trzymają pieniędzy w Polsce.
To oczywiście są rozważania na szybko, być może z drobnymi nieścisłościami. Chodzi jednak o podkreślenie, że dyskurs neoliberalny nie może rozwiązać problemów demograficznych, ponieważ sam je tworzy z zasady i natury, promując rozwarstwienie społeczne oraz unikając progresywności podatkowej oraz opodatkowywania majątków i kapitału uchylającego się od płacenia podatków.
Próbą ulżenia młodym rodzinom, aby spróbować na poważnie odwrócić negatywne trendy demograficzne, należy zacząć od przełamania neoliberalnego tabu oraz zakończenie powolnego podnoszenia podatków dla tych, od których zależy demografia i zaczęcie podnoszenia podatków tam, gdzie się ich nie płaci i gdzie są pieniądze.
Podsymowywując, aby udało się odwrócić fatalny trend demograficzny w Polsce, warto rozważyć:
Po pierwsze, zmianę kodeksu pracy silniej penalizując wymuszanie na pracobiorcach nadgodzin łamiąc umowy o pracę, a zwłaszcza bezpłatnych nadgodzin (wraz z usprawnieniem Państwowej Inspekcji Pracy). Nie stworzy to problemu ekonomicznego, poza drobną zmianą modeli biznesowych.
Po drugie, spowolnienie wzrostu cen mieszkań spowodowany napływem luźnego kapitału, co powoduje wykluczanie rosnącego odsetka młodych ludzi z rynku nieruchomości (np. podatek VAT dla kupującego z uwzględnieniem wyjątków dla kupujących pierwsze mieszkanie), ponieważ ceny mieszkań rosną szybciej, niż zarobki większości, od której zależy demografia.
Po trzecie, zakończenie dyskryminacji większości społeczeństwa przy podwyżkach obciążeń podatkowych i promowanie systemu podatkowego zgodnego z zasadami sprawiedliwości społecznej (podatek obrotowy dla np. dużego handlu, czy innych dużych podmiotów unikających płacenia podatku CIT przez inżynierię finansową, podatek Tobina od spekulacyjnych transakcji giełdowych, VAT od zakupu używanych mieszkań, podatek katastralny od drogich nieruchomości, itd.. ).
Chcę się dzielić wnioskami i wiedzą wyniesioną z ciekawego i specyficznego środowiska zawodowego. Przedstawiam swoje prywatne opinie. Nie boję się ani merytorycznej, ani niemerytorycznej krytyki:) Komentarze nie na temat bede wycinal.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka