W Polsce często się słyszy: ‘jestem liberałem’ i jednym tchem ‘jestem przeciwko ingerencji państwa w gospodarkę’, ‘jestem za deregulacją’, ‘im mniej państwa, tym lepiej’ czy ‘prywatne jest bardziej efektywne, niż publiczne’. Jak to się w ogóle wszystko zaczęło?
Teoria neoliberalna wzięła się z kryzysu lat 70-tych, który wyniknął ze skokowego wzrostu cen ropy, który znowuż wyniknął ze zmowy kartelowej krajów OPEC. Energochłonne gospodarki Europy i USA nie były przygotowane na taki szok cenowy, co spowodowało wieloletnią stagnację. Równolegle królująca Keynowska teoria ekonomiczna promująca stymulację gospodarki przez państwo, nie poradziła sobie z tym kryzysem.
Na fali tego kryzysu zaczęła powstawać teoria neoliberalna zalecające prywatyzację, deregulację, minimalizację roli państwa, zwijanie zabezpieczeń socjalnych, usług publicznych, itd… Zasady te zostały wciągnięte na banderę Banku Światowego, czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego i wprowadzanie ich stało się warunkiem pomocy finansowej dla krajów rozwijających się w latach 70-tych i 80-tych, przeważnie byłych kolonii afrykańskich lub krajów Ameryki Łacińskiej. ‘Sojusz’ wokół tej teorii został przypieczętowany przez Konsensus Waszyngtoński zawarty między Bankiem Światowym, Międzynarodowym Funduszem Walutowym, Światową Organizacją Handlu i Ministerstwem Skarbu USA w 1988r. W praktyce konsensus reprezentował interesy tych Instytucji i powiązanego z nimi kapitału (http://pl.wikipedia.org/wiki/Konsensus_Waszyngto%C5%84ski ).
Efektem ubocznym wprowadzania neoliberalnych zmian były rosnące rozwarstwienie społeczne, znaczący wzrost biedy oraz wymuszanie sprzedaży wartościowych aktywów zadłużonych państw, takich jak złoża surowców, telekomunikacje, banki, energia, itd.. dla zagranicznych firm mających dostęp do tanich źródeł finansowania tych zakupów. Warto podkreślić, że te sektory są bardzo zyskowne i mają strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa państw.
Po 89r. podobna metoda została zastosowana w Polsce i innych krajach postkomunistycznych i stały się formą antykomunistycznego fetyszu powtarzanego do dziś (ale np. Chiny i Rosja nie pozbyły się cennych aktywów). Również do dziś brak jakiejś specjalnej dyskusji, poza internetem, czy aby nie jest to droga donikąd dla tak słabej ekonomii ze słabym kapitałem, jak Polska. Ewentualnych krytyków przedstawia się, jako promotorów ingerencji państwa w gospodarkę. Ciekawą rzeczą jest, że wiele krajów OECD nigdy nie zastosowało tych zasad u siebie;o)
Z punktu widzenia kapitału, ekonomia to, bardzo upraszczając, rynki, które mają mniej, lub bardziej wyraźne granice między sobą, np. rynek elektryczności, rynek bankowy, rynek handlu hurtowego, rynek finansowy, rynek telefonii komórkowej, komputerów, samochodów, itd….Rynek może być wielki, np. rynek zbrojeniowy, lub ropy, albo mały, np. specyficzny typ urządzeń. Może być globalny, lub lokalny. Znam przykłady firmy zatrudniającej około 300 osób, która ma 80% globalnego rynku swojego produktu.
Podobnie Polska jest ‘podzielona’ na takie rynki, gdzie są różni gracze, zyski, udziały w rynku, itd…Doktryna neoliberalna uważa, że ‘niewidzialna ręka rynku’ jest ich najlepszym regulatorem, co w praktyce pozwala na brutalną dominację silniejszych zagranicznych graczy nad wciąż embrionalnym lokalnym kapitałem. Promowane są slogany, typu ‘mniej państwa’, powtarzane bezkrytycznie.
Zastanówmy się jednak w praktyce na prostych przykładach, jak banki, czy sklepy wielkopowierzchniowe, jak to wygląda.
Około 60% rynku bankowego polski jest w rękach niepolskich, co praktycznie oznacza brak innowacyjnych instrumentów służących rozwojowi polskiej gospodarki. Równolegle polskie banki mają mało co za granicą, więc bilans nie jest korzystny. Interes zagranicznego banku w Polsce jest prosty – maksymalizacja zysku. Przyjmijmy, że ponieważ akcjonariusza nie są z Polski, nie są zainteresowani jej rozwojem, lecz przesłaniem do centrali jak największego zysku. Więc jeśli ‘wolny rynek’ doprowadzi do sytuacji, że 100% sektora bankowego będzie w rękach niepolskich, to należy uznać, ze jest ok, bo przecież teoria ekonomiczna tak podpowiada? Czy też powinno się uznać, że mamy problem i, że może państwo powinno wyznaczyć jakiś cel, do którego się dąży i wspiera go, np. max 30% udziału kapitału zagranicznego? Również możnaby przedyskutować maksymalną koncentrację kapitału (np. 20%), żeby nie powstały banki za duże, by upaść.
Innym przykładem są sklepy wielkopowierzchniowe w Polsce. Zapewne 100% tego niezmiernie zyskownego rynku należy do firm zagranicznych. Ponieważ są to często potężne koncerny z solidnymi liniami kredytowymi w obsługujących je bankach, polski kapitał ma marne szanse, by z czasem zaistnieć na tym rynku (a mówimy o materiałach budowlanych, hurtowych zakupach żywności, chemii domowej, często elektroniki, itd…). Zakładam, że wiele takich firm nie wykazuje zysku w Polsce, drenując go za granicę. Jaki Polska ma w tym interes, że takie hipotetyczne firmy unikają płacenia podatku CIT, co tylko zwiększa dywidendy akcjonariuszy, bo nic w naturze nie ginie?
Zapewne jest wiele innych takich rynków, jak piwo, rafinerie, produkcja i przesył energii elektrycznej, gas, tytoń, itd… oraz wszelkie zaawansowane technologie, stąd każdy przypadek jest inny, ale warty analizy, gdzie jesteśmy 24 lata po zaczęciu transformacji ekonomicznej bazującej na receptach dla byłych kolonii afrykańskich? Czas na krytyczną analizę, gdzie znajduje się obecnie polska ekonomia, zamiast cieszyć kilkoma, mało mówiącymi wskaźnikami ekonomicznymi. Jaki mamy interes w podtrzymywaniu niekorzystnych trendów, które już np. w sektorze dużych sklepów doprowadziły do sytuacji, że cudzoziemcy są właścicielami, a Polacy nisko opłacanymi pracownikami i niskomarżowymi dostawcami? Żaden.
Oczywiście każdy rynek jest inny, ale zastanówmy się nad sklepami wielkopowierzchniowymi.
Roboczo zakładamy, że takie sklepy ‘duszą’ mniejsze lokalne sklepy zamieniając ich właścicieli w swoich potencjalnych pracowników oraz mimo dobrych zysków unikają płacenia podatku CIT, co znowuż powoduje presje na np. podnoszenie VAT, czy akcyzy (podatki skądś się muszą wziąć), lub na dodłużanie państwa. Mówiąc inaczej, niezapłacony CIT obciąża zwykłych obywateli, a podnosi dochody zagranicznych akcjonariuszy. Jak można by to ‘ugryźć’?
Po pierwsze, zacząć od solidnej analizy takiego rynku, żeby mieć czarno na białym sytuację, triki finansowe, straty podatkowe, rozwój wartości akcji, wypłacane dywidendy, presję na mniejsze sklepy (często z lokalnymi właścicielami), prawo unijne, miedzynarodowe umowy, itd….Zakładam, że raport może potwierdzić unikanie płacenia podatków oraz szkodliwą strukturę rynku dla zrównoważonego rozwoju. Zapewne też inne rzeczy, jak wyciskanie, jak cytrynu małych lokalnych dostawców (ale o tym innym razem), itd...
Po drugie, jeśli takie firmy ewidentnie kręcą z podatkami, nie obędzie się bez podatku obrotowego rekompensującego inżynierię finansową. Aby sprawiedliwości stało się za dość, można by od niego odjąć zapłacony podatek CIT. Zapewne nie ma tu problemu z prawem UE (to należy zawsze sprawdzić z góry), choć zapewne firmy będą się bronić w mediach (że zagrożone miejsca pracy, że interes klienta, itd… tym nie ma co się przejmować) i skargami do UE (na co trzeba być przygotowanym).
Po trzecie, jeśli obecna struktura rynku, czyli dominacja gigantów, okaże się niekorzystna dla ‘zrównoważonego rozwoju regionalnego’, to państwo zapewne ma prawo uregulować rynek, np. że jedna grupa kapitałowa może mieć max 10% rynku, albo że w danym regionie suma takich sklepów może mieć np. 20% procent rynku, co da oddech mniejszym sklepom (choć powinno się też wziąć pod uwagę sieci zagranicznych mniejszych sklepów). Tu jestem mniej pewny, jak to się ma do prawa unijnego, ale przynajmniej trzeba zacząć od hipotezy i ją sprawdzić. Tyle, że nie można się słowem zająknąć o niepolskim kapitale, a należy podkreślać promowanie małego biznesu, praktyki kartelowe, zrównoważony rozwój, przykład innych krajów europejskich, itd…Jednym słowem należy to przeprowadzić respektując umowy międzynarodowe.
I tak rynek po rynku, zależnie od znaczenia. Jako efekt uboczny, służyłoby to wyrównaniu szans polskiemu kapitałowi do wzrostu, a oficjalnie regulacji rynków celem promowania małej i średniej przedsiębiorczości, poprawienie ściągalności podatków oraz zwalczania nadmiernej koncentracji na rynkach.
Rzecz jasna, na niektórych rynkach koncentracja jest konieczna w wyniku globalnej konkurencji, jak rynek broni, gdzie ‘wielcy’ gracze zjadają małych. Ale lepiej, aby takie przypadki dotyczyły polskiego kapitału, albo rynków, na których polski kapitał nie ma szans konkurować. Natomiast w innych nic nie trzeba będzie robić, ponieważ ich struktura będzie korzystna, lub neutralna. A jeszcze innych rynków nie wolna tchnąć, jak rynek obsługujący dług publiczny, bo może się to skończyć dramatycznie ( tu po prostu trzeba zacząć redukować dług, jako najlepsza ‘odtrutka’). Rynek rynkowi nierówny.
Żeby jednak zacząć prowadzić tego typu politykę, trzeba podważyć dominujący i szkodliwy dyskurs neoliberalny w Polsce, zacząć promować ‘zdrowy rozsądek’ oraz porobić solidne analizy, bo tu łatwo jest popsuć.
Chcę się dzielić wnioskami i wiedzą wyniesioną z ciekawego i specyficznego środowiska zawodowego. Przedstawiam swoje prywatne opinie. Nie boję się ani merytorycznej, ani niemerytorycznej krytyki:) Komentarze nie na temat bede wycinal.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka