Jakiś czas temu na łamach Kultury Liberalnej ukazał się ciekawy tekst Wojciecha Engelkinga poświęcony rozważaniom dotyczącym epoki w jakiej przyszło nam żyć, w szczególności zaś jej początkowi. Sam tekst intuicyjnie skłania do własnego poszukiwania zdarzenia, które mogłoby stanowić datę dającą początek epoce, w której przyszło nam żyć.
Według Autora był to 11 listopada 2013 roku i moment, gdy na pl. Zbawiciela spłonęła tęcza. Wtedy to miałby zakończyć się kinship (pokrewieństwo/powinowactwo) termin zapożyczony przez Engelkinga od Marii Fragoulaki i oznaczający w tym przypadku zdolność do współistnienia. Według Autora to zdarzenie wyznacza moment, od którego każdy prędzej czy później zostaje zmuszony do określenia się po stronie jednego z plemion.
Zacząłem, więc zastanawiać się skąd wzięła się emocja, która popchnęła uczestników marszu do spalenia instalacji artystycznej Julity Wójcik, a tym samym stworzenia pęknięcia, które rozdzieliło polskie społeczeństwo na dwa wrogie obozy. Poszukiwanie to doprowadziło mnie do przekonania, że jest jeszcze druga, nie mniej ważna data. Mianowicie dzień 16 września 2010, okolice godziny 8 nad ranem i usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Tak jak w sferze metafor i symboli 11 listopada 2013 roku niemożliwym stało się popijanie prosecco na pl. Zbawiciela tak troszkę ponad trzy lata wcześniej niemożliwym stało się okazywanie wiary w sferze publicznej. Dla okresu wyznaczonego tymi dwoma datami nie ma większego znaczenia, że w trakcie jego trwania czy nawet i po nim zdarzały się przypadki zgodnego współżycia jak przywoływana w tekście Wojciecha Engelkinga procesja Bożego Ciała z 2013 roku, gdy tłum wiernych mijał spokojnie popijających zawartości swych kieliszków gości lokalnych ogródków restauracyjnych. Nie ma to znaczenie, ponieważ w historii nic, a przynajmniej prawie nic nie ma swojego jednoznacznego początku. Chociaż próba bezpośredniego wywodzenia zdarzeń z Marszu Niepodległości 2013 z wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu w 2010 roku byłaby zadaniem karkołomnym. To bez cienia wątpliwości istnieje pomiędzy tymi momentami-symbolami sprężenie zwrotne. Oba one stanowiły ciosy w dwie Polski, które wtedy jeszcze potrafiły żyć obok siebie nie zdając sobie sprawy z głębokości różnic między nimi sięgającymi nawet języka jakim się posługiwały. Z czasem coraz bardziej naruszone tymi ciosami zaczęły się od siebie oddalać i żyć naprzeciw sobie, zaś przestrzeń między sobą traktując coraz częściej jako pole bitewne.
Czy można zatem sobie wyobrazić przeszłość, w której nie dochodzi do tych zdarzeń? Owszem można. Czy jedno determinowało w jakiś sposób drugie? Nie. Niemniej doszło do obu i oba sprawiły, że sumarycznie większość Polaków poczuła się zaatakowana we własnych kraju. Tym krótkim tekstem chciałbym zwrócić uwagę, że szukając początków sporu, który przeniósł się na tak wiele płaszczyzn by tylko wspomnieć o konflikcie pomiędzy demokracją liberalną, a nieliberalną pamiętajmy o obu datach by nie umknęła nam całość obrazu.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo