ekonomista  grosik ekonomista grosik
59
BLOG

Poczuj strach - wspomnienia z młodości, odc; XI, cdn ...

ekonomista  grosik ekonomista grosik Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Po obiedzie Jerzemu, bo tak miał na imię kapitan Bielik z Kasią zdaliśmy relację dokładniej, niż ja to zrobiłem przez telefon, i ustaliliśmy, że na drugi dzień, tj; w środę zaczynamy dochodzenie do prawdy. Kasia krótko po obiedzie odjechała, a ja Jerzego zabrałem na wyrąb lasu. Pod wieczór wróciliśmy, więc zrobiłem kolację, wypiliśmy na dworze parę kieliszków koniaku, i kapitan zaczął opowiadać o podobnym zdarzeniu, tylko nie tak makabrycznym. Po jego wspomnieniach, ja też w swoje wspomnienia się zagłębiłem tak, że do północy czas mile przegadaliśmy, później zrobiłem sobie spanie na materacu, w pokoju myśliwskim, a kapitana ugościłem w swojej sypialni. Rano przebiegliśmy obaj moje dwa kilometry, toaleta, ja zrobiłem śniadanie, po śniadaniu dałem kapitanowi mapę dość dokładną tych terenów, i ustaliliśmy od których wsi zaczniemy poszukiwania zwyrodnialca. Po drodze zajechaliśmy jeszcze raz do pana Kruszwickiego, by nam wskazał, w której wsi ten zbir się przechwalał swoją zdobyczą. Kruszwicki wskazał na wieś Łopiany oddalona od wsi Borki około 14 km. Udaliśmy się do Łopian i zaczęliśmy od sołtysa Wiesława Warskiego, ten nam wskazał kilku najstarszych rolników we wsi, z okresu przedwojennego, którzy do dzisiaj tu jeszcze mieszkają. Zaczęliśmy od pana Chruścickiego lat około 75/80, ten coś słyszał o tym bandycie, ale po knajpach nie chodził, więc nic tak naprawdę nie wie, ale Bujak, tak; ten był hulaką nie złym tu we wsi, więc na pewno pamięta, tego gościa, i tych jego zbirów. Zajechaliśmy do Bujaka, ten nas grzecznie przywitał, kapitan mu legitymacje pokazał, i pokrótce streścił mu, w czym cała rzecz stoi. Bujak się wystraszył nie na żarty i nic nie chciał gadać, więc kapitan go krótko; tu pan nie chcesz gadać?, zabiorą pana moi koledzy zaraz do aresztu, a tam pan wszystko co wiesz im wyśpiewasz, jak na spowiedzi, więzienie panu odpowiada za kolesia do śmierci - co?! Ten zbladł jak ściana, i zaczął opowiadać; Helmuta Grzyba poznałem, tuż pod koniec wojny u pewnego gospodarza, który już nie żyje, a świetny bimber robił - świeć panie nad jego duszą. Helmut?, pyta Jerzy, tak Helmut, to imię jego dziadka ze strony matki, w lesie koło wsi Borki mieszkali grubo przed wojną, ona Niemką była urodzoną już w Polsce, nie wiem jak się poznali, w każdym razie na krótko nim zaczęły się działania wojenne oboje zmarli, i to w jednym tygodniu zostawiając syna 20 letniego. Helmut się nudził sam w lesie, więc szalał po wsiach, tam gdzie tylko był bimber i dziewuchy. W czasie wojny z hitlerowcami się skumał, później tą zbieraninę wojskowych, co się po lasach pogubili lub zdezerterowali z wojska zebrał, i rabowali, gwałcili kogo tylko dopadli na odludziu – dezerterzy?, oczywiście rzekł Bujak; była to mieszanina samych najgorszych mętów, różnych nacji! W ostatnim roku wojny tu wrócił i w swoim domu zastał jakąś rodzinę, którą zamordowali, a córkę zgwałcili w bestialski ponoć sposób, jak się tu kiedyś napiwszy bimbru przechwalał, tyle tylko wiem na ten temat. A gdzie ten Grzyb teraz bawi?, nie wiem, może do Niemiec uciekł, a jak nie, to we wsi Mroki musi być; tam miał kochanice jakąś, ale co to za babsko?, naprawdę nie wiem, kapitanie - klnę się na moją rodzinę! Dobrze panie Bujak, sprawdzimy to, czy pan nie buja, jeśli kłamałeś, będziesz siedział za współudział. Do wsi Mroki było około 45 km - może kapitanie jutro tam zajedziemy?, rzekłem; Fridon, kujmy żelazo póki gorące, wieczorem będziemy w domu i pewni, że wszystko zrobiliśmy dzisiaj, co mogliśmy zrobić – dobrze kapitanie Jerzy, więc jedźmy do tych Mroków; jakaś piekielna nazwa, tej wsi – Mroki! Po niecałej godzinie byliśmy we wsi Mroki, tu też zaszliśmy wpierw do sołtysa Rafała Gniotka, ten o takim nazwisku i imieniu tu nie słyszał, ale dał nam kilka nazwisk ludzi tu dłużej mieszkających. Poszliśmy z Jerzym do starego gospodarza, z garbem na plecach, ten chrząknął, splunął pod swoje nogi, i nam rzekł; panowie był tu taki lekkoduch, ale on swoje nazwisko i imię zmienił już dawno temu, teraz on się nazywa – zaraz, niech pomyślę chwilę, hm; nazywa się Janusz Malinowski, żona mu zmarła dwa lata temu, i sam bidę klepie, zgorzkniały staruch! Teraz z nim nie pogadasz pan kapitanie; on ma swój świat, i swoje problemy, tak?, spytał uśmiechając się kapitan, to mu pomożemy je rozwiązać, i zdejmiemy Malinowskiemu ten ciężar z jego barków. Podziękowałem w imieniu kapitana i moim, i poszliśmy do Malinowskiego. Malinowski stał akurat przy płocie swojej zagrody, był oparty rękami na sztachetach płotu - dzień dobry, rzekłem do Malinowskiego, na co grzecznie odpowiedział, witając nas bez podania ręki, z miną chmury gradowej, jakby coś niedobrego przeczuwał. Kapitan przed nosem Malinowskiemu legitymacją służbową błysnął, i powiedział w czym cała rzecz stoi – po chwili, jeszcze raz powtórzył; Malinowski vel Helmut Grzyb? Ten zbladł jak ściana, i o mało nie fiknął orła, bo nogi się pod nim ugięły, ale przytrzymał się płotu i podźwignął znowu na równe nogi. Tak, to ja, po dłuższej chwili rzekł - czy, wie pan w jakiej sprawie ja tu jestem?, spytał go kapitan dość ostrym głosem, nie... nie wiem; odrzekł po dłuższej chwili namysłu Malinowski vel Grzyb. I dodał - czułem, że to nadejdzie, zaczął spowiedź Helmut Grzyb, żyjąc w utrapieni z nieczystym sumieniem, noc w noc śniąc, o tych; mordach, podpaleniach, i gwałtach, ale widzę, że wolności czas mój, już się skończył! O tym sąd zadecyduje panie Grzyb, a teraz raczki proszę; kapitan założył Grzybowi bransoletki, idzie pan z nami; rzekł do niego. Doszliśmy do sołtysa, by przedzwonić do powiatu po radiowóz, radiowóz i dwaj funkcjonariusze milicji obywatelskiej w niecałą godzinę byli już u pana Gniotka. Międzyczasie Grzyb nam opowiadał o swoim nędznym życiu, a na końcu podsumował swoją gadkę. Gdyby Niemcy wygrali wojnę bym ja był teraz panem, a tak?, kapitan przerwał mu tą tyradę, byłbyś Grzyb i będziesz już zawsze; zawszawionym bandziorem, zbirem spod najciemniejszej gwiazdy, który mimo tylu przeżyć i doświadczeń, nic z tego nie pojął, więc nie pieprz tu mi, iż byłbyś panem, taki jak ty, nawet nie zna tego pojęcia – rozumiesz, bandyto?! Grzyb się zamknął - stracił wszystko, ze swoje nagłej wyniosłości - wiedział dobrze, co go teraz za to czeka, ale skruchy po nim nie było widać, ani na jotę. Był hardym zbójem, tylko od czasu do czasu popadał w głębokie zamyślenie. Radiowóz zabrał przestępcę, a my wróciliśmy do leśniczówki; zrobiłem kolację, bo obiadu nie było. Kasia sama bała się w leśniczówce przebywać, nawet w dzień, więc gdy nas w leśniczówce nie zastała, wróciła do swojego domu, o czym się dowiedziałem następnego dnia rano, jak do niej zajechałem, by pomogła mi obiad na czas zrobić. Kapitan Jerzy, zaraz po obiedzie szykował się do wyjazdu, dziękując mi serdecznie za pomoc i gościnę, a Kasi za smaczne dania. Wychodząc do auta, odwrócił się do Kasi stojącej w drzwiach domu, i z uśmiechem rzucił słowa, takie chyba od serca; gdybym nie był żonatym, bym Kasiu o rękę ciebie poprosił, a tak, a tak kapitanie Jerzy Bielik; przerwała mu Kasia też z uśmiechem, to ja narzeczonego już mam; podeszła do mnie i pocałowała mnie w same usta z oddaniem, aż mi gorąco się zrobiło, i chyba pokraśniałem na buzi z wrażenia, bo Jerzy ryknął gromkim śmiechem. Zazdroszczę ci Andrzeju takiej kobiety, jak Kasia, a co?, spytałem Jerzego; twoja małżonka gorszą jest?, nie - nie jest gorszą, tylko stała się moją przyjaciółką bardziej, jak kochającą żoną, i to nas ciut dzieli - brak jest nam tej młodzieńczej miłości i wdzięku. Ponoć zwariowana miłość często wraca, wtrąciłem kapitanowi Jerzemu, obyś miał racje Andrzeju, bo inaczej, ciężki żywot mnie czeka. Cóż powiadam Jerzemu; życie jest pełne tajemnic i niespodzianek, należy się to co ukryte odkrywać - same się one nie ujawnią, może akurat i tobie Jerzy, to się przydarzy na zdrowie, i szczęście rodzinne; oby twoje słowa Andrzeju się ziściły, westchnął Jerzy - wsiadł, do swojego samochodu i odjechał. Kurka wodna, zwróciłem się do Kasi; myślałem, że z tydzień tu pobędzie, a tu raz dwa i po sprawie - tylko zapasy mi zostały, teraz na dwa tygodnie - dodałem. Andrzej nagle przerwał opowiadanie i spojrzał na szafkowy duży zegar stojący w rogu pokoju, poszedłem za jego wzrokiem dochodziła godzina dwudziesta trzecia trzydzieści; dzieci, czas na was; Krzysiu - Andrzej zwrócił się do mojego syna; jutro pójdziesz ze mną rano na wyrąb lasu, po drodze sprawdzimy miejsca, gdzie często zastawiają kłusownicy wnyki na zwierzęta – dobrze?, a tatuś?, Krzyś spojrzał na mnie - tatuś się zgodził. Dawid zaprotestował, a ja nie mogę iść?, możesz odparł Andrzej, ale jak będziesz grzeczny, dobrze będę grzeczny - słowo?, spytał Andrzej syna - słowo, odparł Dawid. No, a teraz droga młodzieży, szybko spać idźcie, dziewczynki się oburzyły, bo chciały dalej słuchać opowieści Andrzeja, ale Andrzej stanowczo powiedział - spać! Mamusia jutro wam dokończy, to co ja dzisiaj zacząłem; och, ach, stęknęły dzieci, ale powędrowały się umyć, i spać położyć, w czym im Kasia z Haliną pomogły. Kobiety wychodząc z dziećmi, rzuciły kilka słów do tyłu; czekajcie na nas z dalszym ciągiem opowiadania, my zaraz wracamy. Andrzej zostając sam na sam ze mną, zaczął; wiesz przyjacielu, po odjeździe kapitana, Kasia została ze mną do rana, była wspaniała upojna noc, i po niej coś we mnie jakby pękło, dlatego ją o rękę chciałem, jak najszybciej poprosić - później jeszcze bywała u mnie kilka razy, co przypieczętowało naszą miłość i oddanie - tylko sobie. Andrzej wstał przeszedł się po pokoju w milczeniu, więc go zapytałem, żałujesz teraz że się tak szybko ożeniłeś?, oj, nie...! To nie to, gnębi mnie ta była moja leśniczówka przeze mnie opuszczona, coś mnie do niej ciągnie, ale nie wiem co, żeby Kasia się jej nie bała, tobyśmy tam mieszkali do dzisiaj, a tak – cóż mam począć? Wiesz, to mnie zżera od środka, dlatego nie mogę papierosów rzucić – jasny gwint, a Kasia nie cierpi, jak widzi, że ja palę! Porozmawiaj z Kasią, podpowiadam Andrzejowi, już rozmawialiśmy raz, zaraz po ślubie, i nic z tego nie wyszło. Nagle drzwi się otworzyły i weszły roześmiane: Kasia z Halinką, to możesz Andrzeju dalej opowiadać, to co było później, rzuciła Kasia w stronę męża - dobrze!

skromny - kochający wiedzę, i ludzi tolerancyjnych ...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości