mike-recz mike-recz
796
BLOG

"Major"-Fydrych, Kalisz, Ikonowicz

mike-recz mike-recz Polityka Obserwuj notkę 5

 

Odwołanie władz będzie niemożliwe? Nowy projekt referendów

Alicja Bobrowicz

 

13.06.2013 , aktualizacja: 13.06.2013 20:36

 

A A A Drukuj
Referendum w sprawie sprzedaży MPEC Białystok

Referendum w sprawie sprzedaży MPEC Białystok (Fot. JÄ drzej Wojnar / Agencja Gazeta)

To ostatnie pięć minut, aby obywatele odwołali w referendum władze gmin i miast, z których nie są zadowoleni. Wczoraj tylko garstka outsiderów protestowała przeciwko przepisom, które praktycznie uśmiercą demokrację bezpośrednią w gminach
Pod Pałac Prezydencki (bo to pomysł prezydenta Bronisława Komorowskiego) przyszli Waldemar Major Frydrych, legenda Pomarańczowej Alternatywy i Piotr Ikonowicz, wieloletni działacz Polskiej Partii Socjalistycznej. Dołączył też Ryszard Kalisz, były poseł SLD. Ikonowicz w czerwonej koszuli, Major w pomarańczowej czapce krasnala (tylko Kalisz się nie wysilił - przyszedł w śnieżnobiałej koszuli). Za nimi kilkoro młodzieży z napisanymi odręcznie na kartonach hasłami przy składanym okrągłym stoliku. Ta garstka szybko zatonęła w tłumie dziennikarzy.

O co chodzi? W prezydenckim projekcie znalazł się zapis, który ograniczy siłę referendów lokalnych. Aby jego wynik był wiążący, będzie musiało wziąć w nim udział co najmniej tylu mieszkańców, co w wyborach samorządowych! Dziś wystarczy 3/5.

Referendum jak wybory 

- To spowoduje, że odwołanie władzy będzie praktycznie niemożliwe - uważa Adam Bochentyn, prawnik z Uniwersytetu Gdańskiego, który konsultował projekt. Dlaczego? Bo frekwencja w wyborach samorządowych jest z reguły znacznie wyższa niż w referendach. Często za sprawą samych prezydentów miast, wójtów i burmistrzów. - Zdarza się, że apelują do swoich wyborców, by nie brali udziału w udziału - napisał. Wtóruje mu Marcin Gerwin, politolog i społecznik z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej: - Już dziś większość referendów odwoławczych jest nieważna z powodu zbyt wysokiego progu - tłumaczy.

- Prezydent Komorowski postanowił, że referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz będzie ostatnie. Od reszty wara! - mówił Ikonowicz. Wczoraj przeciwnicy prezydent Warszawy mieli już 133,5 tys. podpisów pod wnioskiem o zwołanie referendum odwoławczego. Brakuje im drugie tyle.

Nikt nie słuchał Majora 

- Prezydent chce zalegalizować porubstwo, arogancję i korupcję lokalnych władz - ostrzegał Major, który od kilku miesięcy próbował zainteresować sprawą organizacje, działające na rzecz budowania społeczeństwa obywatelskiego. Ale nikt nie chciał go słuchać.

Hałas zrobili więc ludzie, którzy od dawna są z boku sceny politycznej. Bo czują, że władza chce ograniczyć obywateli, którzy - jak mówi Ikonowicz - ostatnio rozsmakowali się w demokracji. 

W tej kadencji zorganizowano już ponad 70 referendów odwoławczych. W poprzedniej (2006-10) - 81. Z czego tylko 14 było ważnych. O referendach zrobiło się ostatnio głośno za sprawą dwóch prezydentów z PO, którzy w ten sposób stracili stanowiska. Piotra Koja odwołali w ub. roku bytomianie, podpadł likwidowaniem szkół. Grzegorz Nowaczyk z Elbląga stracił władzę w kwietniu.

Poza Warszawą, podpisy pod wnioskiem o referendum zbierane są właśnie m.in. w Wyszkowie i Włocławku.

Kancelaria Prezydenta wczoraj sprawy nie komentowała. Ale Olgierd Dziekoński, prezydencki minister odpowiedzialny za projekt tłumaczył pod koniec maja w "Gazecie Wyborczej", że zmiana zwiększy odpowiedzialność za właściwy wybór władz. - Każde odwołanie jest porażką wyborców, bo to oznacza, że w trakcie wyborów w zbyt małym stopniu dokonywali oceny jakości swojego kandydata - mówił. Jego zdaniem zwiększenie progu frekwencji zachęci mieszkańców do udziału w referendum. - Obecnie jest ono traktowane przede wszystkim jako narzędzie walki personalnej ukierunkowanej na odwołanie określonych władz - dodawał.

Według Waldemara Frydrycha to pokrętne tłumaczenie i namawia wszystkich, aby podpisywać petycję w sieci (wystarczy wpisać "W obronie demokracji samorządowej w wyszukiwarkę FB). 
http://metromsn.gazeta.pl/Wydarzenia/1,127307,14098174,Odwolanie_wladz_bedzie_niemozliwe__Nowy_projekt_referendow.html
 
  Gazeta Wyborcza / Kraj / Kraj
 

Dobry prezydent miasta - bezcenny. Odwołać kiepskiego - prawie niemożliwe

Michał Wybieralski
 
27.05.2013 , aktualizacja: 27.05.2013 09:12
A A A Drukuj
Rafał Dutkiewicz, Wojciech Szczurek, Grzegorz Nowaczyk

Rafał Dutkiewicz, Wojciech Szczurek, Grzegorz Nowaczyk

Prezydenci Gdyni, Wrocławia i Gdańska wygrywają w cuglach kolejne kadencje. Ale są też tacy, których mieszkańcy próbują odwołać. Urzędnicy prezydenta Bronisława Komorowskiego przygotowują ustawę o samorządach, która utrudni odwołanie przez referendum w trakcie kadencji. - Jak wieloletni prezydent dużego miasta nie wykaże się nagle skrajną niekompetencją lub nie popełni przestępstwa, to mógłby rządzić nawet dożywotnio - mówi dr Dorota Piontek, politolog z poznańskiego UAM.
Koalicja kilku organizacji i partii politycznych rozpoczyna właśnie zbiórkę podpisów pod referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Powody? Podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej, wysokie opłaty za wywóz śmieci i oszczędności na usługach publicznych, m.in. na przedszkolach.

Jeśli uda się zebrać wymaganą liczbę podpisów (jedną dziesiątą uprawnionych do głosowania mieszkańców miasta), w Warszawie może odbyć się jedno z ostatnich referendów, w którym odwołanie prezydenta jest realne.

Planowane zmiany w prawie sprawią, że pozbycie się ich w trakcie kadencji będzie graniczyć z cudem.

Referendum z wysoka poprzeczką

W kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego od niemal dwóch lat trwają prace nad ustawą o samorządach lokalnych. Przyglądają się im zarówno miejscy aktywiści, jak i prezydenci.

Prezydent Komorowski zapewnia, że jego intencją jest zwiększenie wpływu mieszkańców na decyzje w samorządach, choć ostatnia wersja ustawy umacnia prezydentów i burmistrzów.

Chodzi o przepisy dotyczące referendów w sprawie ich odwołania. Dziś żeby wyniki były wiążące, musi wziąć w nim udział co najmniej trzy piąte liczby głosujących w ostatnich wyborach samorządowych. Jednak po naciskach Związku Miast Polskich w projekcie ustawy próg ten podniesiono do co najmniej takiej samej liczby mieszkańców, jaka wzięła udział w ostatnich wyborach.

- Ta zmiana oznacza, że prezydenci miast mogą stać się w praktyce nieusuwalni w czasie kadencji. Organizatorom referendów będzie bardzo trudno zmobilizować do udziału w głosowaniu aż tylu mieszkańców, ilu poszło do kalendarzowych wyborów - uważa dr Marcin Gerwin, politolog z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej.

- W poprzedniej kadencji, na 81 referendów odwoławczych jedynie 14 było ważnych. W pozostałych nie udało się osiągnąć wymaganej frekwencji. Skoro tak wiele referendów było nieskutecznych, jaki sens ma podniesienie tej frekwencji jeszcze bardziej? Referenda są głównym narzędziem zapewniającym mieszkańcom kontrolę nad władzami samorządowymi. Sposób ich przeprowadzania powinien gwarantować, że w razie potrzeby będzie można skończyć złe rządy.

Referendum to porażka wyborców

Za projekt zmian w ustawie o samorządach odpowiedzialny jest prezydencki minister Olgierd Dziekoński. O propozycji zwiększenia progu ważności referendum mówi: - W ten sposób zwiększamy odpowiedzialność za właściwy wybór. Każde odwołanie jest porażką wyborców, bo to oznacza, że w trakcie wyborów w zbyt małym stopniu dokonywali oceny jakości swego kandydata. Zaproponowane rozwiązanie ma na celu zmianę postrzegania referendum lokalnego i zachęcić mieszkańców do udziału w nim. Obecnie jest ono traktowane przede wszystkim jako narzędzie walki personalnej ukierunkowanej na odwołanie określonych władz lokalnych.

- Wierzę w tę intencję - mówi dr Dorota Piontek, politolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Choć przy dzisiejszej bierności i niskiej frekwencji trudniej będzie o wiążące referendum. Nie dziwię się też Związkowi Miast Polskich, że zabiega o takie zmiany. Nie chodzi o to, że prezydenci chcą chronić swoje stołki. Zależy im na weryfikacji przez zwykłe wybory. Chcą być oceniani po czterech latach rządów, przez pryzmat realizacji obietnic wyborczych, a nie z powodu jednorazowych incydentów czy konfliktów, które stają się przyczyną referendów.

 
Tym państwu już dziękujemy

W kadencji 1998-2002 referendów odwoławczych było 195, w latach 2006-10 już tylko 81. W trwającej kadencji - ponad 70. Najgłośniejsze było pożegnanie z prezydentami w Olsztynie, Częstochowie i Łodzi. Olsztynianie odwołali w 2008 r. Czesława Małkowskiego, na którym ciążyły oskarżenia o gwałt i molestowanie urzędniczek. Rok później z urzędem musiał pożegnać się Tadeusz Wrona. Mieszkańcy Częstochowy uznali, że bardziej interesuje się inwestycjami wokół Jasnej Góry niż ich potrzebami. W 2010 r. odwołano w Łodzi Jerzego Kropiwnickiego.

Za organizacją referendów w Częstochowie i Łodzi stało SLD.

W ubiegłym roku mieszkańcy Bytomia zakończyli w referendum rządy Piotra Koja z PO, odwołali też całą radę miasta. Koj podpadł likwidacją szkół. Zamiast bronić swoich decyzji, apelował do mieszkańców, by nie szli głosować. Liczył, że zachowa urząd dzięki niskiej frekwencji w referendum, przez co będzie ono nieważne.

W kwietniu tego roku władzę stracił kolejny prezydent z PO. Grzegorz Nowaczyk został odwołany wraz z radą miasta przez mieszkańców Elbląga. Bo wprowadził reformę czynszów w mieszkaniach komunalnych, która dla wielu najemców oznaczała podwyżkę opłat o ponad 100 proc.

Gdyby w czasie tych referendów obowiązywał zapis z nowej ustawy przygotowywanej w Pałacu, prezydenci miast nie zostaliby odwołani. Choć nie można wykluczyć, że wyższy próg ważności referendum zmobilizowałby do pójścia do urn większą liczbę mieszkańców.

Zawodowi prezydenci

Tymczasem w 12 dużych miastach prezydenci nie zmienili się od kilkunastu lat. Rekordzistami są włodarze Trójmiasta, Poznania i Katowic. Rządzą już czwartą kadencję, od 1998 r. Są aż tak dobrymi prezydentami? Gerwin: - Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek zdobył niemal 90 proc. głosów w I turze wyborów, bo mieszkańcy są zadowoleni z jego rządów, żyje im się dobrze, nie ma większych protestów przeciwko decyzjom władz. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz nie miał dobrego kontrkandydata. Przez lata rządów zdobył dużą rozpoznawalność. Tu nie może się z nim równać żaden lokalny polityk czy miejski radny. Z kolei w Sopocie prezydent Jacek Karnowski wygrał dopiero w II turze wyborów, zdobywając jedynie ok. 500 głosów więcej niż jego kontrkandydat. Zmiana władzy była więc bardzo bliska.



Może ograniczyć kadencje

- W samorządach powinno obowiązywać ograniczenie w sprawowaniu władzy np. do dwóch kadencji. To ważne dla higieny systemu politycznego. Zapobiega powstawaniu lokalnych układów, gwarantuje wymianę elit i jest odpowiedzią na inercję wyborców. Oni często nie idą głosować, bo nie wierzą, że władze się zmienią - uważa dr Piontek.

Marcin Gerwin: - Pokonanie wieloletniego prezydenta dużego miasta jest niesamowicie trudne. Nie sposób postawić na kontakt bezpośredni, chodzić od domu do domu i przekonywać wyborców do swojej oferty. To zajęłoby wiele miesięcy. Trzeba wydać dużo pieniędzy na kampanię wyborczą, a i tak będzie się w gorszej pozycji. Trudno konkurować na rozpoznawalność, bo polityczne życie miasta toczy się niemal tylko wokół prezydenta. Można wydać dużo pieniędzy na reklamy, a urzędujący prezydent za darmo będzie w mediach, bo zwoła konferencję, otworzy jakąś inwestycję. Datę jej ukończenia może zaplanować na czas kampanii. Wtedy sztabem prezydenta staje się cały urząd miasta. Rywalizację mogą podjąć kandydaci partyjni, którzy dysponują pieniędzmi i sztabem ludzi. Kandydaci niezależni mają o wiele trudniejsze zadanie. By ubiegać się o fotel prezydenta, muszą też zarejestrować komitet w wyborach do rady miasta.

Dr Dorota Piontek: - Dziś sytuacja jest taka, że jak wieloletni prezydent nie wykaże się nagle skrajną niekompetencją lub nie popełni przestępstwa, to mógłby rządzić nawet dożywotnio.

Jak informuje minister Dziekoński, podczas prac nad ustawą o samorządach nie rozważano ograniczenia kadencji dla prezydentów. - Analizujemy uwagi do projektu ustawy z konsultacji społecznych. Potem ustawa zostanie przekazana prezydentowi, który zdecyduje o skierowaniu jej do Sejmu w formie prezydenckiej inicjatywy ustawodawczej - zapowiada Dziekoński.


http://wyborcza.pl/1,75478,13988831,Dobry_prezydent_miasta___bezcenny__Odwolac_kiepskiego.html
 
http://www.polskieradio.pl/9/299/Artykul/868537,Bedzie-trudniej-odwolac-wladze-lokalne
 
 

Będzie trudniej odwołać władze lokalne?

Trójka
18.06.2013
Prezydencki minister Olgierd Dziekoński z Kancelarii Prezydenta broni pomysłu zaostrzenia kryteriów przeprowadzania referendów w sprawie odwołania władz lokalnych.
  • Olgierd Dziekoński z Kancelarii Prezydenta o referendach lokalnych, (Salon polityczny Trójki)
  • Będzie trudniej odwołać władze lokalne? Olgierd Dziekoński w "Salonie politycznym Trójki"
Będzie trudniej odwołać władze lokalne?Olgierd DziekońskiPolskie Radio
 

Według projektu przygotowywanego przez urzędników Bronisława Komorowskiego, dla odwołania władz lokalnych potrzebna byłaby frekwencja minimum taka, jaka była w trakcie ich wyboru. Dziś to 60 procent tych, którzy wzięli udział w wyborach.

Gość Salonu politycznego Trójki powiedział, że proponowane przepisy zniosą wymogi frekwencyjne w referendach dotyczących spraw lokalnych.

- Chodzi o to, aby mieszkańcy w drodze referendum bezprogowego mogli dokonywać rozstrzygnięć w sprawach dla nich ważnych i co więcej wyniki takiego referendum byłyby wiążące dla władzy wykonawczej - powiedział.

Według Dziekońskiego z kolei odwołanie władz lokalnych w referendum jest "ostatecznym aktem desperacji", a od zmiany władz są wybory odbywające się co cztery lata.

Jak przekonywał w projekcie nie chodzi o uniemożliwienie odwołanie władz w trakcie kadencji. - Chodzi o to, żeby zagwarantować pewną stabilność w procesie zarządzania. Referendum bezprogowe z obowiązkiem zrealizowania jego ustaleń jest takim sposobem - powiedział.

Rozmawiała Beata Michniewicz.

mike-recz
O mnie mike-recz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka