W kilku miejscach sieci uchodzę za nieprzejednanego przeciwnika obecnego rządu. Nazywają mnie również notorycznie "lewakiem", gorszych określeń już nie powtarzając. Stoję twardo na stanowisku, że rząd nie jest od załatwiania własnych porachunków sprzed ćwierć wieku i dalej, a od pracy na bieżąco na korzyść i poprawę warunków życia obywateli.
Cóż mamy w przypadku Rospudy? Ponad dziesięć lat planowania, wydano już na ten proces 15 milionów, podpisano kontrakty. To nie ten rząd rozpoczynał całą imprezę, w udziale przyszło mu ją sfinalizować. Jeżeli wszystkie inwestycje rozpoczęte jeszcze przed akcesją do Unii trzeba przerwać i przeprowadzić wszystkie procedury od nowa zgodnie z unijnymi standardami, oznacza to przynajmniej piecioletni zastój w budownictwie drogowym.
Wariantowanie przebiegu dróg możliwe jest wyłącznie na etapie projektowania planów zagospodarowania przestrzennego. Plany takie uchwala społeczność lokalna, i to ona wskazuje, którędy można puścić daną drogę. I tak nie jest to proste, bo terenów bezpańskich i bezludnych w Polsce po prostu nie ma.
Tu panom ekologom dla ratowania kilku chwastów i sielskiego widoczku zamarzyło się przeprowadzenie drogi przez zabudowane i zagospodarowane obszary. Bardzo medialnie wyglądają te namioty na drzewach, gorąca zupka z kuchni polowej, i rozmowy prowadzone via megafon i kamera z decydentami.
Gdzie byli ekologowie, gdy zatwierdzano kolejne projekty, rozpisywano przetargi, podpisywano umowy? Gdzie wtedy była Unia?
Pan Nowak, komentujący mój poprzedni tekst stwierdza, że wybudowaną estakadę trzeba będzie rozebrać - nie mam nic przeciwko. Szanowna Unia wybuduje za swoje pieniążki trasę alternatywną, wypłaci odszkodowania mieszkańcom alternatywnego przebiegu, i wtedy proszę bardzo - rozbierać, przywracać itp.
Mieszkańcy małych miasteczek, uszczęśliwieni na siłę takimi ruchliwymi drogami tranzytowymi, biegnącymi przez środek miejscowości, jeszcze nie wypracowali odpowiedniej formuły wymuszania na decydentach usunięcia tych ze wszech miar szkodliwych i uciążliwych atrakcji poza granice.
Ale na sto procent sprawdza się metoda uporczywego blokowania takiej drogi. W ten sposób trasy krajowej nr 2 pozbył się Sochaczew, w Błoniu wymusiliśmy remont i budowę nowego przebiegu trasy 579.
Pieniądze na to są - choć notorycznie są rozkradane i nie wykorzystywane. Kierowcy płacą horrendalne podatki, w zamian dostając drogi dziurawe, kręte, wąskie i zatłoczone.
Kaczory w tym przypadku postępują słusznie, choć nie bez obstrukcji. Zabrakło cojones, by powiedzieć Unii, że droga ta jest potrzebna i będzie budowana niezależnie od fochów przez nią strojonych. A jak zechce Unia karać, to niech się liczy z polskim wetem w wielu istotnych dla niej sprawach.
nie lubię pisać o sobie, poczytaj moje teksty.
Wiara jest jak kutas. Masz to sobie noś ale nie obnoś się z tym, nikogo nie zmuszaj do kontaktu a już na pewno nie wciskaj w usta dzieciom
Napisz do mnie: miki(maupa)wiarus.org
"Raz pewien Władek zadał bzdurom kłam, gdy kaczor bajki rozsiewał jak spam. Wtórując Henryce, zakrzyknął w rocznicę: Jarek, nie pierdol, nie było Cię tam"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka