Analizy i opinie różnych ekspertów z dziedziny prawa, w tym tego o ruchu drogowym, a także przeważająca część opinii publicznej jednoznacznie widzą winę kierowcy (-ów) BOR-u, który stwarzał zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego, a tego mu (im) robić nie było wolno.
Uprzywilejowanie pojazdu kończy się wtedy, gdy zostaje poszkodowany inny uczestnik ruchu, ale nie tylko - także wtedy, gdy stanowi to potencjalne zagrożenie dla innych. Do tego typu wypadków już dochodziło i sądy najczęściej orzekały winę kierowcy pojazdu jadącego na sygnałach. Dlaczego w tym przypadku miało by być inaczej? - Bo taka jest narracja prokuratury, min. Błaszczaka i TVP? Zaręczam, że w tym przypadku sąd nie będzie kierował się tym co powiedzą w TVP.
Teraz co do błędu młodego kierowcy, któremu już postawiono zarzuty: nie popełnił go, bo jechał prawidłowo po swoim pasie ruchu. To stwarzało wymóg stosowania ograniczonego zaufania, dla kogo? - Dla kolumny uprzywilejowanej przede wszystkim, jadącej pod prąd, wyprzedzającej na dwóch liniach ciągłych, w rozciągniętym szyku, i być może z nadmierną prędkością oraz bez włączonego sygnału dźwiękowego - tylko migające światła.
Dlatego przedstawiono mu zarzut niewłączenia kierunkowskazu. Tylko na tym tak naprawdę opiera się szansa na uzyskanie wyroku skazującego. Pytanie, czy uda się im to udowodnić? Zeznania BOR-u nie są wystarczające, bo mało wiarygodne, a innych świadków podobno nie ma.
Jeżeli jechał prawidłowo i włączył kierunkowskaz oraz zaczął manewr skrętu, to wystarczy tylko jego oświadczenie, że nie widział i nie słyszał nadjeżdżającego auta z PBS. Wtedy może liczyć na uniewinnienie, a kierowcy BOR-u zostaną postawione zarzuty. Dlaczego? Bo to na kierowcy pojazdu jadącego na sygnałach spoczywa "dochowanie należytej ostrożności", które de facto przesądza o winie bądź niewinności.
- Taki mały szczegół, o którym w ogóle się nie mówi, a który powszechnie w orzecznictwie sądowym występuje.