Mirosław Naleziński Mirosław Naleziński
290
BLOG

Jakie wyroki groziłyby kontrolerom i naszej załodze, gdyby przeżyła katastrofę w Smoleńsku

Mirosław Naleziński Mirosław Naleziński Rozmaitości Obserwuj notkę 31
Obecne władze chcą przesłuchać rosyjskich kontrolerów, którzy sprowadzali nasz samolot z delegacją udającą się do Katynia, aby uczcić męczeńską śmierć tysięcy naszych patriotów w 1940 roku.

Zapewne jakąś winę ponoszą ci kontrolerzy, ale z zachowanych wypowiedzi nie wynika, że oni świadomie naprowadzali samolot w celu jego zniszczenia. Gdyby był chociaż fragment wypowiedzi lub zapisu na papierze, że ktoś im proponował lub nakazywał spowodowanie wypadku... Jakieś zeznania po zakończeniu kariery, jak choćby wyznania katów naszych oficerów złożone u schyłku życia. Jeśli połączyć ich brak kompetencji oraz kiepskie wyposażenie w tzw. wieży kontroli lotów z rozbijaniem iluminatorów po katastrofie i cięciem kabli i elementów kadłuba oraz ze skandaliczną procedurą badania zwłok przez rosyjskich patologów, to jawi się obraz państwa trzeciego świata, a nie państwa posiadającego broń jądrową i duży wkład w badanie kosmosu. Przed agresją na Ukrainę można ich było postrzegać jako dobrodusznych iwanów z pewną dozą (europejskiej) wyższości z naszej strony. Teraz jednak perspektywa zmieniła się na bardziej realistyczną i groźną, jednak wróćmy do stanu na 2010 rok.

A przecież do przeprowadzenia sugerowanego zamachu, należałoby wtajemniczyć i przeszkolić dziesiątki osób, a z których gdyby choć jedna...

Ci ludzie reprezentują jakąś dziwną europejsko-azjatycką kulturę, może coś więcej niż trzeci świat, ale nie standardy europejskie.

Gdyby jednak polskim sądom udało się pojmać, przesłuchać i wydać skazujący wyrok na kontrolerów, bowiem udowodniono by im częściową winę za katastrofę, to powstaje pytanie - jakie wyroki zapadłyby na naszą załogę, gdyby przeżyła?

Wielu z nas ogląda cykl filmów dokumentalnych dotyczących katastrof lotniczych. Wiele tragedii spowodowanych jest zamachami i awariami urządzeń, ale także wiele z powodu błędów kontrolerów i pilotów. W razie śmierci tych drugich, sprawy wobec nich są umarzane z oczywistych powodów. Niezależnie od tego, w omawianym cyklu wiele razy omawiane były błędy ludzi ujawnianych z nazwisk i wizerunków, że aż można uznać to za wielką przykrość dla rodzin tych pilotów, a być może nawet za zniesławienie.

Jednak tak się dzieje i piloci - oprócz wykonywania ciekawej, lukratywnej, więc dobrze płatnej pracy - wiedzą, że ryzykują nie tylko życiem, ale także utratą reputacji w sytuacji popełnienia błędu, a to prawdziwego, a to domniemanego, czy dyskusyjnego.

Zatem - jakie wyroki groziłyby naszym pilotom, gdyby przeżyli katastrofę. Czy powinni lądować we mgle za wszelką cenę? Czy błędnie ocenili wskazania wysokościomierzy? Czy zapomnieli, że lotniska nie ma w systemie ILS i o parę sekund spóźnili się z przejściem na sterowanie ręczne? Czy głównego pilota nie rozpraszały obowiązki tłumacza a dyskutanta z kontrolerami i obserwatora dyskusji w tle o konieczności lądowania? Czy podczas podejmowania decyzji nie mieli zakodowanej konieczności lądowania tu i teraz, nie zaś potem i gdzieś indziej? Piloci liniowych (niezależnych od ważnych pasażerów) samolotów nie mieliby tego dylematu i z pewnością by nie lądowali.

Jeśli uznać, że rosyjscy kontrolerzy przyczynili się w jakimś stopniu do katastrofy, to czy bezstronnie możemy uznać, że nasi piloci również? A jeśli tak, to w jakiej proporcji?

Ponieważ cyklicznie powraca temat (jednak!) zamachu, to ciągle dręczą niektórych rodaków pytania w rodzaju: dlaczego zamachu nie przeprowadzono na najwyższej wysokości przelotowej? Co byłoby z zamachem, gdyby w Smoleńsku była piękna, lub chociaż ładna, pogoda? Co stałoby się, gdyby pilot zszedł do najniższej dozwolonej wysokości przy braku widoczności pasa i odleciałby jednak na inne lotnisko? Co byłoby, gdyby Prezydent RP, widząc mgłę, natychmiast zasugerowałby lądowanie na innym lotnisku? Nie doszłoby do doskonale przygotowanego zamachu? Jaki sens czekać do ostatniej chwili z detonacją, ryzykując, że będzie wielu świadków, że ktoś zobaczy jakieś wybuchy przed tragedią, czy usłyszy strzały po katastrofie? Teraz mamy zeznania wielu rosyjskich i polskich świadków, zaś po eksplozji na kilkunastu kilometrach nie byłoby wszak żadnego. I samo zbieranie ciał oraz fragmentów wraku odbywałoby się bez świadków i kamer, a przecież to, co nagrano na lotnisku (choćby chuligańskie rozbijanie iluminatorów z uśmiechem na ustach) kompromituje w całym świecie Rosjan i ich postępowanie. Co wówczas byśmy analizowali? Jakimi tematami byśmy się zajmowali? Po co to wszystko, skoro można znacznie prościej?

Na logikę - nie było sensu przeprowadzać zamachu tuż przed lotniskiem, skoro można byłoby to uczynić znacznie wcześniej, a doskonałe zaplanowanie zamachu wobec nieporadności Rosjan w każdej dziedzinie omówionej powyżej, jawi się jako groteska. Po co stosować finezyjną i wielowątkową, a skomplikowaną procedurę godną kryminałów Agathy Christie, którą proponuje komisja A. Macierewicza, skoro wystarczyłoby zastosować pewny, prosty, wręcz prymitywny klasyczny sposób?

Więcej (całkowicie bezsensowne założenie) – gdyby ostatecznie okazało się, że to Rosjanie przeprowadzili ten niedorzeczny zamach, to powinien trafić do poradników zamachowców jako... całkowicie nielogiczny.

Gdyby to był lot z wycieczką, to by nie lądowano we mgle, ale to był lot patriotów z honorem w tle - nie mogli nie lądować!

Jak można lecieć z najwartościowszymi Polakami do nieprzyjaznego (jak dobrze wiedzieli Bracia i PiS) państwa o morderczych zapędach i liczyć na bezpieczne lądowanie? To się nadaje do wyjaśnienia w prokuraturze.



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości