Gdyby ktoś miał wątpliwości o co chodzi w aferze ze zdjęciami Ewy Kopacz z moskiewskiego prosektorium to wystąpienie autorki filmu Ewy Stankiewicz-Jorgensen powinno ostatecznie je rozwiać - chodzi o przykrycie zasadniczej treści filmu, czyli ostatniego tekstu wypowiadanego przez Jorgensena oraz jego wcześniejszych tekstów publikowanych u Karnowskich demaskujących podkomisję Macierewicza.
Jedyną winą Ewy Kopacz - jeżeli w ogóle o winie można mówić - było sfotografowanie się z Rosjanami - pewne dlatego, że byli uprzejmi, bo przecież kapłani odprowadzający zmarłych oraz ich krewni też posilają się a nawet - o zgrozo - defekują,
Kopacz została zastępczym obiektem ślepej nienawiści pisowców, która jest ich naturą. Winą kolegów Kopacz była nieporadna reakcja na ataki ale nieporadność to z kolei ich natura.
Obecnie sytuacja przedstawia się tak że autorzy obu filmów - Macierewicz i Stankiewicz są zgodni co do tego że brat prezesa poległ od wybuchów w zamachu nad Smoleńskiem a walka toczy się o to, kto zostanie papieżem kościoła smoleńskiego i wyrwie kasę na kolejne filmy. Jak dla innych kościołów tak i dla smoleńskiego największy problem stanowią wierzący kapłani a taką wydaje się być Stankiewicz.
Przekonanie, że Stankiewicz nie jest wykorzystywana w rozgrywkach na szczytach prawicy to infantylizm czystej próby. A jeżeli tak to wczorajszy wyrok w sprawie sędziego Tulei jest tylko i wyłącznie ciosem wyprowadzonym z Nowogrodzkiej w szczękę Ziobry.
Nam, maluczkim kibicom przychodzi czekać, czym odwinie się pan Zbyszek. Myślę, ze to Małgorzata Wassermann wyjdzie z prokuratury z mało zamachowymi informacjami, ponieważ pozwolenie w państwowej telewizji Stankiewicz na kolejne odloty - tym razem o egzekucji na podsmoleńskiej polance byłoby przesadą nawet w pisowskim domu wariatów niesłusznie zwanym państwem. Stankiewicz w tym cyrku jeż swoją rolę odegrała.