O tym, że znaleziona kaseta z rejestratora K3-63 to jedna z licznych zatyczek otworów w kadłubie było wiadomo praktycznie natychmiasy po ogłosznieu sensacji przez - czytelnik wybaczy ale nie znajduję lepszego określenia - sutenera i prostytutkę I właściwie to jestem wdzięczny Kenamowi, że pozwolił przez miesiąc czyli do 09.04 dojrzewać. Wtedy nastąpiła okazja do pokazania nie tylko, czym naprawdę są "odnaleziomne kasety" ale, że ta wiedzia była znana członkom podkomisji. Zatyczki były w kadłubie podczas kręcenia reportażu w Mińskiu Mazowieckim z Biniendą.
Nie może być mowy o pomyłce - oszustwo zostało dokonane świadomie.
Ukazały się notki Stanzaga i jak zwykle błyskawicznie reagującego na zdjęcia Kenama o elemencie wbitym w brzozę. Rację też jak zwykle na temat zdjęć ma Kenam - takich elementów w skrzydle jest wiele, więc cały dowód podkomisji jest nic nie wart.
Przy tej okazji widać jak na dłoni, że komisja działa wbrew zasadom rzetelnego dowodzenia tez. Żeby udowodnić, iż w brzozie znaleziono element nie z miejsca kolizji należałoby albo pokazać, że w miejscu kolizji taki pasek nie został wyrwany albo, że został wyrwany z innego miejsca. W tym celu należałoby udać się do Smoleńska, dokonać oględzin i udokumentować je zdjęciowo. Tego komisja nie zrobi ponieważ wie, że Rosjanie dokumentowaliby same oględziny i mieliby dowód, iż widziano, że ten element pochodzi z miejsca kolizji, bo przecież Rosjanie nie są tacy głupi, żeby w prosty sposób dać się złapać za rękę i jeżeli już decydowaliby się na fałszerstwo, to nie na fuszerkę a la doktor fotoamator.
Fałszowania czy błędnych interpretacji zdjęć już nie powinniśmy traktować jako sensacji - Dąbrowski już w 2012 roku dał Biniendzie ruski fotomontaż, mimo że na S24 było wiadomo co to jest. I tak zostało. A świetną karierę eksperta u Macierewicza rozpoczął jako demaskator fałszywek maskirowczyków.
