Ostatnio głośno się zrobiło w sprawie wykreślenia z listy lektur szkolnych kilku pozycji przez Ministra Edukacji Romana Giertycha.
Dyskutowałem na ten temat na forum Gazeta.pl i nie będę się powtarzał.
Tu chciałbym się zająć inną sprawą. Sprawą socjotechniki i niezwykle „rzetelnych" tytułów jakie serwuje nam Gazeta.pl i Gazeta Wyborcza.
A więc o co chodzi? Tematem artykułu jest to, że na liście lektur nie ma takich autorów jak np. Gombrowicz, Herling-Grudziński, Goethe, Kafka.
Jak skomentowała to Gazeta.pl w swoich tytułach? A wiec mamy jeden tytuł: „Co nam czytać zakazano" i drugi „Indeks Giertycha" co oczywiście sugeruje Indeks Ksiąg Zakazanych....
Cóż, inaczej niż jawną manipulacją Gazety Wyborczej nazwać tego nie można.
Nam czytać zakazano" to oczywiste kłamstwo Gazety. Kto komu zakazuje czytać. Czy wykreślenie lektury oznacza że jest ona zakazana do czytania? Nie. Każdy uczeń może pójść do biblioteki i wypożyczyć Gombrowicza i czytać sobie do woli. Więc o co chodzi gazecie Wyborczej?
Przecież umieszczenie danej książki na liście lektur szkolnych to NAKAZ jej czytania, a wykreślenie książki z listy lektur to zniesienie NAKAZU jej czytania.
A więc najwyżej Gazeta mogłaby napisać "nam czytać nie nakazano" lub „tego czytać nie nakazano"... albo w fajny sposób nawiązując do „Reduty Ordona" napisać „Nam czytać nie kazano" - też byłoby mocne i złośliwe ale przynajmniej w jakiś sposób nawiązywałoby do faktycznej sytuacji, ponieważ usunięcie czegoś z listy lektur to nie zakaz czytania lecz brak nakazu czytania. Powtarzam, każdy może iść do biblioteki i przeczytać wszystkie książki które zniknęły z listy lektur. Nikt mu tego nie zakazuje...
Oczywiście Gazeta Wyborcza nie chce tego przyznać - woli się bawić w socjotechnikę...
Inne tematy w dziale Polityka
