Przykład Kosowa uświadamia, iż we współczesnym świecie coraz większe znaczenie zyskuje nowy typ wojny - wojna demograficzna. Można dzięki niej zdobywać niepodległość i władzę nad wielkimi obszarami ziemi podbijając inne państwa.
Jeszcze do niedawna wydawało się, że to wyłącznie technologia w przyszłości będzie wyznacznikiem potęgi militarnej jakiegoś państwa. Co więcej, zaczynano lekceważyć kwestie związane z narodem i coraz bardziej oddzielać pojęcia państwa od narodu. Coraz więcej mówiło się o państwach wielonarodowych i zakładano, że imigranci dostosują się do stylu życia danego państwa przejmując uznawane w nim wartości i kulturę. Dodatkowo nałożyła się na to jeszcze niechęć społeczeństw najbogatszych narodów (głównie z UE) do rozmnażania się, wynikająca z powszechnie panującego „kultu wygody" („jak najmniej robić, jak najwięcej przyjemności czerpać z życia"). Dzieci nie pasują do „kultu wygody". Oczywiście „kult wygody" (w tym życie bez dzieci) jest dla jednostki bardzo wygodny. Lecz dla gatunku/społeczności/narodu jest zabójczy.
Nagle okazało się, że aby podbić potężne, nowoczesne państwa wcale nie trzeba toczyć z nimi otwartej wojny, wcale nie trzeba rozwijać własnej technologii. Wystarczy emigrować do bogatszego państwa, osiedlać się w nim i rozmnażać. Rozmnażać, rozmnażać i jeszcze raz rozmnażać.
Kosowo to najlepszy przykład jak można zwyciężyć w wojnie demograficznej.
Na początku XXw. Serbowie stanowili ponad 70% ludności Kosowa. Albańczycy oczywiście mieszkali w Kosowie od wieków ale stanowili tam mniejszość. Pierwsze zmiany pojawiły się w czasie wojny, gdy Albańczycy współpracowali z Niemcami i Włochami. Serbowie zaczęli wtedy uciekać z Kosowa. Potem po wojnie marszałek Tito otworzył granice z Albanią i tysiące Albańczyków osiedliło się w Kosowie. Reszty dopełniła demografia. Kobiety albańskie należą do najpłodniejszych na świecie i w Kosowie tzw. współczynnik dzietności liczy 7,8 dziecka na kobietę.
Serbowie nie wytrzymali tej demograficznej rywalizacji. Aby utrzymać większość każda serbska kobieta musiałaby rodzić ośmioro dzieci. To bardzo trudna zadanie. Dlatego Serbowie musieli przegrać w demograficznej wojnie. A więc imigracja, zastraszenie, a przede wszystkim wojna demograficzna spowodowały, iż Serbowie stracili Kosowo. Jest to bardzo dobry przykład na to jak można opanowywać ziemię, podbijać inne kraje dzięki wojnie demograficznej. Tak, Albańczycy podbili Kosowo stosując najskuteczniejszą broń jaką posiadali - rozmnażanie się.
Zresztą nie tylko Albańczycy znają siłę demografii. Sam Jaser Arafat mówił kiedyś, że Palestyńczycy są skazani na zwycięstwo w wojnie z Izraelem - właśnie dzięki demografii. I apelował do palestyńskich kobiet, aby o tym pamiętały.
Tak więc, wojny demograficzne stały się faktem. I na nic technologia, na nic potęga militarna jeśli w granicach danego państwa wprowadzi się mniejszość, która bardzo szybko rozmnaża się, nie czuje się związana z danym krajem, nie chce się integrować z mieszkańcami tego kraju, a często wręcz czuje wrogość i nienawiść do gospodarzy.
Już niedługo niektóre państwa europejskie mogą bardzo boleśnie poczuć skutki demograficznej wojny. Pierwsza może być Francja, gdzie imigranci nie czują się zintegrowani z państwem, często czują wrogość wobec rdzennych Francuzów (pamiętamy choćby słynne podpalanie samochodów) i rozmnażają się coraz szybciej.
Francja często szczyci się swoją polityką prorodzinną. Ale tak naprawdę poprzez tą politykę coraz bardziej pogrąża się i przegrywa w demograficznej wojnie.
Już w tej chwili muzułmanie stanowią co najmniej 25% populacji Marsylii. Biorąc pod uwagę tempo imigracji i szybkość rozmnażania się całkiem niedługo zaczną stanowić w Marsylii większość. Wybiorą własne władze lokalne, które będą reprezentowały ich mniejszość i zapragną własnych porządków. Kto wie, może nie w smak im będzie podległość władzom centralnym z Paryża. Może część z nich, tak jak w Albańczycy w Kosowie, zapragnie niepodległości, odłączenia się od Francji i proklamowania w Marsylii „Republiki Islamskiej". Wszystko przed nami.
Podobna sytuacja ma miejsce w Rotterdamie. Wiele osób dziwiło się, że partie prawicowe zyskują w Holandii coraz większą popularność. Otóż Holendrzy boją się. Boją się, że przegrają w demograficznej wojnie i zaczną stanowić mniejszość we własnym kraju.
Jaka rada dla Europy? Co zrobić aby Rdzenni Europejczycy nie wyginęli? Abyśmy nie przegrali w wojnie demograficznej z muzułmanami. Przez wieki Arabowie chcieli podbić Europę. Nie udało się. Ale teraz mają kolejną wielką szansę. Dzięki imigracji i wojnie demograficznej.
Wydaje się, że możliwości jest kilka - zablokowanie imigracji, zmiana struktury demograficznej imigrantów (im bardziej będzie ona różnorodna tym mniejsze niebezpieczeństwo dla UE) no i polityka prorodzinna, pewna zmiana kulturowa zachęcająca do posiadania dzieci.
Biednym krajom naprawdę można pomóc dużo lepiej niż przyjmować imigrantów. Można na przykład zmniejszyć cła, co pozwoli na rozwój gospodarczy państw afrykańskich.
Zróżnicowanie imigrantów też nie musi być trudne. Można wpuszczać do UE większą liczbę obywateli Ukrainy, Białorusi i ludność z Dalekiego Wschodu, która jakoś łatwiej integruje się niż ludność muzułmańska. Generalnie należy starać się, aby struktura imigrantów była zróżnicowana - wtedy mniejsze jest ryzyko wojny demograficznej i zdominowania jednej kultury przez inną.
Na koniec sprawa najtrudniejsza, czyli polityka prorodzinna. Tu będzie bardzo trudno. Być może Unia Europejska osiągnęła tak schyłkowy stan, że już nic nie da się zrobić. Ludzie są wygodni, myślą przede wszystkim o sobie. Oczywiście jest to dobre dla jednostki lecz niezbyt dobre dla gatunku. Wydaje się więc, ze jeśli nic się nie zmieni gatunek „Rdzennego Europejczyka" znajdzie się w mniejszości, a może nawet docelowo zniknie z powierzchni Ziemi.
Może się stać tak, iż staniemy się nowymi „Żydami" za kilkaset lat. Jako rdzenni mieszkańcy Europy staniemy się mniejszością. Ale mniejszością bogatą, posiadającą wiele nieruchomości, znakomicie wykształconą, zajmującą kierownicze stanowiska, mającą duże wpływy, tradycje itd. Nowi mieszkańcy Europy wywodzący się z imigrantów, będą biedniejszą większością. Jako element napływowy będą mieli wiele kompleksów wobec nas, będą nas nienawidzić za nasze bogactwo i tradycję. I kto wie, być może kiedyś Rdzennego Europejczyka jako członka mniejszości czekają pogromy ze strony większości, którą będą stanowili dawni imigranci. Niezbyt miła to perspektywa, ale całkiem realna.
Inne tematy w dziale Polityka