Witold Jurasz Witold Jurasz
1715
BLOG

O tym, że wszystko już było

Witold Jurasz Witold Jurasz Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Wiele lat temu zdarzało mi się bywać w Wielkiej Arabskiej Libijskiej Dżamahirijji Ludowo-Socjalistycznej. Był to kraj pod każdym względem unikalny - kiedyś np. musiałem do bagażu wrzucić dużo kolorowych kredek dla dzieci w polskiej szkole, gdyż Lider Rewolucji ogłosił, że dzieci powinny używać tylko czarnych ołówków, a nie kolorowych kredek, bo na świecie (z racji produkcji kredek właśnie) kończą się zapasy kolorów. Po kilku miesiącach kredki zostały zrehabilitowane, a minister edukacji ukarany za złe podpowiedzi, które dawał Liderowi Rewolucji. Karą był areszt domowy, z którego minister wyszedł nieco szary na twarzy (bo areszt domowy spędził co prawda w domu, ale tak dokładnie to w piwnicy). Po wyjściu z aresztu natychmiast zresztą został ambasadorem. W tym samym czasie w Libii nie można było kupić również szamponu do włosów, bo Lider ogłosił, że szampon zawiera rtęć, przy pomocy której podli syjoniści chcą wytruć naród wybrany (którym, co istotne, lider ogłosił akurat wówczas Libijczyków).

Dziwactwa Lidera były jego znakiem firmowym, który odróżniały go od innych dyktatorów i autorytarnych przywódców. Powyżej napisałem o różnicach - czas więc na podobieństwa.

Co ciekawe otóż zanim ministra posadzono kwestia ołówków i szamponu była szeroko dyskutowana, a niektórzy Libijczycy pomstowali nawet na absurdy i mówili, że jak tylko Lider się dowie co to za głupoty się wyczynia to zrobi porządek. Co prawda ludzie ci doskonale pamiętali wypowiedzi Lidera, w których ten w telewizji oskarżał kredki i szampon, ale zawsze twierdzili, że to źli porucznicy z Komitetów Rewolucyjnych są wszystkiemu winni. Co ciekawe pomstowanie na owych poruczników było nawet dobrze przyjmowane i stanowiło dowód na istnienie demokracji w Dżamahirijji.

W odróżnieniu od Iraku Saddama Husseina w Libii wolno było otóż krytykować władze (pod warunkiem oczywiście, że było się we władzach, a nie w partiach islamistycznych) - na przyjęciach ludzie otwarcie mówili, że premier niczego nie robi,  rząd źle rządzi, a gubernatorzy kradną. Była tylko jedna zasada - nie wolno było krytykować Lidera. No i jeszcze Mukhabaratu (czyli bezpieki).

Lider skądinąd wzorował się raczej na Mao, niż na Stalinie i tak jak Mao wezwał by "zakwitło sto kwiatów i ścierało się sto myśli" tak i Lider Rewolucji (zwany również Bratem - ale na szczęście bez określenia jego numeru) wzywał do rozliczania tych nikczemnych nierobów z rządu. W pewnym sensie Lider był nawet bardziej liberalny od Przewodniczącego, bo po każdej kolejnej fali krytyki władz, nadmiernych krytykantów jedynie usuwał z urzędów, a nie od razu rozstrzeliwał (z wyłączeniem oczywiście islamistów, ale kto by się nimi wówczas przejmował).

Po okresie wspierania terroryzmu Lider postanowił dokonać zbliżenia z Zachodem. Im lepsze relacje miał z Zachodem tym mniej bał się islamistów, a bardziej – własnego otoczenia (no bo jak się zbliżał z Zachodem to musiał wypuszczać swoich Dworzan na Zachód). Po zbliżeniu z Europą i Stanami Zjednoczonymi Lider obiecywał sobie wiele, ale okazało się, że Zachód od Libii potrzebuje tylko ropy i gazu i wcale nie zamierza się z Liderem przyjaźnić. Niestety kilka lat romansu z Zachodem miało pewien skutek uboczny. Niektórzy zapomnieli o zasadzie, że wolno krytykować każdego, ale nie Lidera.

Kiedyś jeden z byłych prominentów się zagalopował i kilka miesięcy po nadmiernie szczerej krytyce władz, w której nie oszczędził Lidera spadł z konia. Koń zaś, zwierzę podłe i podstępne, kopnął ministra w głowę. Kilka razy i to z różnych stron. Plotka głosiła, że był to czystej krwi Arab. Co ciekawe ów nieszczęsny Minister ujeżdżał konia kilkaset metrów od Bab Al-Azizia czyli siedziby Lidera. 

Minęło kilka lat.

Po rewolucji (jak wiadomo każda próba obalenia władz nazywa sie zamachem stanu, jeśli jest nieudana i rewolucją, gdy jest udana) w toku kolejnych śledztw odkryto, kto był koniem. Okazało się, że zabójstwo było dziełem Mukhabartu z Benghazi, czyli stolicy Cyrenajki. Mukhabarat ze wschodu Libii słynął skądinąd z okrucieństwa, ale był też wyjątkowy skuteczny w walce z islamistami. Był zaś w tej walce skuteczny, bo w końcu kto pokona wroga w górach Cyrenajki, jak nie inny Góral.

To, czy sam Lider zlecił zabójstwo Ministra pozostaje pytaniem otwartym. Ja zakładam, ze pewnie nie, bo Lider ponoć nawet lubił swojego Ministra. Pewnie jednak rzucił mimochodem jakąś myśl, że Minister się zagalopował, a że był coraz bardziej osamotniony, pozbył się liberalnych doradców, otaczali go sami dworzanie i Mukhabarat to ktoś mało inteligentny zrozumiał, że dobrze by zagalopował się również koń. Tak to jest, gdy Lidera otaczają coraz gorsi doradcy. I tak to jest, gdy liberalni byli ministrowie zapominają, że jak się ma do zaoferowania tylko ropę i gaz to liberalizm ma swoje granice.

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka