Premier Milller o koalicji z PiS

Słuchałem dziś w Pulsie Trójki premiera Millera, którego prowadząca zapytała o szansę koalicji PiS-SLD. Jak można było się spodziewać były szef post-komunistów wykluczył sojusz z jedną z dwóch partii post-solidarnościowych. Zaskoczenia zatem nie było. Ciekawa była natomiast jedna z przesłanek, które przywołał pan premier tytułem uzasadnienia swojej opinii. Otóż – jego zdaniem – zasadniczą przeszkodą, wykluczającą tę koalicję są różne koncepcje budowy relacji obywatel-państwo.

Premier Miller i jego koledzy uważają bowiem, że w tej relacji stroną słabszą jest obywatel i zadaniem lewicy jest wzmocnienie jego pozycji względem państwa. Celem PiS-u natomiast, wręcz przeciwnie, jest jeszcze silniejsze państwo, które może zagrozić i tak już poważnie narażonym na szwank swobodom obywatelskim.

Nie wiem, czy premier Miller nie dostrzega dwóch bardzo istotnych w kontekście tych rozważań kwestii, czy je świadomie ignoruje. Pierwsza to równe traktowanie przez państwo wszystkich obywateli, z czym IIIRP ma poważny problem. Wobec uczciwych obywateli wytacza bowiem najcięższe działa prawne, bezwzględnie egzekwując swoje prawa; natomiast tych mniej uczciwych traktuje z godną podziwu pobłażliwością. Znamienny jest tu przytaczany w S24 przypadek dwojga emerytów, którzy byli ścigani z pełną surowością prawa za wycięcie krzaków na swojej działce w obszarze bez żadnej ochrony ekologicznej - w porównaniu do casusu znanego biznesmena, który w drodze samowoli budowlanej wyrąbał drzewa, by postawić narciarski wyciąg w obszarze Natura 2000, pod czym bez przeszkód zalegalizował inwestycję.

Druga kwestia to relacje pomiędzy obywatelami, gdzie rola państwa polega – krótko mówiąc - na tym, aby jedni obywatele nie wiedli pasożytniczego żywota kosztem drugich.

I właśnie tak rozumiane dobro obywateli i ma celu PiS – partia, która nadal cieszy się moim poparciem, dążąc do wzmocnienia ich państwa, czego nie rozumie względnie udaje, że nie rozumie były szef SLD.