Moni Moni
350
BLOG

Si vis pacem para bellum

Moni Moni Polityka Obserwuj notkę 6

 

 

Mój poprzedni tekst („Dwie głowy i Imperium Brytyjskie”) tak jak się spodziewałam, skłonił co poniektórych Czytelników do wniosku, że nawołuję do wojny. W dzisiejszych czasach, w dobrym, poprawnopolitycznym, tonie jest natychmiastowe zaprzeczenie- ależ skąd, gdzie tam, do żadnej wojny nie nawołuję. Niczego takiego nie powiem. Uważam bowiem, że w tych zarzutach nie ma żadnej logiki, stanowią też przykład czegoś, co od dawna nazywam z dużą dozą uprzejmości „wzruszającą prostotą myślenia”. Nie powiem tego również dlatego, że uważam myślenie pacyfistycznie nie tylko za pozbawione sensu i podstawowego rozsądku ale po prostu za szkodliwe.

 

Przyjrzyjmy się obecnej sytuacji. Od lat sześćdziesiątych opinię publiczną a co za tym idzie, słabe, a więc podatne na prostacką propagandę, umysły zatruwa tak zwany pacyfizm potępiający wojnę i wszelką przemoc. Na pierwszy rzut oka idea szlachetna niezwykle- jakże by było pięknie gdy by ludziska zamiast ciskać w siebie różnymi przedmiotami od kamienia począwszy a na porcji materiału radioaktywnego w gustownym metalowym opakowaniu skończywszy postępowali z łagodnością i delikatnością unikając wszelkiego przymusu i użycia siły. Jest tylko jeden szkopuł- w naturę tego świata wpisana jest przemoc, hierarchia i panowanie jednych grup /gatunków/ nad innymi. Samo odżywianie a raczej zdobywanie pożywienia, przez zwierzęta i ludzi jest przemocą. Tego nic nie zmieni i za oczywistość uznawał to nawet ulubieniec lewicy, lewactwa i czcicieli postępu przyrodnik Karol Darwin, na którego badania powołują się niezwykle chętnie, kiedy chodzi o prymitywne zwalczanie chrześcijaństwa ale zapominają o nich, kiedy nie są wygodne bo przeczą ich tezom. Jednym z elementów rzeczywistości politycznej i społecznej jest przemoc, która czasami przybiera postać wojny.

 

Zazwyczaj wojnę rozumie się jako działania zbrojne ale można na to pojęcie spojrzeć szerzej- mówi się o wojnie cywilizacyjnej, znane jest pojęcie wojny czy też walki ze złem a w polityce i historii chociażby zimnej wojny. Dla każdego rozumnego człowieka jest rzeczą oczywistą, że tak radykalna forma przemocy, zazwyczaj pociągająca za sobą wiele ofiar jest ostatecznością i nikt nie będzie stosował tej metody bez koniecznej potrzeby. Taką konieczną potrzebą i prawem jest zawsze sytuacja obrony czy to życia, czy to granic czy też istotnych dla danej wspólnoty wartości. Jeżeli jedno z tych dóbr jest zagrożone odpowiedzialny władca czy rządząca grupa musi poważnie rozważyć możliwość prowadzenia wojny.

 

Współczesne myślenie jest tak wykoślawione, że próby stanowczej obrony własności, religii, wolności czy innych dóbr przed obcymi roszczeniami, próbami zawłaszczania czy wreszcie obrazą są natychmiast odbierane jako nawoływanie do przemocy i wojny. Absurd tego rodzaju myślenia jest oczywisty ale niestety niedostrzegalny dla zaczadzonych wypaczonym rozumieniem tolerancji i otwartości. Jeżeli informuję kogoś: „wlazłeś na MOJE terytorium, naruszasz U MNIE MOJE wartości” to czy nawołuję do przemocy, dyskryminuję czy też jestem nietolerancyjna?  Przecież to jest zwyczajna, uczciwa informacja o stanie faktycznym. Czy oznajmienie: „jeżeli nie zaprzestaniesz działań naruszających moje prawa i wartości poniesiesz konsekwencje” jest groźbą czy szantażem albo, o naiwności, naruszeniem czyichś praw czy godności? Nie, jest to zwyczajne, uczciwe ostrzeżenie o konsekwencjach naruszenia reguł.

 

Rzeczą charakterystyczną dla współczesnych „otwartych” i tolerancyjnych postaw jest myślenie defensywne. Kiedy w 2004 roku terroryści podłożyli w hiszpańskich pociągach ładunki wybuchowe rząd tego kraju (który zresztą wygrał wybory dzięki zamachom, co moim zdaniem bardzo źle świadczy o Hiszpanach) natychmiast wycofał wojska z Iraku. Oczywiście jest rzeczą dyskusyjną czy sama interwencja miała sens ale nie w tym rzecz. Rząd nie zważając na nic po prostu ugiął się przed żądaniami, dał się zastraszyć i zaszantażować. Po haniebnym morderstwie na młodym żołnierzu dokonanym na ulicy Londynu premier Wielkiej Brytanii dla bezpieczeństwa zamyka umundurowanych żołnierzy w koszarach a telewizje po kilka razy pokazują „fascynujące” wypowiedzi napastników, których zatrzymano z dużym nakładem humanitaryzmu, żeby przypadkiem za dużej krzywdy nie zrobić, nie byli bowiem tak uprzejmi, żeby sobie samym nałożyć kajdanki. Główną troską polityków jest „nie prowokowanie” i „powstrzymanie przemocy”. Byle Boże, broń, nie przyznać, co jest istotą problemu. A jest nią ni mniej ni więcej tylko polityka przyzwalania i ględzenie o unikaniu przemocy, postawie tolerancji, otwartości i innych bzdurnie rozumianych współczesnych dogmatach. A już o rozwiązaniu problemu nawet pomyśleć strach. Sytuacja ta jako żywo przywodzi na myśl całkiem niedawną historię, kiedy to starano się obłaskawić Hitlera a to niezauważaniem łamania postanowień traktatu wersalskiego, a to Austrią, a to Sudetami, Czechosłowacją, Kłajpedą czy wreszcie Polską, co oczywiście politycznego rozrabiaki nie tylko nie zaspokoiło ale rozzuchwaliło i zrobiło z niego politycznego bandytę. Dzisiaj podobnie Europa sama sobie hoduje swoich gnębicieli. Na koniec tej części rozważań można by dodać, że kiedy muzułmanie zajęli Jerozolimę to ani Bizancjum, ani papiestwo nie myślały o gościnności, tolerancji ani pokojowym współistnieniu tylko chwilowo zakopały topór wojenny między sobą i zorganizowały wyprawy krzyżowe, które przecież z punktu widzenia polityki były niczym innym tylko odsieczą dla kogoś, z kim ma się wspólnego wroga…

 

Bieżąca sytuacja jest klasycznym przykładem skutków zaczadzenia pacyfistycznym myśleniem. Z jednej strony premier Cameron mówi o zamachu terrorystycznym, walce z zagrożeniem, z drugiej wysyła wyraźny sygnał, że Wielka Brytania i on sam osobiście po prostu boją się aktów przemocy a „walka” z nimi ma polegać na chowaniu się po kątach i wysyłaniu w kierunku napastnika przepraszających uśmieszków. To się skończy źle bo nie może się skończyć inaczej. Albo ludzie będą mieli dość, chwycą będące pod ręką ciężkie lub ostre przedmioty i wtedy poleje się krew od ciosów na oślep albo pewnego pięknego poranka słodki sen premiera Camerona i podobnych mu niepożytecznych idiotów zostanie przerwany przez muezzina zawodzącego z przerobionego na minaret Big Bena.

 

Rozwiązanie jest proste jak konstrukcja cepa jednoczęściowego i oczywiste jak regularność wschodów i zachodów słońca, niestety nie do zastosowanie przez obecnych, pozbawionych podstawowych cnót i zdrowego rozsądku polityków: przywrócić pierwotne znaczenie podstawowym pojęciom, zacząć myśleć i działać zgodnie z naturalnymi regułami i zdrowym rozsądkiem a gościom postawić jasne warunki i proste granice: albo szanujecie dom, do którego was przyjęto i jego zasady albo fora ze dwora bo psami poszczujemy. I wzajemnie nie włazić muzułmanom do domu z naszą demokracją. Przede wszystkim jednak doprowadzić do używania rozumu przez tych, którzy głoszą absurdalne tezy o wyrzeczeniu się przemocy i zagłaskiwaniu agresora, bo współczesny appeasement skończy się znacznie gorzej niż ten z lat trzydziestych ubiegłego wieku. I będzie to tylko nasza wina bo my dajemy się na to nabrać.

Moni
O mnie Moni

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka