Urodziłam się na początku epoki gierkowskiej, osiemnaste urodziny obchodziłam na sam koniec PRL-u. Moje dzieciństwo przeważnie było szczęśliwe, pełne gierkowskich dóbr na kredyt, dóbr które po paru latach się skończyły a mnie na dziesiąte urodziny podarowano stan wojenny i wronę w charakterze domowego zwierzątka. Wszystko okazało się kłamstwem i ułudą. Na osiemnaste urodziny dostałam zapewnienie, że mam wolność, że teraz już będzie wszystko dobrze, że nadeszła upragniona normalność. Po paru latach dostałam nocną zmianę, afery, niejasne interesy, dziwne powiązania między władzą obecną a byłą, skandale wokół katastrofy smoleńskiej, niedomówienia, oszustwa, lekceważenie obywateli. Po raz kolejny wszystko okazało się kłamstwem i ułudą. Znowu zostałam oszukana. Ja, rocznik ’71 nie mam szczęścia do prezentów urodzinowych. W ładnych opakowaniach dostaję erzace, fałszywki albo figę z makiem.
W roku ’89 miałam nadzieję jak wszyscy. Rozumiałam to i owo, niektórych rzeczy wcale. Zresztą na głowie miałam szkołę, zabawę, miłość i wszystkie inne osiemnastoletnie sprawy. Ale przecież uczestniczyłam w tym co się dzieje, coś już tam miałam na swoim koncie- jakieś występy w kościołach, jakieś ulotki, zakazane lektury. Ludzie z plakatów byli dla mnie bohaterami, choć co do niektórych miałam wątpliwości, na przykład nie ufałam nigdy Lechowi Wałęsie, choć wtedy poza socjalizmem gospodarczym niewiele miałam mu do zarzucenia. Uczucie zawodu przychodziło etapami, dojrzewałam politycznie wśród kolejnych rozczarowań, pierwszym kształcącym wstrząsem nie była ani Magdalenka, ani nawet „nocna zmiana” choć niejedno wtedy zrozumiałam ale afera FOZZ i tragiczna śmierć Michała Falzmanna i prezesa Pańki. Potem kolejne afery, kolejne bolesne fakty i tak aż do Smoleńska…
Mam żal, po prostu zwykły ludzki żal do ludzi, z którymi wiązałam, i ja i moi bliscy, tyle nadziei, których obdarzyłam zaufaniem. Bo oni właśnie to we mnie zniszczyli, przede wszystkim zaufanie bo nadzieję pokładam przede wszystkim Bogu a nie w ludziach. Historia, ta najnowsza, moja, w której brałam skromny udział, której byłam i jestem świadkiem, okazała się bardzo surową nauczycielką życia a nasuwające się skojarzenia i analogie historyczne /a mnie jako historyka prześladują szczególnie uparcie/ po raz kolejny z chichotem uświadamiają jak tępymi jesteśmy tej szkole uczniakami. Powtarzamy od wieków tę samą klasę…
Dzień 4 czerwca ma być świętem wolności. Oczywiście są ku temu pewne powody, tylu wtedy było przecież uczciwych, autentycznych bojowników wolności ale dla mnie to mimo wszystko rocznica bolesna, rocznica twardej politycznej lekcji życiowej lekcji, która mimo wielu pozytywów zrodziła gorycz i poczucie bezsilności. I to trudno mi jest wybaczyć tym, którzy tak bardzo zawiedli i tak cynicznie oszukali budując swoje polityczne i ekonomiczne fortuny na dwulicowości i hipokryzji.
Inne tematy w dziale Kultura