Mateusz Kudła, CC BY-SA 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0>, via Wikimedia Commons
Mateusz Kudła, CC BY-SA 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0>, via Wikimedia Commons
Montevideo Montevideo
968
BLOG

Jak komisja ds. badania rosyjskich wpływów pomoże PiS w zdobyciu władzy absolutnej

Montevideo Montevideo Polityka Obserwuj notkę 6
Komisja ds. badania rosyjskich wpływów wbrew swojej nazwie służyć będzie głównie zwalczaniu przeciwników rządu.

Komisja ds. badania rosyjskich wpływów

14 kwietnia sejm głosami rządowej większości przyjął ustawę o powołaniu komisji do spraw badania rosyjskich wpływów. Zanim ustawa wejdzie w życie, a co za tym idzie, zanim powołana zostanie wspomniana komisja, minie jeszcze jakiś czas. Najpierw ustawę rozpatrzy senat, a dopiero wtedy ustawa trafi na biurko prezydenta, który będzie miał 21 dni na jej podpisanie lub zawetowanie albo skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego. Biorąc jednak pod uwagę dotychczasową aktywność głowy państwa, nie ma większych wątpliwości, że na ustawie znajdzie się podpis prezydenta, a komisja do spraw badania rosyjskich wpływów rozpocznie działalność.

Los ustawy nie jest jeszcze jednak przesądzony. Prawo i Sprawiedliwość, pomimo posiadania większości w sejmie dalej musi liczyć się z opiniami swoich wyborców. Tak było chociażby wtedy, gdy rządzący wycofali się z firmowanej przez samego Jarosława Kaczyńskiego "piątki dla zwierząt" na skutek ostrych protestów rolników. Podobnie w przypadku ustawy o komisji ds. badania rosyjskich wpływów tylko sprzeciw obywateli może powstrzymać wejście ustawy w życie. A jest przeciwko czemu protestować.

Komu to potrzebne?

Komisja ds. badania rosyjskich wpływów, jak sama nazwa wskazuje, ma zajmować się badaniem tego jak Rosja wpływała na działalność polskich władz i spółek należących do Skarbu Państwa w latach 2007-2022. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że przeciwko działalności tej komisji mogliby protestować wyłącznie agenci Kremla. W końcu dokładne prześledzenie, w jaki sposób Rosja wpływała na funkcjonowanie państwa polskiego pozwoliłoby wprowadzić system odpowiednich zabezpieczeń, aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Taka argumentacja nie wytrzymuje jednak konfrontacji z rzeczywistością.

Po pierwsze, cele jakie mają być osiągnięte dzięki działalności komisji można by osiągnąć przy wykorzystaniu już istniejących rozwiązań prawnych. Jedną z najbardziej oczywistych instytucji, która mogłaby tu znaleźć zastosowanie jest komisja śledcza. Prawo i Sprawiedliwość nie zdecydowało się jednak na skorzystanie z tej opcji ze względu na sposób powoływania członków komisji śledczej. Zgodnie z przepisami skład komisji śledczej powinien odzwierciedlać strukturę sejmu, co zapewnia opozycji szeroki udział w pracach komisji. W przypadku komisji ds. badania rosyjskich wpływów udział opozycji ogranicza się do wskazania kandydatów na członków komisji bez jakichkolwiek gwarancji uzyskania proporcjonalnego wpływu na prace komisji. 

Nawet jednak samo powołanie komisji śledczej jest środkiem ostatecznym, który powinien być stosowany jedynie w przypadku niewydolności państwa. Jeżeli więc rząd Prawa i Sprawiedliwości widzi potrzebę powołania specjalnej komisji do badania spraw, którymi normalnie powinny zajmować się służby wywiadowcze to nie najlepiej świadczy to o kondycji państwa pod rządami tej partii.

Ukryte cele

Co więcej, dokładna analiza przepisów ustawy pozwala na odkrycie prawdziwych celów przyświecających pomysłodawcom komisji. Jeżeli komisja uzna bowiem, że działanie danej osoby było "działaniem pod wpływem rosyjskim na szkodę interesów Rzeczpospolitej" może zastosować jedną z sankcji nazywanych w ustawie "środkami zaradczymi". Jedną z tych sankcji jest 10-letni zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi. Ten niepozorny w gruncie rzeczy zapis daje komisji władzę decydowania o tym, że dany polityk nie będzie mógł pełnić np. funkcji premiera czy prezydenta miasta. 

Biorąc pod uwagę, że komisja działa w ramach struktury organizacyjnej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a jej przewodniczącego wybiera premier, trudno mówić o jakiejkolwiek niezależności komisji. Wątpliwości budzą także wymagania wobec członków komisji. Aby zostać członkiem organu, który jest w istocie organem sądowniczym, nie trzeba mieć nawet wyższego wykształcenia, wystarczy posiadać "niezbędną wiedzę w zakresie funkcjonowania organów władzy publicznej". Co istotne decyzja komisji jest ostateczna. Nie przysługuje od niej odwołanie, a jedynie skarga kasacyjna do sądu administracyjnego, który bada jednak jedynie legalność decyzji, nie weryfikując czy ustalenia komisji mają pokrycie w rzeczywistości. Wszystko to sprawia, że komisja nie będzie niczym innym jak tylko narzędziem władzy do eliminowania przeciwników politycznych i rozgrywania opozycji. Rząd Prawa i Sprawiedliwości powołując komisję robi kolejny krok, być może jeden z ostatnich, do uzyskania władzy absolutnej. 

Nie sposób pominąć również efektu propagandowego, jaki może zostać osiągnięty przy wykorzystaniu komisji. Nawet jeśli dana osoba nie zostanie ukarana zakazem pełnienia określonych funkcji to samo nazwanie jej osobą "działającą pod rosyjskim wpływem na szkodę interesów Rzeczpospolitej" skutecznie wyeliminuje ją z życia publicznego. Realizacji celów propagandowych mają służyć dwa instrumenty. Pierwszym z nich jest możliwość organizowania publicznych rozpraw transmitowanych przez media; drugim, wydawanie corocznych, publicznie dostępnych raportów o działalności komisji, zawierających w szczególności informację o wydanych decyzjach i ich treści. Co ciekawe, ustawa zobowiązuje komisję, aby pierwszy z takich raportów wydany został już 17 września 2023 roku, a więc na miesiąc przed wyborami. Jak widać, rząd przewiduję, że komisja od razu po utworzeniu weźmie się do intensywnej pracy, tak aby pierwsze efekty były widoczne jeszcze zanim Polacy wrzucą swoje głosy do urny.

Co na to opozycja?

Wobec tak niepokojących perspektyw związanych z powołaniem nowej komisji musi dziwić niemal zupełny brak reakcji ze strony opozycji. Partie opozycyjne co prawda zagłosowały przeciwko ustawie (Konfederacja jedynie wstrzymała się od głosu), ale zabrakło dalej idącego sprzeciwu. Donald Tusk, wzywając Polaków do udziału w organizowanym 4 czerwca marszu przeciwko władzy PiS nawet nie wspomniał o przyjętej dzień wcześniej skandalicznej ustawie. 

Bierność opozycji dziwi, tym bardziej że przyjęte przez PiS rozwiązanie jest niemal identyczne z regulacjami wprowadzonymi w putinowskiej Rosji. Od 2015 roku obowiązuje tam ustawa o zagranicznych agentach, której jedynym celem było początkowo ewidencjonowanie organizacji finansowanych z zagranicy. Wkrótce jednak z uznaniem za zagranicznego agenta powiązano możliwość zakazania działalności, a obowiązywanie ustawy rozszerzono na media i osoby fizyczne. Wprowadzone rozwiązania umocniły i tak już silną władzę Władimira Putina czego konsekwencją jest m.in. obecna wojna na Ukrainie. 

Pozostaje liczyć, że wobec braku reakcji polityków opozycji społeczeństwo weźmie sprawy w swoje ręce i pójdzie za przykładem Gruzji, gdzie rząd wycofał się z podobnych rozwiązań po fali masowych protestów. Jeżeli społeczeństwo pozostanie biernym obserwatorem, to następnej okazji do wyrażenia sprzeciwu może już nie być. 

Montevideo
O mnie Montevideo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka