Wypadek spowodowany przez kolumnę Macierewicza budzi coraz większe emocje a w związku z tym jest też coraz bardziej śmiesznie. Niestety za sprawą Ministerstwa Obrony. A przecież MON to była kiedyś bardzo poważna instytucja, i ani w głowie jej było robienie kabaretu a z siebie pośmiewiska.
Co mianowicie zaczyna nas bawić? Bardzo proszę, krótkie zestawienie (opieram się na oświadczeniach ministerstwa, oraz wystąpieniach przyszłego szefa sztabu generalnego, na razie skromnego rzecznika resortu Misiewicza.
Nie jest prawdą - twierdzi MON - jakoby to samochód Macierewicza był sprawcą wypadku, czemu przeczą wszyscy świadkowie i uczestnicy karambolu. Jechali za szybko, po kozacku, całą szerokością drogi nie mieli szans na wyhamowanie przed światłami. Mówiąc wprost ministerialne BMW prowadził pirat drogowy, który na dodatek uciekł z miejsca wypadku tak jak i jego dysponent.
Zeznanie świadka: "Nagle ni z tego, ni z owego pierwszy samochód Żandarmerii Wojskowej wpada przed nas, centralnie przed nas, uderza w inny samochód, a za nim wpada drugi samochód, to bmw. Wpada w nas i w ten samochód pierwszy rządowy"
Wedle MON to narracja będąca świadomym kłamstwem, „dezinformację mają stworzyć świadomie fałszywy obraz ministra i jego najbliższych współpracowników”. Są to też świadome działania zmierzającego do "pozbawienia ministra obrony narodowej skutecznej i profesjonalnej ochrony".
Wedle Misiewicza: "dzięki profesjonalizmowi i poświęceniu" kierującego samochodem kapitana Kazimierza Bartosika, który wziął na siebie skutki uderzenia w kierowany przez siebie samochód, "minister obrony narodowej nie poniósł żadnych obrażeń podczas wypadku spowodowanego przez inny samochód".
Wedle MON: nie jest prawdą, że kierujący samochodem kapitan Kazimierz Bartosik ("oklaski dla pana Kazimierza i całej ochrony która tak wspaniale jechała") był wojskowym ubekiem przed 1989 rokiem. Przeczy temu dane zaczerpnięte wprost z teczki personalnej pana Kazia, do której udało się dotrzeć mediom nim została utajniona.
Wedle MON: Nie jest prawdą, że kierujący pojazdem BMW 7, oraz minister Macierewicz uciekli z miejsca wypadku. Pan minister Macierewicz po upewnieniu się że „nic poważnego nikomu się nie stało”, był zmuszony udać się w dalsza podróż do Warszawy ponieważ „wzywały go tam pilne sprawy wagi państwowej”. Nikt nie sprawdził też, ani policja ani żandarmeria, stanu trzeźwości kierowcy, sprawcy karambolu.
Wedle Misiewicza: Kapitan Kazimierz Bartosik wbrew bezprawnym twierdzeniom mediów, posiada uprawnienia do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi. Nikt w MON jednak takich uprawnień nie widział na oczy. Jeśli faktycznie ma, to nadali mu je wczoraj, parę godzin po tym jak spowodował groźny wypadek. No i czyż nie jest śmiesznie? Jest! Idźmy dalej.
Wedle nieoficjalnych źródeł z żandarmerii: Nie należy na tym etapie wykluczać świadomego działania osób trzecich, które wiedząc iż zbliża się ministerialna kolumna podjęły próby jej świadomego „unieruchomienia”.
Wedle źródeł jak powyżej: czynione są próby zamknięcia ust wszystkim świadkom i uczestnikom zdarzenia, poprzez wzywanie ich na przesłuchania i zmuszanie do podpisywania oświadczeń zabraniających dzielenia się wiedzą o karambolu z kimkolwiek w tym i z mediami. Powód: „istotne zdarzenie dotyczące bezpieczeństwa państwa”. Właściciele uszkodzonych pojazdów maja też utrudniony do nich dostęp, bo wszystkie są „dowodami w śledztwie”.
MON będzie składał doniesienia o przestępstwie świadomego wprowadzenia w błąd organów ścigania przez posłów PO. Zdaniem posłów Platformy prokuratura powinna sprawdzić, czy Macierewicz przekroczył swoje uprawnienia, bowiem wizyta w Toruniu była prywatna a kolumna jak najbardziej służbowa. MON zapewnia że wizyta nie była prywatna, a twierdzenie że było inaczej to właśnie wprowadzanie w błąd prokuratury i opinii publicznej.
Czekamy na więcej, bo teatrzyk zapowiada się dobrze, będą pewnie za chwilę dopisane kolejne rozdziały. Byleby tylko poziom absurdu utrzymali.
Inne tematy w dziale Polityka