murgrabia czorsztyński murgrabia czorsztyński
466
BLOG

O problemach z samowzwodem, czyli wykład dyletancki i niepotrzebny.

murgrabia czorsztyński murgrabia czorsztyński Technologie Obserwuj notkę 13

I. Czyszczenie broni, albo co można uszkodzić w pomieszczeniu służbowem.

Na pewno podczas czyszczenia broni nie można uszkodzić własnych nóg. Rutyna owszem, zabija, ale nawyk kierowania lufy odsie to element zwykłego instynktu samozachowawczego, jednego z najbardziej podstawowych instynktów, występującego nawet u makaka, który jak wiadomo nie potrafi pojąć, czym się różni obowiązkowe,  dedykowane stanowisko do rozładowywania broni od zakładowego bufetu.

Zatem w pomieszczeniu służbowym można w trakcie czyszczenia broni uszkodzić: szybę, żyrandol, półlitrową butelkę wódki ukrytą przez chytrego kolegę w aktówce, butelkę wódki o dowolnej pojemności, ukrytą przez chytrego kolegę w biurku, stojący na szafie puchar okręgowych zawodów strzeleckich, albo elektryczny grzejnik olejowy. W ostateczności - rzyć niebacznego magazyniera, albo odnóża innego makaka, który dla odmiany nie patrzy, w którą stronę lufą machają.


II Z mechaniką tylko do szwagra, albo sprężynki z jedną nóżką bardziej.

Skoro przypadek czyszczenia broni mamy wykluczony, zachodzi jeszcze możliwość upadku z wysokości na twarde podłoże. Zwłaszcza upadku lufą do góry, kiedy o glebę wali liniowo tył zamka, mieszczący wszystkie te odpowiedzialne za odpalenie sprężynki - i jeszcze wali dokładnie w osi ruchu iglicy. Takie traktowanie, jeszcze nie tak dawno, zniósłby spokojnie np.  riewolwier Nagant oficerskogo obrazca ( dlatego oficerskiego, że też z samowzwodom), broń powstała w technologii młotka, mesla i pilnika, czemu zatem wynalazki myśli technicznej sterowanej cyfrowo zawodzą?

Ano, w takich warunkach pistolety niejednej firmy strzelały - i będą strzelać, bo jeśli stałą gotowość broni do użycia, tzn. możliwość przenoszenia broni z nabojem w lufie ma zapewnić cała gromada blaszek, sprężynek i przetyczek, nie podparta na sztywno żadnym kołkiem nastawnego, ręcznego bezpiecznika, to przy silnym uderzeniu nie ma wuja, żeby cóś nie przeskoczyło. Zwłaszcza, kiedy jest mile widziane, żeby każda z tych sprężynek miała jedną nóżkę bardziej.

Po co sprężynce nóżka bardziej? A no po to, że problem jeszcze w latach 70 rozwiązali prawidłowo Awstryjcy od Glocka, tylko że Glockiem nie handluje szwagier. A jeśli Glockiem nie handluje szwagier, to zdarzy się i wykupić licencję na szajs, z którego podczas strzelania zamek wylata, prosto w oczko temu misiu. Zamek się zaślepi blaszką, funkcjonariuszom trwale okaleczonym przez licencyjny szajs przyzna się rentę inwalidzką i karuzela dalej będzie wirowała pod rytm katarynki. A kataryniarz będzie zachwalał, że licencyjny szajs ma aż dwa tryby pracy spustu przy jednym i tym samym wzięciu w rękę, wieeeeeeelkie kurwa udogodnienie.

Tylko trudno wymagać, żeby wynalazek, w którym jeszcze niedawno zamek wylatał, nie strzelał upuszczony dupą na cement.


III. Zasady walki ogniowej, czyli od razu pana poznałem, sierżancie.

"Kiedy tak sobie siedzę i myślę, to przychodzą mi do głowy różne psie myśli." Na przykład myśl, że może tak zwykłemu krawenż krawęrz funkcjonariuszowi, który nie pełni służby w murzyńskich slumsach, opanowanych przez gangi handlarzy cracku, na pompon jest potrzebny skomplikowany, napchany po czubek amunicją pistolet z wyłącznym samonapinaniem. Toż stary, jurny rewolwer z pięciocentymetrową lufą, broń prosta, odporna na udary, na brak kultury technicznej, intuicyjna w użyciu, wyszłaby mu lepiej i funkcjonalnie, i gabarytowo, i pod względem masy, zapewniając w dodatku, z racji samej dłuższej gilzy, zarówno większy výkon, jak i zastavovací účinek  pocisku. Oraz, w razie utraty przez funkcjonariusza (jak np. w Belgii), dając napastnikowi, który dokonał zaboru broni znacznie mniejszą siłę ognia.

Da się w dodatku, używając tego prymitywnego klocka, strzelać zarówno używając samowzwodu, jak i, w razie potrzeby, wywołując wzwod kurca kurka ręcznie, już to dla bezpieczeństwa, już to dla precyzji strzału. Da się nawet podążać za lotną myślą ustawodawcy i przenosić broń w stanie załadowania i nienabicia, poprzez opuszczenie kurka na pustą komorę bębna, która nie tylko rzucana na glebę, ale nawet brana na męki w żaden sposób nie wystrzeli, bo nie ma z czego. Zaś w trakcie każdej próby oddania strzału sam mechanizm obrotowy bębna podsunie pod iglicę świeżutki, lśniący, pachnący mydłem migdałowem nabój dużej mocy.

- Ha, stójcie, krzyknął starszy zbójca i walnął w stół na pół opróżnionym kuflem. - A prowadzenie intensywnej walki ogniowej? No cóż, pisałem, nie mieszkamy w Ameryce. Sam chłopski rozum wobec tego dyktuje że, jeśli prowadzisz intensywną walkę ogniową to:

- masz ze sobą kolegę (albo wielu)

- masz ze sobą tarczę balistyczną (albo wiele)

- ty albo któryś z kolegów ma co najmniej Glauberyta

lub

- właśnie zostałeś zastrzelony, bo ktoś zaszedł cię od tyłu, albo z boku.

Jeśli walka ogniowa się przeciąga i nie zaszedł żaden z ww przypadków, sprawdź czy nie nazywasz się Alvin York i nie jesteś bohaterem wojennym US Army. Za coś sierżantowi te medale dali. Jeśli walka ogniowa toczy się jeden na jeden i sześć naboi ci nie wystarczyło, jesteście obaj dupy, a nie strzelcy. Wizję półgodzinnej obrony schodów na półpiętro należy zaliczyć do heroic fantasy, choćby już z tego powodu, że zbójnik ta ni ma wiele casu przi rabunku. Podobnie jak wizję uwalniania domowników, uwięzionych w  opanowanym przez bandę złoczyńców mieszkaniu, z prywatną bronią w garści*: szturmy i odbijanie zakładników potrafią całkiem często nie wychodzić wyszkolonym do perfidii oddziałom jednostek specjalnych.

Podsumowując: pomysł z Gwardem nie był poroniony aż tak, jak na pierwszy rzut oka wyglądał, choć faktycznie, między pomysłem a wykonaniem zdarzyło się to, co zawsze zdarza się  w Tym kraju między ustami a brzegiem pucharu.


IV. Wyjście kuchenne, czyli pistolet Grunera; a   Heckler & Koch jest jego prorokiem

Problem bezpiecznego przenoszenia samopowtarzalnego pistoletu z nabojem w lufie, natychmiast gotowego do użycia bez potrzeby uczenia się na pamięć bezpieczników nastawnych, męczył konstruktorów od czasu samego wynalezienia samopowtarzalnego pistoletu. I, jak dotąd znaleziono CHYBA jedno jedyne, w pełni satysfakcjonujące rozwiązane. Uzależnić napięcie iglicy od zewnętrznego mechanizmu, nie związanego w żaden sposób z ruchem zamka; tak by nie reagowała w ogóle, bez względu, w którą stronę i jak intensywnie suwadłem smyrano.

To jedno jedyne rozwiązanie, wymyślone przez Jana Grunera, międzywojennego wynalazcę rodem ze Słonimia, a powtórzone w koncepcji przez zespół projektujący model P7 niemieckiej firmy Heckler i Koch przybrało formę klawisza. Podłużnej, wystającej z chwytu dźwigni, która, ściśnięta w dłoni napina mechanizm odpalający, a puszczona - zwalnia. Miało to powodować, że broń wypuszczona z ręki będzie niezdolna do zbicia spłonki naboju.

Siódemka Heklera i Kocha szeroko sie nie przyjęła. Jedni twierdzili, że Niemcy poszli o jeden most za daleko, z awangardową formą broni i gazowym systemem ryglowania, inni - że o most za blisko, nie dopracowawszy podstawowych szczegółów budowy i ergonomii (!). Jak by nie patrzeć, niedługo po P7 wszedł oparty na starożytnym ryglowaniu przekoszeniem Glock i pozamiatał rynek na jakichś 30 lat, zanim konkurencyjne firmy nie zaczęły do glockowskiej sprężynki dorabiać własnego pomysłu nóżek - nawet jeśli już na pierwszy rzut oka większość z tych nóżek wyglądała na narządy wyłącznie kopulacyjne.

A pistolet Grunera? Niestety, poszło o słowo za dużo. Nie określając dokładnie, pod jaki nabój projektował swoją broń, nasz konstruktor dołączył do opisu, towarzyszącego swojemu projektowi, obszerny ustęp w którym rozprawiał się nie tylko z bezpiecznikami zewnętrznymi, ale i samą zasadą ryglowania broni krótkiej. Eksperci, do których władze wojskowe przesłały projekt wraz z elaboratem, orzekli że projektowana broń nie przewyższa wartością funkcjonalną nowo projektowanego ViSa, zaś cały wykład o zbędności, a nawet szkodliwości ryglowania, jest dyletancki i niepotrzebny.

Skoro zatem dyletanckie i niepotrzebne wykłady zdarza się  pisać genialnym wynalazcom, o dziesięciolecia wyprzedzającym epokę, to i mnie prostemu chłopu tym bardziej uchodzi. A służby, zamiast instynktownej obsługi bezpiecznika skrzydełkowego, niech intensywnie uczą się strzelania "śrubą". Ćwiczenia ruchowe poprawiają kondycję i samopoczucie.

I tylko MAGa żal.



* Sam takiego idiotyzmu nie wymyśliłem tylko powtarzam, za prasą branżową, program jednego z reklamowanych w tej prasie szkoleń strzeleckich. Sapienti itd.


Każda opublikowana tu notka jest produktem kolekcjonerskim. Nie służy do czytania, ani też do zamieszczania w niej informacji bądź opinii. Uwaga: CACATOR CAVE MALUM!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie