"Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni" - przypomniałem sobie tę ludową mądrość, czytając z rosnącym zdumieniem notki i komentarze najwybitniejszych i najgorliwszych wyznawców sekty pancernej brzozy.
Twierdzą, że ogłoszone wczoraj zarzuty polskiej prokuratury względem rosyjskich kontrolerów są śmieszne (chociaż nie znają ich uzasadnienia, które pozostaje niejawne) i logicznie wykluczają wybuch czy zamach jako przyczyny Tragedii Smoleńskiej.
Myślę, że dzisiaj rano panowie prokuratorzy musieli mieć dużo radości, czytając ich wypowiedzi.
Polska prokuratura, jeszcze w marcu 2015 r. (tj. gdy była jeszcze demokratyczna i wolna), postawiła rosyjskim kontrolerom zarzuty sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy.
Konstrukcja tego zarzutu polega na tym, że wystarczy, aby zachowanie kontrolera wywołało niebezpieczeństwo zaistnienia katastrofy, nawet jeżeli do niej nie doszło.
Skoro nawet p. Michał Jaworski dostrzega "poważną nieścisłość" w komunikatach kontrolerów, to proszę zrozumieć, że wystarczy, aby z zachowania kontrolerów wynikało ryzyko zaistnienia katastrofy, nawet jeżeli doszło do niej wskutek wybuchu.
I to by było na tyle.
