Polskie Służby Mundurowe są w stanie moralnej agonii. Albo nawet w stanie wegetatywnym - gdyby nie elektryczne impulsy z Warszawy, wszystko to uległoby rychłemu rozpadowi.
Nazywam się S.
Robert S.
W dniu 4 lipca 2012 roku zainicjowałem akcję masowego poparcia dla Marcina T. Policjanta, który po siedmiu latach zmagań, przegrał walkę z systemem i został latem tego roku wyrzucony z Policji za to, że ujawnił poważne nieprawidłowości w systemie jej funkcjonowania.
Po kilku godzinach postanowiłem akcję zakończyć. Oto powód:
Powstało realne ryzyko, że za moment wydarzenie założone na Facebooku przemieni się w kolejny wątek wielowątkowej „sprawy Marcina T.” A stałoby się tak za sprawą grupy zapaleńców, gotowych operować najcięższymi oskarżeniami i kryć się za zasłoną klauzul niejawności. Najgrubsza z osłon dochodzi w tej sprawie do grubości „00”, czyli klauzuli „ściśle tajne”. W grze pojawiły się sugestie, że Marcin sprzeniewierzył się elementarnej idei złożonego ślubowania. Nie sposób w tych warunkach walczyć o masowe wsparcie. Byłaby to konfrontacja słowo - przeciwko - słowu, ale owiniętemu w „00”.
Nazwisko jest jak marka. Dobrze wykorzystane, pozwala zmobilizować zbiorowy wysiłek wokół jakiejś idei. Ale to jest zupełnie tak, jak na wojnie. Jeśli ta mobilizacja w krótkim czasie nie da zwycięstwa, nazwisko zużyje się, niczym każdy nadmiernie eksploatowany oręż.
„Sprawa Marcina T.” nie przebiega w warunkach blitzkriegu. Przypomina raczej wojnę okopową, przez lata zagrzebaną na ustalonych pozycjach. Na nic zda się tutaj zapalczywość i piarowski talent Roberta S. (znanego jako „Rebeliant”). I na nic zda się długoletnie doświadczenie i cierpliwa wnikliwość Jacka K. Nasze nazwiska lepiej zachować w gotowości do stoczenia innych bitew.
Jednak wiele wskazuje na to, że w ostatecznym rozrachunku Marcin T. poradzi sobie sam. Poobijany moralnie, w stanie przewlekłego kryzysu psychicznego, ten twardy fajter doprowadził do sytuacji, w której Rzecznik Praw Obywatelskich zadeklarował interwencję w randze kasacji, a Helsińska Fundacja Praw Człowieka zajęła się monitorowaniem Jego sprawy. Sam „obwiniony T.” znalazł w sobie jeszcze na tyle dużo energii, aby planować dalsze posunięcia.
W sensie formalno-prawnym piłka jest nadal w grze.
Oczywiście, to nie tak powinno być. Niezawisły sąd powinien być też sądem sprawiedliwym. Przełożeni powinni być nie tylko groźni, ale i mądrzy. A waleczności policyjnych komandosów nie powinno się mierzyć liczbą rozbitych po pijanemu głów barmanów, ani liczbą naboi, wystrzelonych „tak dla śmichu” w stronę kolegów z pododdziału. Wiele rzeczy powinno wyglądać inaczej.
W sensie moralnym rzecz ma się następująco:
Wszystkiego nie zmienimy. Jednak nawet podróż dookoła Ziemi zaczyna się od pierwszego kroku. A ten krok właśnie zrobiliśmy. „Sprawa Marcina T.” ujrzała w końcu światło dzienne. Nie w atmosferze festynu, tak jak próbowaliśmy to zrobić wczoraj. Ale przecież nie forma była tu istotna, a cel.
Bez mobilizacji mas, bez barwnych parad i akompaniamentu salw, a jednak oficjalnie i pod własnymi nazwiskami podjęliśmy temat.
Czy znacie Państwo epizod historyczny, określany mianem „sprawa Dreyfusa”?
Przypomnę w skrócie, za Wikipedią:
Sprawa dotyczyła procesu i skazania 35-letniego kapitana Alfreda Dreyfusa, pochodzenia żydowskiego, za domniemaną zdradę francuskich tajemnic wojskowych na rzecz Cesarstwa Niemieckiego. 15 października 1894 roku Dreyfus został aresztowany pod zarzutem zdrady na rzecz Niemiec. Koronnym dowodem w procesie był rękopis pisma do ambasady niemieckiej, przypisywany Dreyfusowi i przysięga jednego świadka oskarżenia. Wyrokiem sądu wojskowego Dreyfus skazany został na dożywotni karny obóz i zdegradowany.
Gdy po kilku latach ujawnił się faktyczny autor listu szpiegowskiego i fakt krzywoprzysięstwa, pisarz Emil Zola opublikował artykuł „Oskarżam!”, z apelem o uniewinnienie Dreyfusa. W jego obronę zaangażowało się wielu uczonych i pisarzy. Rozgorzał wówczas wielki spór, który podzielił społeczeństwo francuskie. Okazało się, że skazaniem Dreyfusa zainteresowane były: armia, konserwatywna prawica, partie nacjonalistyczne, rojaliści, kręgi finansjery i kler. Wszyscy oni wykorzystywali „zdradę” żydowskiego oficera dla zademonstrowania swego patriotyzmu, umiłowania armii, fobii antysemickich, oskarżania ustroju republikańskiego itd. Emila Zolę za "zniesławienie armii" skazano na rok więzienia i zmuszono pogróżkami do ucieczki do Wielkiej Brytanii. Ale w 1899 r. Dreyfus został z powrotem przewieziony do Francji i ponownie stanął przed sądem, a po procesie został ułaskawiony przez prezydenta.
Dopiero w 1906 Alfred Dreyfus doczekał się pełnej rehabilitacji i przywrócenia do wojska, zaś później w okresie I wojny światowej został awansowany na pułkownika i odznaczony Legią Honorową.
Marcin T. to nie Alfred D. Policja, to nie Francja. No i stulecie też inne. Ale polskie Służby Mundurowe są w stanie moralnej agonii. Albo nawet w stanie wegetatywnym, to znaczy, gdyby nie elektryczne impulsy z Warszawy, wszystko to uległoby rychłemu rozpadowi. Problem w tym, że taki stan w najlepsze odpowiada zarówno sporej części polityków i dyspozycyjnych dziennikarzy (vide: mobilizacja społeczeństwa przeciwko „mundurowym kułakom”), jak i sporej części samych funkcjonariuszy. Ci drudzy dla zachowania wygodnego statusu „starych”, albo „uznanych”, albo dla ratowania własnych umoczonych tyłków, gotowi są popularyzować najgorsze formy destrukcji w szeregach (vide: anonimowe apele o podjęcie strajku absencyjnego poprzez masowe „chorowanie”).
„Nie wiem jak to się skończy, ale mogę wam powiedzieć, jak się zacznie...” – to słowa głównego bohatera filmu „Matrix”.
Czy nagłośnienie „sprawy Marcina T.” zakończy się głębokimi przemianami systemowymi i mentalnym „przewrotem kopernikańskim”, tak jak „sprawa Dreyfusa”? Nie wiem. Ale wiem, że nagłaśnianie SPRAWY MARCINA T. właśnie się rozpoczęło.
Szanowni Państwo, powyższy tekst jest jednocześnie komentarzem do postu na blogu podinspektora Jacka Kosmatego "Zapiski Niepokorne", zatytułowanego "Jak te ptaki...".
Oto link do źródłowego materiału:
jacekkosmaty.pl/ - "Jak te ptaki..."
A tutaj znajdziecie Państwo więcej szczegółów w SPRAWIE MARCINA T.:
jacekkosmaty.pl/ - "Dla dobra służby"
jacekkosmaty.pl/ - "Sprawa Marcina T."
A tutaj "odprysk" sprawy Marcina - jako "mł. asp. (młodszy aspirant) T." Marcin doznaje podchwytu ze strony swojego komendanta:
www.aferyprawa.eu/Interwencje/Co-wolno-wojewodzie-to-nie-tobie-smrodzie-przebieg-zdarzenia-z-udzialem-zastepcy-Komendanta-Wojewodzkiego-Policji-w-Szczecinie-insp-Jacka-Fabisiaka
I na koniec, link do serii artykułów o sprawie Marcina w "Głosie Szczecińskim": www.gs24.pl/apps/pbcs.dll/article
Wystąpienie Helsińskiej Fundacji Praw człowieka do Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie Marcina T.:
jacekkosmaty.pl/wp-content/uploads/2012/07/RPO_wsparcie.pdf
Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości