Nie rozumiem, dlaczego likwidacja szkoły ma pociągać za sobą utratę pracy dla nauczycieli.
Ten temat teraz wraca, przy okazji dyskusji o likwidacji gimnazjów. Likwidujemy gimnazjum i nagle na targanej wiatrem polanie zostaje stłoczony tłumek bezradnych, cienko odzianych okularników. Tak, jakby zerwano namiot, gdy słodko spali.
Ale przecież gimnazjum, to nie konkretna placówka oświatowa, a szczebel procesu edukacji. Ubędzie etatów w gimnazjach, ale przybędzie w podstawówkach i w liceach. Można zrobić jeszcze jedno, wprowadzić po dwóch nauczycieli do klas. Zespoły nauczycielskie. To świetnie się sprawdza w systemie trenerskim, w szkoleniach doskonalących dla pracowników wielu branż.
Jeden nauczyciel ma rolę wiodącą, a drugi wspiera go, rozdaje pomoce naukowe, uzupełnia wywód, obserwuje zachowanie uczniów. A w razie czego wystąpi jako świadek. Grupa rozzuchwalonych nastolatków nie tak łatwo podejmie próbę rozwalenia lekcji, gdy nad przebiegiem zajęć czuwa zespół, zamiast osamotnionej ofiary.
A pieniądze? No przecież do tej pory są. One nie znikają wraz ze zlikwidowanym podmiotem. Edukacja szkolna nie leży w domenie komercji. Wysokość środków na zatrudnienie nauczycieli nie jest pochodną liczby szkół. Albo inaczej, liczba nauczycieli "do utrzymania" nie zwiększy się w następstwie likwidacji gimnazjów, pozostanie niezmieniona. Za te same pieniądze można tę samą liczbę nauczycieli zatrudnić tak samo efektywnie. Albo bardziej efektywnie, gdy zorganizuje się ich w teamy dydaktyczne.
Kontynuację bloga znajdziecie Państwo pod tym adresem: http://szmarowski.salon24.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo