wiesława wiesława
3566
BLOG

Trzej pisarze nad dołami śmierci w Lesie Katyńskim wiosną 1943 r

wiesława wiesława Rozmaitości Obserwuj notkę 22

Stanisław Mikke, prawnik i pisarz, który zginął 10 kwietnia 2010 w katastrofie samolotowej w Smoleńsku, w jednym z felietonów napisał:

Nie było w naszej najnowszej historii lepszego probierza przyzwoitości i odwagi, zakłamania i podłości od sprawy katyńskiej. Trudno pojąć tych, zwłaszcza spośród grona aspirującego do odgrywania ról publicznych, którzy decydowali się na powtarzanie jawnego fałszu, pod dyktando obcego mocarstwa odpowiedzialnego za zbrodnię.
Z jakimi kalkulacjami kłamali uczeni historycy, dziennikarze, pisarze, na co liczyli prokuratorzy i sędziowie przypisując głoszenie „fałszywych wiadomości” oraz żądając kar i na nie skazując za prawdę o Katyniu?
Widać twarda wiara, że systemowa zbrodnia i kłamstwo trwać będą jeszcze pokolenia, zabijała nie tylko sumienie, ale i wyobraźnię, że wszystko musi zostać powiedziane kiedyś do końca. Wcześniej czy później.

Historia odnotowała jednak nazwiska pisarzy, którzy mając świadomość grożącego im niebezpieczeństwa, o katyńskiej zbrodni mówili prawdę już wiosną 1943 roku.

 

W drugiej i trzeciej dekadzie kwietnia i przez cały maj 1943 roku w katyńskim lesie prowadzone były ekshumacje. Oprócz zorganizowanej przez Niemców Międzynarodowej Komisji Lekarskiej, w skład której wchodzili medycy sądowi z dwunastu krajów europejskich, do Katyniu przybyła Komisja Techniczna Polskiego Czerwonego Krzyża, która prowadziła prace ekshumacyjne i identyfikacyjne. Niemcom zależało na nadaniu rozgłosu sprawie zbrodni ludobójstwa na polskich jeńcach, dlatego starali się, aby do Katynia przyjeżdżali dziennikarze, publicyści i pisarze. W pierwszej polskiej delegacji, której Niemcy umożliwili oględziny miejsca zbrodni 10 kwietnia 1943 roku, znalazł się jeden z najbardziej poczytnych przed wojną pisarzy, publicysta, zacięty antykomunista i sympatyk włoskiego faszyzmu, członek Polskiej Akademii Literatury, Ferdynand Goetel. W drugiej połowie maja, razem z delegacją złożona z kilku polskich robotników i grupy dziennikarzy zagranicznych (duńskich i szwedzkich) przyjechał do Katynia inny polski pisarz i dziennikarz, mieszkający w Wilnie Józef Mackiewicz. Obaj pisarze udali się do Katynia za wiedzą władz Polski Podziemnej i złożyli sprawozdanie z tego wyjazdu.

Józef Mackiewicz zdecydował się również udzielić wywiadu, który został opublikowany w wileńskim dzienniku „Goniec Codzienny”(3.VI.1943, nr 577). pt. Widziałem na własne oczy. Józef Mackiewicz o swoim pobycie na miejscu zbrodni w Katyniu.

Ferdynand Goetel, który współredagował z Wiliamem Horzycą konspiracyjne pismo Nurt, swój stosunek do Związku Sowieckiego i zbrodni katyńskiej przekazał w artykule opublikowanym w nr 2 (z marca – kwietnia 1944) tego pisma:

Spór polsko-sowiecki nie jest sporem o granice. Nie jest sporem o taki czy inny skład rządu. Jest czymś więcej. O pojmowanie człowieka i świata. Polaków poległych w Katyniu będziemy uważać i uważamy za najlepszych synów Polski. Kiedy jednak słyszymy, że Rosja na równi z Niemcami, nazywa ich „bohaterami”, stygnie nam krew w żyłach i pytamy:, kto ich w takim razie zamordował, bo przecież nie popełnili samobójstwa?(...). Dość tej gry. Czekamy na akt prawdziwej odwagi przyznania się do winy. Jeżeli nie nastąpi, nie pozostanie nam nic innego, jak prosić Boga o następną wojnę.

 

Mogiły katyńskie chciał również ujrzeć francuski pisarz Louis Ferdynand Celine, jednak do Katynia nie dotarł. Natomiast w pierwszych dniach czerwca 1943 przybyła do Katynia z Francji trzyosobowa delegacja: Ferdynand de Brinon, minister francuskiego rządu vichystowskiego, Claude Jeantet dziennikarz, redaktor dziennika Petit Parisien oraz Robert Brasillach, pisarz i publicysta, redaktor naczelny tygodnika Je suis partout. Rezultatem wizyty Brasillacha był wstrząsający reportaż:J’ai vu les fosses de Katyń, opublikowany 9 lipca 1943 r. Polskie tłumaczenie tego artykułu pt. Widziałem doły katyńskie ukazało się dopiero w 1996 roku w dwumiesięczniku Arcana (nr 26).

Oto obszerne fragmenty tego reportażu, którego treść jest w Polsce mało znana:

 

Widziałem Katyń. Wszedłem w ten bezpośredni kontakt, którego nic nie może zastąpić. Zobaczyłem krajobraz, poczułem ten okropny odór, przeszedłem się tą przyjemną leśną ścieżką, która przykrywa tyle trupów, widziałem w porannym wietrze te wielkie doły wykopane w jasnobrązowej ziemi, dzikie drzewa, krzaki. Nie opowiem tu o niczym, czego sam bym nie ujrzał. […]

Są tam, ułożeni w rzędzie, rozpoznawalni w swoich pięknych, choć poplamionych i nadgniłych mundurach, butach i płaszczach. Spędziłem w niewoli wiele miesięcy z oficerami polskimi, teraz mogę zobaczyć ich braci. Ułożeni są twarzą do ziemi, pokazuje się nam ślady po kuli rewolwerowej na ich karkach. Pokazały nam ich fotografie, ale nic nie może oddać wrażenia tego regularnego zaszeregowania – warstwa na warstwie i metodycznie – niczym zgrzewki konserw. W tym dole wszystko zdaje się ze sobą scalać, tak jakby jakaś klejąca materia łączyła ciała. Trzeba ich oddzielać jednych od drugich za pomocą wideł i słuchać przy tej czynności odgłosu darcia tektury. Obojętni kopacze maszerują po piasku i wyciągają trupy. Ukazują się nam one ciągnięte za dwa haki – rzucają nam je u stóp, suche, lekkie, niczym wielkie śledzie. […]

Nożem przecina się kieszenie nieszczęśnika, aby je przeszukać. Kilka polskich monet, portfel, dokumenty tożsamości, polecenie przekazu pieniędzy od rodziny do jego obozu jenieckiego, z zupełnie dobrze jeszcze widocznymi pieczęciami pocztowymi, rosyjski dziennik z kwietnia 1940 roku. Wszystko to brudne, poplamione, wilgotne, ale jeszcze rozpoznawalne.

Staramy się rozumować na chłodno, jeżeli jest to w ogóle możliwe. Nie ma żadnych wątpliwości, że mamy przed sobą ciała Polaków. Żaden szwindel nie byłby tutaj możliwy do przeprowadzenia. Ktoś mógłby się zapytać, czy nie urządzono dla nas wielkiej maskarady? Ależ specjalnie dla nas wykopano trupy, których z pewnością nie dałoby się zawczasu „przygotować”: ubrania są przyklejone do ciał, trzeba rozdzielać je nożem. Bez okazywania obrzydzenia, rosyjscy kopacze przecinają kieszenie i pokazują nam ich zawartość. Autentyczności papierów i ich datowaniu nie sposób zaprzeczyć. Gazeta, jakiś list – nic, co przekraczałoby miesiąc kwiecień roku 1940. Egzekucja mogła się dokonać kilka dni, może tygodni od tamtego czasu. Jest tylko jeden możliwy winny: sowiecki kat.

Przepraszam za te rozważania, ale one są chyba wciąż potrzebne. Wielu nadal wierzy, że Katyń to bluff. Ale czy Sowieci zerwaliby z tego powodu stosunki z emigrantami polskimi w Londynie? Wszelkie logiczne rozumowanie jest jednak niemożliwe w konfrontacji z tymi zniszczonymi ciałami. Choć nadszarpnięte przez czas i źle rozpoznawalne, to jednak nie pozostały z nich same kości; przez przecięte mundury prześwituje skóra, mięśnie, zielona, różowa, żółta magma – gdzieniegdzie utwardzona, gdzieniegdzie kleista – którą piaskowe podłoże utrzymało w takim stanie.[…]

Sto tysięcy…

Prowadzą nas do innego, mniejszego dołu, w którym trup ma ręce związane od tyłu. Innemu zarzucono kurtkę mundurową na twarz. Gdzie indziej odnaleziono pochowanych Rosjan bez śladu kuli, ale za to z ziemią w ustach – widocznie zakopano ich żywcem.

Pojawia się ciekawe pytanie dotyczące polskich oficerów. Ten, którego dla nas odkopano i przeszukano, miał przy sobie list od rodziny zaadresowany do obozu. Można zatem przypuszczać, że przez pewien czas – od jesieni 1939 do wiosny 1940 roku – cieszył się statusem jeńca wojennego. Statusem, jakiego Sowieci nigdy nie zastosowali w stosunku do Niemców i ich sojuszników. Nieszczęśnik korespondował z bliskimi, dostawał od nich paczki i pieniądze. A następnie, pewnego pięknego dnia, wszystko się skończyło. Rosjanie zapakowali do wagonów dwanaście tysięcy oficerów i metodycznie rozstrzelali w dołach katyńskich. Skąd ta nagła zmiana?

Odpowiedź może być tylko jedna. Sowieci przez pewien czas mieli nadzieję, że polscy oficerowie przejdą na ich stronę. Nie tylko ci, którzy pochodzili z terenów przez nich okupowanych, ale także ci pochodzący z Warszawy i regionów zajętych przez Niemców (list, który widziałem nadszedł z Generalnego Gubernatorstwa), co wzbudzało pewne podejrzenia. Ale w końcu zrozumieli, że Polacy nienawidzą bolszewizmu, że ten naród, jakże często lekkomyślny, bezmyślny, bezmyślny w sposób tragiczny, nie zapomniał antykomunistycznej lekcji Piłsudskiego i nie zapomniał również, że także przed Piłsudskim jego historia była głównie antyrosyjska. Sowieci wyciągnęli z tego logiczne wnioski: zdekapitowali elity polskie, tak jak zdekapitowali elity krajów bałtyckich.

[…]

Oto przed nami kolejny dół i kolejna ledwo odkopana zbrodnia. Prawie na powierzchni odnajduje się zwłoki chłopów. Tym razem są to Rosjanie: bez dokumentów, bez tożsamości, biedne prostaki zamordowane według wszelkiego prawdopodobieństwa pomiędzy 1937 a 1938 rokiem. Nikt już się nie dowie, za jakie „przestępstwo”.

Wszędzie, mówi oficer kierujący ekshumacją, odnajdujemy zwłoki. Można by kopać w ciemno. Zważywszy na powierzchnię lasu i gęstość grobów, musi być tu pochowanych od sześćdziesięciu do stu tysięcy trupów.

Sto tysięcy trupów… W tym pogodnym lasku, tak bardzo przypominającym okolice Vincennes czy Fontainebleau.

[…]

Ale konieczna jest również refleksja. Jedno z najważniejszych pism angielskich, Nineteenth Century, zadaje w czerwcowym numerze pytanie, dlaczego Polacy nie przeszli na stronę Niemców, zwłaszcza, że, dodaje bez ogródek, Polacy, którzy dali świadectwo dobrej woli, uzyskali z tego korzyści natury jedynie honorowej. Kiedy wróciliśmy do Paryża, dowiedzieliśmy się, że gen. Sikorski, przywódca polskich emigrantów w Londynie, który wykazał inicjatywę zbadania sprawy Katynia, zginął w katastrofie lotniczej razem z szefem swojego sztabu. Może jest ostatnią ofiarą Katynia, tak jak Darlan był ostatnią ofiarą Al-Marsa al-Kabir.

[…]

Oto, co widziały nasze oczy. Chcieliśmy to zrelacjonować przede wszystkim, dlatego, że tu tkwi jedna z głównych przyczyn tej wojny. Ona wcale nie jest prowadzona przeciwko narodowi rosyjskiemu, powtarzaliśmy to już dwadzieścia razy: ona jest prowadzona po to, aby położyć kres temu, co reprezentuje zmechanizowana i nieubłagana dzicz Katynia. Z naszego pobytu w Rosji przyjeżdżamy obklejeni odorem zgniłej rzeźni i ze wspomnieniem tych nieskończonych rzędów pokonanych, zebranych i przepadłych pod piaszczystymi łąkami, z ustami otwartymi niczym uduszone ryby. Można tylko organizować tutaj pielgrzymki – z Watykanu, Paryża, Lille i Lyonu – aby się modlić i wreszcie zrozumieć.

 

Sprawa Katynia stała się centralnym i najdonioślejszym momentem w biografiach wymienionych trzech pisarzy. Krótki pobyt w lesie katyńskim spowodował dalekosiężne reperkusje w ich życiu. Wszyscy trzej pisarze zostali oskarżeni o kolaborację z Niemcami i zapłacili bardzo wysoką cenę za danie świadectwa o ekshumacji zwłok polskich oficerów pomordowanych przez NKWD.  

Wkrótce po zajęciu Polski terenów Polski centralnej przez Armię Czerwoną NKWD rozpoczął poszukiwanie i „zabezpieczanie” dokumentacji dotyczącej zbrodni katyńskiej sporządzonej przez pracowników Komisji Technicznej PCK biorącej udział w pracach ekshumacyjnych i identyfikacji zwłok w Katyniu. W czerwcu 1945 roku Prokuratura Sądu Specjalnego w Krakowie wszczęła śledztwo przeciw m.in. pisarzom Ferdynandowi Goetlowi i Józefowi Mackiewiczowi, a także członkom Komisji Technicznej PCK, Kazimierzowi Skarżyńskiemu i Marianowi Wodzińskiemu. Za tymi osobami rozesłano listy gończe. Komunistyczne władze oskarżały ich o to, że w podczas okupacji „idąc na rękę niemieckiej władzy okupacyjnej” dopuścili się „działania na szkodę Państwa Polskiego”. Prokuratorzy wzywali na przesłuchania wszystkich Polaków, którzy byli w Katyniu wiosną 1943 roku. Przesłuchiwano członków Komisji Technicznej PCK oraz członków i pracowników Zarządu Głównego i Oddziału PCK w Krakowie. W sprawie kolaboracji Ferdynanda Goetla z Niemcami poddano przesłuchaniom poddano również wielu pisarzy (m.in. Helenę Boguszewską, Jerzego Kornackiego, Stefana Kisielewskiego, Jana Kota). Większość przesłuchiwanych pisarzy wstrzymała się z oceną kwestii kolaboracji Goetla. Jednak nie wszyscy okazali taka powściągliwość: przesłuchiwana w Sądzie Okręgowym w Warszawie Maria Dąbrowska oskarżyła Goetla o współpracę z propagandą hitlerowską, określając jego wyjazd do Katynia, jako „błąd polityczny”.

 

Ferdynand Goetel od pierwszych dni po wkroczeniu wojsk sowieckich do Krakowa był zmuszony ukrywać się. Tylko przez przypadek uniknął aresztowania, kiedy do jego krakowskiego mieszkania wtargnęli funkcjonariusze UB prowadzeni przez Adama Ważyka, który znał pisarza i miał go rozpoznać. Korzystając z pomocy proboszcza Kościoła Mariackiego, ks. Ferdynanda Machaya, ukrywał się w jednym z klasztorów i dopiero w grudniu 1945 roku udało mu się opuścić Polskę z fałszywym paszportem holenderskim i przez Czechy i Bawarię dotrzeć do Włoch. Po przesłuchaniu przez specjalną komisję został oczyszczony z zarzutów o współpracę z Niemcami. We Włoszech Goetel spotkał się z Iwanem Kriwoziercowem, głównym świadkiem katyńskim i spisał zeznania jego zeznania, które później znalazły się we wspomnianej już publikacji „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów”. Iwan Kriwoziercew wyjechał z Włoch do Wielkiej Brytanii i zamieszkał w jednym ze szkockich miasteczek; w 1947 roku został zamordowany, prawdopodobnie przez NKWD.

Ferdynand Goetel pozostał na przymusowej emigracji rozstając się na zawsze z rodziną, która pozostała w Polsce. Zamieszkał na stałe w Anglii. Publikował w polskiej prasie emigracyjnej, m.in. w londyńskich „Wiadomościach” i paryskiej „Kulturze”. Swoje przejścia opisał w książce Czasy wojny (1955). Napisał w niej m.in. takie prorocze słowa:

Narzędziem zaborcy stanie się inteligencja. Awangardzistami odstępstwa i zdrady staną się pisarze. Gorliwość, z jaka będą wysługiwać się zaborczej propagandzie, wyciśnie na ich postawie piętno hańby niespotykane w dziejach polskiego piśmiennictwa

W ostatnim okresie swego życia chory na jaskrę i niemal zupełnie niewidomy Ferdynand Goetel był zmuszony dyktować swoje artykuły do prasy. Zmarł w nędzy 24 listopada 1960 r. w Londynie.

W PRL cenzura wprowadziła całkowity zakaz publikacji jego książek. W 1989 r. polski PenClub symbolicznie rehabilitował Ferdynanda Goetla, a jego ksiązki zostały wydane w Polsce w latach 90-tych, po długiej, bo trwającej niemal pół wieku przerwie. 13 grudnia 2003 jego prochy spoczęły roku na Pęksowym Brzysku w Zakopanem.

 

Uciekając przed ponowna okupacją Wilna przez Związek Sowiecki, Józef Mackiewicz na początku 1944 roku przedostał się do Warszawy wraz z żoną, Barbarą Toporską. Po Powstaniu Warszawskim znaleźli się w Krakowie, gdzie Józef Mackiewicz napisał broszurę pod znamiennym tytułem Optymizm nie zastąpi nam Polski.

W styczniu 1945 roku opuścili Polskę jeszcze przed wkroczeniem wojsk sowieckich do Krakowa. W jednym z artykułów Józef Mackiewicz opisał jak uciekając przed zbliżającą się linią frontu, w ostatniej chwili, 18 stycznia 1945 roku, przeszedł razem z Barbarą Topolską most Zwierzyniecki w Krakowie, po dość nerwowej wymianie zdań z patrolem Wehrmachtu pilnującym mostu. Następnie przez Wiedeń przedostali się do Włoch, gdzie na zlecenie Biura Studiów Drugiego Korpusu Polskiego Józef Mackiewicz opracował białą księgę „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów”, która ukazała się w roku 1948 z przedmową gen. Andersa. Sąd koleżeński Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich oczyścił Józefa Mackiewicza z zarzutu kolaboracji z Niemcami.

W roku 1947 Mackiewicz przeniósł się do Londynu i zaczął regularnie publikować w emigracyjnych czasopismach, przede wszystkim w wydawanym przez Swojego brata Stanisława Cata-Mackiewicza tygodniku Lwów i Wilno, a także w londyńskich Wiadomościach, redagowanych przez Mieczysława Grydzewskiego, oraz w paryskiej Kulturze. Sporo publikował również w emigracyjnej prasie białoruskiej i ukraińskiej. W roku 1949 Mackiewicz opublikował w Szwajcarii, w tłumaczeniu na język niemiecki swoją książkę o zbrodni katyńskiej Katyn – ungesühntes Verbrechen. Natomiast pierwsza książka na temat zbrodni katyńskiej w języku angielskim: The Katyń Wood Murders, ukazała się w Londynie w 1952 roku. Kilka miesięcy później J. Mackiewicz złożył zeznania, jako świadek przed Specjalną Komisją Śledczą Kongresu Stanów Zjednoczonych do Zbadania Zbrodni Katyńskiej (tzw. komisją Maddena)

Józef Mackiewicz nie wrócił do Polski ze względu na konsekwentnie deklarowany antykomunizm, a jego ksiązki były objęte całkowitym zakazem publikacji w kraju. Pierwsze polskie wydanie książki Józefa Mackiewicza „Katyń. Zbrodnia bez sądu i kary” ukazało się dopiero w 1997 roku.

W 1955 roku Mackiewiczowie przenieśli się na stałe z Londynu do Monachium, gdzie żyli oboje aż do śmierci, utrzymując się z mizernych honorariów za publikacje. Józef Mackiewicz zmarł w 1985 r., a Barbara Toporska pół roku później. Oboje zostali pochowani na jednym z londyńskich cmentarzy. Józef Mackiewicz do sprawy katyńskiej zbrodni powracał przez cale swoje życie, traktując ją jednoczesnie jako konkret i symbol zagłady zbiorowości. Niestety nie dane mu było doczekać czasów kiedy zaczęto powoli odsłaniać dokumenty zgromadzone w sowieckich archiwach, dotarto do nowych świadków i ujawniono dwa nowe miejsca zbrodni. Los okazał się dla Józefa Mackiewicza niełaskawy, bo na niczym mu tak nie zalężało, jak na doczekaniu tej chwili.

 

Najbardziej dramatyczne były losy francuskiego świadka katyńskiej zbrodni, Roberta Brasillacha, wybitnego pisarza, o którym Paul Claudel napisał: „Talent Brasillacha przynosi zaszczyt Francji”. Był poetą, eseistą, autorem dramatów i powieści, ale główną sferą jego działalności była krytyka literacka i filmowa. Jako krytyk literacki czasopisma Action Francaise odznaczał się błyskotliwą inteligencją, ironią i złośliwością.

Do 1934, kiedy nawiązał współpracę z nacjonalistycznym tygodnikiem Je suis partout, w zasadzie nie interesował się polityką. Wiosną 1937 roku został redaktorem naczelnym tego pisma i na jego łamach domagał się delegalizacji Francuskiej Partii Komunistycznej, zwalczał rząd Frontu Ludowego, którego premierem był Leon Blum, a przede wszystkim wyszydzał i krytykował lewicowych intelektualistów, którzy zaciągnęli się na służbę tego rządu – Aragona, Andre Malraux, Andre Gide’a, Jeana Richarda Blocha i wielu innych. Wtedy właśnie narobił sobie wielu nieprzejednanych wrogów, którzy nigdy nie wybaczyli mu tych kpin i szyderstw i zemścili się po zakończeniu wojny.

Robert Brasillach, podobnie jak najbliżsi jego współpracownicy z tygodnika Je suis partout, określał się wówczas już zdecydowanie jako faszysta, który nazywał faszyzm koniecznym „złem wieku” (le mal du siecle). Był entuzjastyczny w stosunku do włoskiego l`uomo fascista, natomiast miał ambiwalentne odczucia wobec niemieckiego nazizmu. Przed wybuchem wojny zajmował zdecydowanie propolskie stanowisko: polemizował z artykułem neosocjalisty M. Déata „Mourir pour Dantzig?” i uważał za bezzasadne niemieckie rewindykacje w stosunku do Polski.
Podczas kampanii czerwcowej 1940 roku dostał się do niewoli. Po zwolnieniu z oflagu wrócił do Paryża i objął ponownie (25 IV 1941) redakcję Je suis partout pod cenzurą okupacyjną. Stał się zdecydowanym zwolennikiem kolaboracji z III Rzeszą i krytykował rząd Lavala i marszałka Petaina, że tylko pozorują współpracę z III Rzeszą i chcą „przeczekać Hitlera”, podczas gdy jego zdaniem wykorzystać wojnę do budowania autentycznie francuskiego faszyzmu i wziąć udział w budowaniu „nowej”, tj. antyplutokratycznej, antymasońskiej i antyliberalnej Europy. W przekonaniu o słuszności takiego wyboru utwierdziło go ujawnienie zbrodni katyńskiej.

Niedługo po powrocie z Katynia, w lipcu 1943 roku opuścił redakcję Je suis partout i już do końca okupacji konsekwentnie milczał, jako publicysta, gdyż jak oświadczył stracił wówczas wiarę i w zwycięstwo III Rzeszy i w realność prawdziwie ogólnoeuropejskiej „rewolucji faszystowskiej”. W przededniu wkroczeniu aliantów do Paryża nie zgodził się na wyjazd do Hiszpanii, ale przewidując represje, ukrywał się. Jednak po aresztowaniu matki, brata i szwagra, jako zakładników – 14 września 1944 roku dobrowolnie zgłosił się sam prokuratury i został uwięzieniu we Fresnes. Proces odbył się 19 stycznia 1945 roku i trwał zaledwie pół dnia, bez dopuszczenia świadków oraz dowodów. Akt oskarżenia zarzucał mu publikowanie artykułów szkalujących republikę francuską, przezywanie Roosevelta impresariem od wojny, nazywanie żołnierzy niemieckich „braćmi i towarzyszami tej samej krwi”, odwiedzanie Instytutu Niemieckiego oraz udział w zarządzie Księgarni Niemieckiej w Paryżu i oczywiście: współpracę z Niemcami.  

Sądzony na podstawie prawa działającego wstecz i wyłącznie za poglądy, Brasillach został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. Emocjonująca mowa obrońcy, który udowodnił, że współpraca z Niemcami była legalnie zalecona przez legalne Zgromadzenie Narodowe, nie wystarczyła do uniknięcia kary śmierci, której żądał prokurator z nieubłaganą stanowczością. Wyrok został przyjęty z entuzjazmem przez ówczesną prasę, z jednym wyjątkiem: redagowany przez Alberta Camus dziennik Combat opublikował artykuł relacjonujący proces w sposób umiarkowany i przyzwoity.

Ani list z prośbą o ułaskawienie podpisany przez ponad 50 wybitnych pisarzy i artystów (Claudel, Valery, Cocteau, Camus, Mauriac, Daniel Rops, Honneger, Duhamel), ani osobista interwencja F. Mauriaca u de Gaulle`a, nie przyniosły pozytywnego skutku. O świcie 6 lutego 1945 roku Robert Brasillach został rozstrzelany w forcie Montrouge. Po wykonaniu wyroku pochowano go we wspólnej mogile, a następnie zwłoki ekshumowano i złożono przy kościele w Charonne.
Generał de Gaulle miał oświadczyć, że kolaboracja intelektualna jest gorsza niż faktyczna. Być może, że de Gaulle został wprowadzony w błąd przez współpracowników, którzy włożyli do dokumentów zawierających dossier B. zdjęcie przedstawiające rzekomo B. (a w rzeczywistości J. Doriota) w niemieckim mundurze. Jest prawdopodobne, ze w sprawie egzekucji Brasillacha nacisk na de Gaulle’a wywierał ówczesny sojusznik Francji — Rosja Sowiecka, zainteresowana pozbyciem się jeszcze jednego świadka Katynia. Takiego zdania jest Anne Brassie, autorka najlepszej biografii rozstrzelanego w lutym 1945 r. pisarza („Robert Brasillach ou encore un instant de bonheur”).

Warto przypomnieć, że w czasie II wojny światowej większość pisarzy francuskich o znanych i wybitnych nazwiskach zajmowała postawę ugodową, a niektórzy wręcz służalczą. Jedynie nieliczni, jak Guide i Mauriak okazali godność i odwagę. Z bardziej znanych pisarzy członkami ruchu oporu byli Malraux, Aragon i poeta Rene Char. Natomiast na wielu ciążył zarzut kolaboracji – Celine, Sacha Guitry, Montherlant, Lucien Rebatet.

Robert Brasiliach został skazany na śmierć i rozstrzelany za działalność publicysty politycznego. Jak napisał Mieczysław Grydzewski: nie było żadnego powodu do rozstrzelania go. Wyrok śmierci nie pozostawał w żadnej proporcji do popełnionych przez niego występków i był obmierzłym mordem sądowym. Gdyby Brasillach został ułaskawiony, odzyskałby w krótkim czasie wolności nadal wzbogacałby literaturę francuską swoim piórem.  

 

 

Wykaz literatury wykorzystanej przy opracowaniu notki:

1.     Jankowski M.S., Kotarba R., Literaci a sprawa katyńska – 1945, Societas Vistulana, Kraków, 2003

2.     Powroźnik A., Adamska J., Zbrodnia Katyńska. Mord, kłamstwo, pamięć, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2011

3.     Trznadel J., Powrót rozstrzelanej armii, Wydawnictwo Antyk, Warszawa, 1995

4.     Mackiewicz J., Katyń. Zbrodnia bez sądu i kary, Wydawnictwo Antyk, Warszawa 1997

5.     Goetel F., Czasy wojny, Wydawnictwo Graf, Gdańsk, 1990

6.     Polechoński K., Ferdynand Goetel w Katyniu, Arcana, (2009), nr 85, 77-101

7.     Muszyński W.J., Idealista, nonkorfomista, wygnaniec…,www.glaukopis.pl/pdf/czytelnia/goetel.pdf

8.     d’Hugues Ph., Brasillach, Wydawnictwo ARTE, Biała Podlaska, 2013

9.     Brasillach R., Widziałem doły katyńskie, przeł. i oprac. W. Kunicki, Arcana, (1999), nr 26, 160-165

10. Kubicki W., Robert Brasillach – świadek Katynia, Arcana (1999), nr 26, 154-159

11. Bartyzel J. Robert Brasillach, http://www.legitymizm.org/ebp-robert-brasilach

12. Maślanka Ł., Faszyzm – choroba swojej epoki, http://www.teologiapolityczna.pl/ukasz-ma-lanka-faszyzm-choroba-swojej-epoki/

13. Stanisław Mikre, Czyny i rozmowy, http://www.palestra.pl/index.php?go=artykul&id=1090

14. Mieczysław Grydzewski, Silva rerum. Paryski notatnik teatralny, Wiadomości (Londyn), rok XIII, nr 14/15 z 6/13 kwietnia 1958 r., str. 13

wiesława
O mnie wiesława

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Rozmaitości