JacekGan JacekGan
241
BLOG

Nieodrobiona lekcja Smoleńska

JacekGan JacekGan Społeczeństwo Obserwuj notkę 11
Organizatorzy lotu ekipy prezydenta do Smoleńska 10 kwietnia 2010 nie zauważyli i nie zrozumieli, że był to lot bojowy.

Krótko po pierwszych relacjach na temat katastrofy 10 kwietnia 2010 powziąłem taką przypowieść: Gdybym był pilotem tego samolotu tak odezwałbym się do przebywającego tam przełożonego: "Nie mogę w tej chwili napisać wymówienia bo mam obie ręce zajęte ale uprzejmie proszę opuścić pomieszczenie". Potem z nagrań z kabiny pilotów wynikało, że panował w niej wieli szum informacyjny z powodu nizamykania drzwi i wizyt przełożonych. Załoga samolotu krępowała się najwyraźniej  prowadzić aktywną komunikację i zadawać pytania niezbędne dla zapewnienia wystarczającego poziomu bezpieczenstwa lotu.

Następnie ułożyłem drugą przypowieść: IATA wprowadzi następujący obowiązkowy komunikat przed lądowaniem "Sprawdź czy nie jesteś polskim prezydentem".

Od kilkunastu lat słyszymy wiele fantastycznych teorii przebiegu katastrofy 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Ten fenomen socjologiczny zmusza do zastanowienia się nad zdolnościami operacyjnymi administracji państwowej. Ogrom tych fantastycznych teorii wskazuje, że dominującym, napędzającym trendem administracji polskiego państwa jest nie kompetencja kadr ale ich lojalność. Zapewnienie niezawodności i sprawności operacyjnej jest priorytetem trzeciorzędnego znaczenia. Jest to typowa cecha republik bananowych.

Organizatorzy lotu ekipy prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska nie zdawali sobie zupełnie sprawy z różnic pomiędzy lotem ekipy rządowej 7 kwietnia a lotem ekipy prezydenta 10 kwietnia 2010. Ta różnica nadal jest b. słabo uświadomiona w przestrzeni publicznej.  Tymczasem lot 7 kwietnia miał charakter oficjalnej wizyty rządowej: Premier Tusk jako dobry policjant jest przyjmowany przez premiera Putina. Dlatego strona rosyjska sama z siebie dopilnowała wszelkich detali organizacyjnych. Natomiast wizyta prezydenta Kaczyńskiego była całkowicie nie pomyśli strony rosyjskiej i była traktowana jako wizyta prywatna. Strona rosyjska była jej zdecydowanie niechętna i tak naprawdę przyjęła rolę obserwatora.   Najwyraźniej widać to było po zachowaniu wieży kontrolnej - niechlujne jeśli nie ŻADNE prowadzenie samolotu do lądowania. 

W administracji polskiego prezydenta był zupełny brak kompetencji dotyczących rozpoznania polsko-rosyjskich relacji, aktualnej sytuacji politycznej, rosyjskich bieżących celów i  wynikających stąd zachowań. Rosyjskie podejście do wizyty ekipy prezydenckiej było zdecydowanie inne niż do wizyty polskiej ekipy rządowej. Z drugiej strony ja sam obserwując polityczne tarcia przed wizytą prezydenta publicznie wyrażałem zdanie, że więcej PR i good will mogłoby przynieść prezydentowi pomodlenie się za dusze pomordowanych w kaplicy prezydenckiej. Być może u agresywnych politycznych noworyszy zasłużyłem sobie tą propozycja na pogardę jako miękiszon.

Jednak skoro już postanowiono realizować wizytę prezydenta w Smoleńsku własnymi środkami (bez liczenia na rosyjską współpracę) to było elementarnym na tym szczeblu administracji dostrzec, że nie była to żadna wizyta przyjaźni a praktycznie biorąc operacja wojskowa. Niezbędne działania operacyjne musiały być zupełnie inne niż w przypadku wizyty Donalda Tuska - począwszy od poziomu kontroli bezpieczeństwa samolotu, załogi, miejsca lądowania i logistyki całej wizyty. Był to bowiem lot bojowy. Głęboko naiwna i rozwiązła była wiara, że realizacja asertywnych celów politycznych nie wymaga  działań administracyjnych i operacyjnych znacznie wyższej jakości. 

Może będziecie uważać mnie za miękiszona - przecież nie wypada się wycofać więc trzeba iść po trupie. W takim przypadku good luck i take care.

JacekGan
O mnie JacekGan

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo