„Po pięciu latach małżeństwa i dochowaniu się dziecka dojrzeliśmy wreszcie z George’em do przejścia na wyższy poziom intymności, czyli do konsolidacji księgozbiorów. (…)
Jego książki i moje książki stały się naszymi książkami. Teraz naprawdę jesteśmy sobie poślubieni.” Ex libris A.F.
Dla mnie jesteś najpiękniejszą kobietą świata – powiedział, kiedy ona patrzyła na pierwszą stronę Mojego pierwszego samobójstwa Pilcha.
„Jak przychodzi wielka miłość, to człowiekowi zawsze się zdaje, że pokochał najpiękniejszą kobietę świata” – przeczytała i natychmiast na niego spojrzała. Potem znowu na książkę, na pierwsze zdanie, pierwszego opowiadania z pierwszego samobójstwa.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie była przecież najpiękniejsza. Nigdy nie uważała się nawet za szczególnie ładną.
Nie wiedziała, co powiedzieć, bo nie spodziewała się takich słów. Nie z ust tego, którego uważała za wiecznego zdobywcę, buszującego w zbożu łowcę, mężczyznę z bujną przeszłością i jeszcze bujniejszą przyszłością. Tu i teraz liczył się tylko moment.
[„Chwila. (…) Całe życie marzymy o tej jednej jedynej chwili. A gdy na nas spada, okazuje się, żeśmy do niej nie dorośli. I wciąż ją tracimy…”. Objazd B.D.]
Chwila, którą po prostu sobie dają albo zabierają, chwila, w której egoizm miesza się z altruizmem, a ty, wiedząc, że nic nie musisz, dziękujesz za poświęcenie. Najczęściej samej sobie. I z dumą pozwalasz mu odejść „przed” czymś ważnym, a jakby „po” wszystkim.
Ona i on. Układ, w którym dziękujemy za „po” i za możliwość odejścia. „Po” fakcie.
Układ międzyplanetarny, ogrom wielkiego błękitu. A „po”tem… zgliszcza.
Znowu problem piękna, które istnieje tylko w teorii i jeszcze na reklamowych billboardach. Piękno mierzalne, regulowany przepisami i zamknięty w kanonach obiekt-człowiek, na przykład obiekt-S. Nie, to nie tak. Obiekt-S nie mieści się w kajdaniarskich normach. To obiekt latający, ulotny…
A jeśli się mieście, to ona jest obiektem-S, nie ja…
[„Po skończonej ceremonii mandaryni prowadzeni przez mistrza wyszli z Pałacu bramą Promieniejącej Moralności, potem bramami Czystej Ostrożności, Południową i Niebiańskiego Spokoju. Przekroczyli most Złotej Rzeki. Przed bramą Długiego Pokoju (…) czekała na nich uczta (…)”. Cztery życia wierzby S.S.]
Brama długiego pokoju to drzwi domu, za którymi mieszka Spokój i pogoda ducha. Nie potrzeba tu czystej ostrożności słów ani złotej rzeki niedotrzymanych obietnic. I nie potrzeba kluczy, nie ma bowiem zamków. Sam nie wejdziesz. Drzwi mogą ci zostać jedynie otworzone. Najpierw musisz jednak zapukać.
A kiedy w domu nie ma nikogo, chwilę poczekać...
[„Przestudiowałam wszystkie ważne książki, przeczytałam setki wierszy. Potrafiłam rozpoznawać drzewa, baśnie przedstawione na plafonach, wszystkie rzeźby potworów, stojące na dachach albo wyryte w murach. A wiosny i jesienie kolejno następowały po sobie, ale nikt nie potrafił mi powiedzieć za jaką przyczyną.” Cztery życia wierzby S.S.]
... moich słów Nasiona spadły na suchą Glebę i nie wyrosły. To moja wina. E.M.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura