neosofista neosofista
4669
BLOG

Pan Pułkownik zrobił kupę, czyli recenzja literacka książki pt. "Holub" Piotra Wrońskiego

neosofista neosofista Kultura Obserwuj notkę 3

Pod adresem swttv.pl płk Piotr Wroński - emerytowany oficer SB, UOP i AW (wywiadu i kontrwywiadu) publikuje (za darmo!) swoją najnowszą książkę pt. "Holub". Jest to powieść szpiegowsko-sensacyjna z elementami political-fiction, przy czym... Nie do końca jest fikcją - albowiem oparta jest na kanwie autentycznych wydarzeń i operacji specjalnych, w których autor brał udział. Czytam ją od pierwszego rozdziału i dot. byłem jej wielbicielem. Niestety, najnowszy, 16 rozdział, załamał sekwencję zdarzeń...


Akcja książki rozwija się w okół postaci Piotra Wilamowskiego - alter ego autora, - mjr a następnie ppłk UOP i oficera kontrwywiadu. Rzecz dzieje się na przełomie wieków w latach 1999-2000 i zaczyna się od propozycji przeprowadzenia operacji kontrwywidowczej przeciwko wspólnemu wrogowi - rosyjskim służbom specjalnym, jaką składają polskim służbom, partnerskie służby czeskie. Nie spojlerując za nadto muszę raz jeszcze nadmienić, że kanwą powieści są autentyczne operacje, jakie były udziałem płk Piotra Wrońskiego. W tym głównym źródłem inspiracji dla fabuły powieści, była ta, która zakończyła się wydaleniem z Polski 12 rosyjskich dyplomatów - de facto oficerów SVR na przykryciu dyplomatycznym z warszawskiej rezydentury.Piotr Wroński opowiada te wydarzenia na nowo, w zmienionej scenerii. I dotychczas czynił to bardzo udanie.

Wartka akcja przeplatana wątkiem romantycznym z elementami naturalistycznymi jest mocną stroną tej wciąż nie dopisanej powieści. Najmocniejszą był jednak jej realizm. W przeciwieństwie do swoich Kolegów-Literatów - emerytowanych oficerów służb specjalnych, którzy zajęli się pisarstwem, Piotr Wroński nie szczędził realizmu w tym, co (i jak!) opisywał. I mam tu na myśli zarazem technikalia dotyczące chodzenia pod obserwacją, robienia tras sprawdzeniowych, czy wychodzenia zeń. To co napisał w Holubie Wrońskie było realistyczne - czego brakuje w pozycja książkowych innych "Obywateli Literatów". 

Na szczególną uwagę zasługiwały sceny zabójstw oraz ich planowanie i wykonanie przez Wilamowskiego w recenzowanej powieści. Na tyle, na ile mogę i ośmielę się arbitralnie stwierdzić - tak, tak to się robi a przynajmniej powinno. Pytaniem otwartym pozostaje, skąd autor czerpał swoją wiedzę na temat tego, jak zabijać i jak planować zabójstwa. Jestem gotów przyjąć, że nie musiał wcale ich fizycznie dokonywać, aby wiedzieć jak i umieć je zaplanować a następnie przeprowadzić - chociażby tylko na łamach swej powieści. I własnie za to - za ten autentyzm, bardzo wysoko oceniałem tę pozycję książkową (ebookową póki co).

Niestety, nawet sam płk Piotr Wroński uległ manierze, w jaką popadli przed nim i inni, (aby nikogo nie wymieniać z nazwiska), w tej postaci, że postanowił przydać swej powieści "kolorytu" - tak to nazwijmy, - polegającego na zaprawieniu akcji fuszerką i dramatyzmem wprost z hollywodzkich filmów. Mówiąc wprost, załamał ciąg logicznych zdarzeń i przypisał swoim bohaterom skrajne ułomności umysłowe skutkujące tym, że zaczęli popełniać fundamentalne błędy już na etapie planowania, a co skutkować musiało niewątpliwie spartoleniem akcji i ofiarami po stronie egzekutorów/ wykonawców operacji. 

Nie, nie potrafię przejść wobec tego obojętnie. Zawsze mnie to drażniło, aby nie powiedzieć, wk..ło, czy to w książce czy też filmie, kiedy autorzy scenariusza/ fabuły traktowali czytelnika / widza, jak odmóżdżonego nastolatka, który nie umie myśleć. No ale cóż - zdaję sobie sprawę, że jestem dość specyficznym odbiorcą / konsumentem literatury oraz filmów, zwłaszcza sensacyjnych/ szpiegowskich itp. Zawsze, od dzieciństwa już, wk...ły mnie takie sceny, kiedy mimo całego logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego, wbrew realizmowi, bohaterka filmu/ książki przeżywała - a jej przeciwnicy zaczynali popełniać trywialne, infantylne błędy. No po prostu już tak mam. Sorry! Nie trawię tego!

Ale wróćmy do 16 rozdziału powieści w odcinkach Wrońskiego (najnowszy, aktualny odcinek można przeczytać pod adresem swttv.pl zaś wcześniejsze są na stronie fanpage'a na facebooku: Sprawa kryptonim Holub). Otóż darujcie mi spojlery, ale muszę zacytować obszerny fragment tego rozdziału, zawierający opis planowanego zamachu. No po prostu musicie go przeczytać!


"– Kochani! – mówiłem – Jest tylko jedna teoretyczna możliwość, byśmy go dostali i tylko jego. Odpada wejście do domu, bo rodzina. Nie chcemy zabijać ochroniarzy, chociaż takie ryzyko istnieje, ale mam nadzieję, że ich tylko uszkodzimy. Popatrzcie na te zdjęcia. – rozłożyłem zdjęcia drogi i położyłem na nich dwie paczki papierosów – Marlboro to Mercedes, a Camele Vaska to obstawa. Robimy po południu, na odcinku, z którego już nie widać domu, przed połączeniem z dróżką dochodzącą z prawej strony, przy tym małym zakręcie. Jak mówił Vasek oni tu zwalniają do jakiś czterdziestu na godzinę. To daje jakieś trzy minuty zanim dojadą do mostku. Ja ustawię się po lewej stronie w lasku w odległości 100 metrów od drogi. Nad rzeczką. Strzelę z Barretta w samochód obstawy. W silnik. Jeden strzał powinien doprowadzić do wypadku, ale pewnie oddam kilka strzałów. Zacznę strzelać w momencie, gdy Land Rover znajdzie się na odcinku najbliżej rzeki, czyli tu. – pokazałem im miejsce na zdjęciu. – Teraz Yveta. Kupimy dla ciebie motocykl. Będziesz czekać gotowa do startu po lewej stronie drogi od razu za rozwidleniem Vasek stanie w samochodzie na drodze koło torowiska, ale tej mniejszej dochodzącej do ulicy, którą zwykle jadą. Stoisz z włączonym silnikiem przodem w stronę mostku przez rzekę i ulicy Dachauer. Gdy zobaczysz ich pod torowiskiem, ruszasz do połączenia z Neu-Estinger Straße. Yveta! Ruszasz naprzeciwko nich na widok samochodu Vaska. Gdy będziesz mijała Mercedesa strzelasz w koła i silnik, po czym uciekasz stamtąd trochę w las, by nie trafił cię drugi samochód. Zakładam, że w tym samym czasie ja rozwalę Land Rovera, Po wypadnięciu samochodów z drogi, nawet gdy jeszcze będą w ruchu ruszasz ty Vasku. Podjeżdżasz do Mercedesa, wyciągasz Schramma i pakujesz go do swojego vana. Yveta zawracasz i jedziesz prosto do końca Dachauer. Zostawiasz motocykl i czekasz na nas przy wjeździe z Dachauer na dwupasmową drogę. Powinniśmy być jakieś pięć minut po tobie. Ja dolatuję do Vaska, to jakieś sto pięćdziesiąt metrów, po drodze eliminuję ochronę, jeśli będzie w stanie coś zdziałać, wskakuję do samochodu i znikamy. Potem zawieziemy go do lasku przy Alte Römerstraße. Tam go wykończymy. Potem zwijamy się naszym Golfem, który zostawimy na parkingu w Prittlbach. Vana porzucimy przed miasteczkiem i dojdziemy do Golfa na piechotę. Następnie podjedziemy do naszej zielonej granicy, a Vasek wróci autem na parking w Berlinie.

– To może się udać. – powiedzieli oboje po chwili."


No po prostu k..a! Parsknąłem śmiechem! To jest wręcz kabaretowa scena - zwłaszcza z tym przytaknięciem! ;) To nie może się udać - i oczywiście się nie udało (w pełni - choć i tak "magicznie" wyszło, ale czego zdradzać nie będę). I pewnie o to chodziło autorowi - o akcję, dramatyzm itd. No dobrze, ale o co biega - zapyta ktoś? No to już wyjaśniam, co jest nie tak.

Wyobraźmy sobie, że mamy cel - pewnego jegomościa, który, - jak sam autor stwierdził, - jest nie do ruszenia. Jedyna okazja, aby go dostać, to wtedy, kiedy jeździ z i do domu a który leży na uboczu, prawie w samym lesie. Droga przebiega pod lasem, lekko na uboczu i wiedzie do mostku na rzece. Nasz cel porusza się mercedesem - limuzyną z kierowcą i ochroniarzem. Należy przyjąć, że auto jest opancerzone (po co inwestować w ochronę i jeździć zwykłym mercem?). W asyście jedzie na dodatek Land Rover a w nim 4 kolejnych uzbrojonych ludzi z obstawy. Autor wskazuje, że obstawa jedzie za mercedesem - to ważne. Autor chce dokonać zamachu na klienta, ale - wprowadza obostrzenia, (dość miękkie), że nie chce nikogo innego zabić, poza klientem. A w ogóle, to chce go żywcem wydobyć i zostawić przy życiu jego obstawę - choć nosi się z zamiarem ewentualnym, że może jednak będzie musiał ich zabić. No to jest po prostu bajka! ;)

Napiszę, jak ja bym to zaplanował i przeprowadził. I jak to - ośmielam się twierdzić, - winno być przeprowadzone lege artis.  Po pierwsze wszystko jest kwestią sił i środków. Do dyspozycji mamy 3 ludzi: Piotra Wilamowskiego, - ok. 40-kilkuletniego emeryta z doświadczeniem w wywiadzie i kontrwywiadzie, który w powieści dokonał już kilku zabójstw, Yvettę Wilamowską-Chral - jego prawie 30-stoletnią żonę, Czeszkę i oficera ichniego kontrwywiadu na urlopie zdrowotnym, dobrze strzelającą, ale lekko "postrzeloną" (emocjonalnie) no i Vaska - przyjaciela Yvetty i oficera łącznikowego czeskich służb specjalnych w Warszawie, który przekroczył 30 i w grupie, ze względu na status dyplomaty, zapewnia głownie logistykę grupie (przemycając np. broń przez granicę, której dostarcza zaprzyjaźniony minister i szef służb czeskich).

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy Wilamowskim - mężem Yvettki i chcemy odpalić nasz cel. Jak to zrobimy takimi siłami i środkami, jakie mamy lub możemy mieć do dyspozycji w tych samych okolicznościach czasu i miejsca akcji? Zakładamy oczywiście, że kochamy Yvettkę i co najmniej szanujemy życie Vaska i w ogóle chcemy wyjść z tego cało. Inna sprawa, że nasz cel jest pod ochroną BND i w tym Land Roverze jadą najpewniej współpracownicy, jeśli nie etatowa ochrona Schramma z BND. I ich śmierć musi wywołać odwet ze strony BND, ale już sam zamach na nasz cel musi ją wywołać. Zresztą, nasz bohater się tym za bardzo nie przejmuje, wszak dopuszcza zamiar ewentualny, że może ich zabić. Choć chce tego uniknąć. No i co Wam z tego wychodzi?

Mnie się tu nic nie dodaje. Po pierwsze, jedyną możliwość odpalenia delikwenta widzę w przeprowadzeniu operacji typu "touch and go". Szybkie uderzenie i natychmiastowa ewakuacja. Zasadą postępowania wobec celów posiadających ochronę, jest jej neutralizacja przed osiągnięciem celu głównego - tak, aby ochrona nie zaczęła strzelać i nie raniła nas ani tym bardziej nie zabiła, kiedy zaczniemy się wycofywać po osiągnięciu celu głównego. Konieczne jest działanie z zaskoczenia. Tutaj nie możemy jednak wpierw zaatakować Land Rovera, bo atak nań oznaczać będzie, że mercedes, jadący pierwszy, przyspieszy i zacznie uciekać. Mamy do dyspozycji max 3 ludzi. To jest trzy pozycje i troje strzelców versus dwa cele ruchome. A w razie rozpoczęcia jatki, versus minimum 4 osoby z Land Rovera i minimum 3 z mercedesa (wliczając sam cel, który też może się ostrzeliwać).

Ci ludzie to nie są amatorzy - jak Yvetka i mimo wszystko Vasek. Pierwsze uderzenie może na chwilę ich sparaliżować, ale reakcja będzie prawie natychmiastowa - tak należy przyjąć. Czy wobec takich założeń, koncept Wilamowskiego ma w ogóle "ręce i nogi"? Nie! W rzeczywistości zakończyłby się fiaskiem i stratami we własnej grupie. Śmierć poniosłaby prawie na pewno niepotrzebnie wystawiona i odsłonięta Yvetka - no ale kto wie, jakie faktycznie uczucia żywi Wilamowski wobec swej żony...? Może podświadomie życzy jej śmierci? W rzeczywistości, taka zaplanowana operacja przerodziłaby się w jatkę. Dużo strzelania i przyciągnęłaby uwagę postronnych, zaalarmowała sąsiadów i skutkowała wezwaniem policji, czas by leciał bardzo szybko - nawet jeśli by to były 3-4 minuty, ale mimo strzelania, nikt by celu nie osiągnął - zakładając, że unieruchomiło się oba pojazdy w opisany sposób (pancernych limuzyn opony też są odporne na przestrzelenie ze zwykłej amunicji). I musieliby się ze stratami wycofać i uciekać. Porażka!

Aby to miało ręce i nogi, należałoby od szefa czeskich służb załatwić nie Uzi i Barret M82 (karabin snajperski kal. 12,7mm o zasięgu skutecznym 2000m do walki na krótkim dystansie 50m?), ale załatwić zwykłe sowieckie RPG plus kilka min przeciwpancernych z czeskiego demobilu - najlepiej sowieckiej produkcji. Z min zrobić improwizowany ładunek wybuchowy i umieścić go PRZY drodze. Odpalić zdalnie, kiedy będzie przejeżdżał mercedes. Wybuch rozpierd...liłby merca w drobny pył i cel by zginął. Co wobec tego mogliby zrobić ludzie z Land Rovera - nie mogą jechać do przodu, mogą tylko dać na wsteczny i na pełnym gazie wycofać się poza obszar rażenia i przegrupować. Ponieważ mogą być niebezpieczni i są na miejscu, nie można ich wypuścić z pułapki. W tym momencie należy przypieprzyć weń z RPG i wszystkich 4 usmażyć. I teraz dopiero, sprawdzić, czy bomba zabiła cel - jeśli nie, dobić go. Następnie szybko się wycofać pozostawiając za sobą huk, zgliszcza oraz szok. I to jedyne, co można było zrobić w okolicznościach opisanych przez autora. Ale autor postanowił zrobić z czytelników idiotów - albo tylko rozpoznał ich weń i postanowił zadowolić. Szkoda. Bo jak dotąd Holub był naprawdę dobry!

RMH

PS. W 89 r. STASI pod flagą RAF w podobny sposób zabiła prezesa Deutesche Banku:

https://www.wprost.pl/114081/Stasi-zamieszana-w-zamach-na-prezesa-Deutsche-Banku

PS2. Niestety, mimo, że autor prosi na swym profilu o ocenę i komentarze

(patrz: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=2039982196320449&id=100009260666601 )

to kiedy się one pojawiają i to rzeczowe, wówczas je kasuje zamieszczając posty z atakami ad personam

(jak np. : https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=2040057976312871&id=100009260666601 ).

Ech... szkoda słów!


neosofista
O mnie neosofista

Homo homini lupus est

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura