Bezapelacyjnie, do samego końca. Waszego lub mojego
Był gorący wakacyjny dzień w gomułkowskich 60-tych latach. Chodziłem do piątej, szóstej lub siódmej klasy podstawówki. Aby urozmaicić wakacje spędzane koło domu, pojechaliśmy we trzech stopem do K. na czereśnie. Zanim na dobre dobraliśmy się do owoców, pojawił się chłop, który nie tylko nas przegonił, ale z zawziętością zaczął gonić. Uciekaliśmy w stronę P. Po zgubieniu ścigającego, zatrzymaliśmy się na przystanku PKS w oczekiwaniu na okazję. Zatrzymał się oplandekowany Żuk. Na pace, za kabiną kierowcy, na desce siedział mężczyzna. W czasie jazdy opowiadaliśmy sobie na wesoło o czereśniach.
Po dojechaniu do naszego przystanku wysiedliśmy, a wraz z nami mężczyzna, który natychmiast złapał mnie za rękę. Następnie okazał mi legitymację funkcjonariusza SB o nazwisku T. Zatrzymanie związane było z kradzieżą czereśni. Po rozpytaniu wręczył mi wezwanie do KWMO.
Po przyjściu do domu opowiedziałem wszystko Rodzicom i pokazałem wezwanie. Mój pierwszy kontakt ze Służbą Bezpieczeństwa zakończył się po kilku dniach w moim domu wizytą SB-ka T. z kwiatami, słodyczami i przeprosinami.
Była to - jak widać - nieudana próba wyhodowania współpracownika lub funkcjonariusza komunistycznej bezpieki, podjęta wobec dziecka. Wcześnie zaczynali s*y.
Tak, to ja "bandyta" Stasiek, którego zabiliście strzałem w głowę, bo nie chciał iść do UB.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo