Po wyjściu Brytanii z EU rozgorzał spór o dostęp do jej zasobów na jej wodach terytorialnych.
Paryż zaatakował Londyn po tym, jak Brytyjczycy ogłosili, że "statki EU [czyt. głównie francuskie] nie będą już miały automatycznego dostępu do wód brytyjskich i znajdujących się tam łowisk". Francuzi grożą odwetem. "W tej chwili mogą łowić nawet w odległości 6 mil morskich od brytyjskich brzegów, po opuszczeniu EU wyłączna brytyjska strefa ekonomiczna sięgnie 200 mil morskich od brzegu".
"Jeśli nowe porozumienie nie zostanie osiągnięte, Francuzi nie będą mogli łowić poza linią w połowie kanału La Manche/English Channel, oddzielającą francuskie i brytyjskie wody terytorialne". "Francja zajmuje obecnie 84% kwoty dorsza w Kanale La Manche, podczas gdy Wielka Brytania ma tylko 9%". Spór trwa już od jakiegoś czasu, dochodziło nawet do starć na morzu:
Ale sprawa odżyła w ostatnich dniach.
Odzyskanie kontroli nad wodami terytorialnymi "jest traktowane priorytetowo przez Borisa Johnsona" i mieszkańców UK, a uniemożliwienie tego i utrzymanie dostępu do najbogatszych w Europie brytyjskich łowisk stało się priorytetem dla Macrona i mianowanego kilka dni temu, po niedawnym szczycie, agresywnego "ministra do spraw europejskich", który specjalizuje się w innych sprawach, w kwestiach finansowych, a wymachuje zestawem fałszywych flag, starając się zataić, że chodzi o pieniądze. Zdążył już nawet bezczelnie grozić Polsce, już po tym jak uderzyli w polskie firmy transportowe, a zaraz pewnie będzie coś próbował dyktować Niemcom. Litwa i Węgry odezwały się, żeby może jednak dogadali się z Anglikami w sprawie angielskich łowisk, żeby nie zniweczyć szans na porozumienie o wolnym handlu, ale Paryż, w którym właśnie po raz kolejny ewakuowano dzikie koczowisko nielegalnych imigrantów, odpowiedział im, żeby się nie odzywali. Brytyjczykom grożą Francuzi m.in. blokadą, jeśli nie zostaną utrzymane dotychczasowe warunki dla łowów.
