
Poniżej fragmenty artykułu z Warszawskiego Tygodnika Ilustrowanego "Stolica" (1958 r.):
"Rok 1943 zaczął się w Warszawie pod znakiem wzmożonego nacisku okupanta. Niepowodzenia Niemców na froncie wschodnim, a w szczególności beznadziejna sytuacja ich VI armii pod Stalingradem wywierały niewątpliwy wpływ na nerwowość Gestapo i administracji hitlerowskiej w Warszawie, największym skupisku ludności polskiej na terenach okupowanych. W nocy z 8 na 9 stycznia 1943 r. aresztowano w stolicy około 200 osób. Obwieszczenia roplakatowane na mieście dnia 10 stycznia wyjaśniały, że "w odwiecie za napady dokonane na żołnierzy niemieckich, aresztowano 200 polskich aktywistów. W piątek, 15 stycznia i w sobotę, 16 stycznia - policja niemiecka i oddziały SS przeprowadzają wielkie obławy na mieście: na pradze (Targowa, Ząbkowska, Brzeska, oba mosty), w śródmieściu - na Krakowskim Przedmieściu, Nowym Świecie, w rejonie Żelaznej Bramy i Towarowej. Niedziela 17 stycznia upamiętniła się w Warszawie na długie miesiące. Łapanki trwały od 8 rano aż do zmroku we wszystkich dzielnicach miasta - na ulicach, przed kościołami, w tramwajach, w kolejkach dojazdowych. Ludność zachowywała się wzorowo: ostrzeżenia i wiadomości krążyły po mieście błyskawicznie, wzajemna pomoc była zjawiskiem powszechnym, a wypadki paniki należały do rzadkości.
Spośród kilkunastu tysięcy zatrzymanych, około 7000 mężczyzn i kobiet przewieziono na Pawiak. Po dokonaniu powierzchownej i dość przypadkowej selekcji część aresztowanych zwolniono. Kilka tysięcy ludzi skierowano jednak do dyspozycji Arbeitsamtu, dużą grupę mężczyzn wywieziono natychmiast do obozu koncentracyjnego na Majdanku koło Lublina, wraz z transportem więźniów politycznych z Pawiaka. Dzięki zdecydowanej postawie wywożonych kilkaset osób zdołało uciec w drodze, wyskakując w biegu z bydlęcych wagonów.
Równolegle do akcji policyjnej na ulicach Arbeitsamt rozsyłał masowo imienne wezwania do stawiennictwa na roboty. Niemiecki przemysł wojenny potrzebował pilnie nowych kontyngentów ludzkich, bo sytuacja na froncie wschodnim pogarszała się z dnia na dzień. Dwustutysięczna armia feldmarszałka Paulusa skapitulowała 2 lutego w kotle stalingradzkim.
(...)
Szef BBT (Biura Badań Technicznych) Wydziału Saperów Komendy Głównej AK inż. "Szyna" (Zbigniew Lewandowski), zarazem szef Sztabu Kedywu Okręgu Warszawskiego, skonstruował specjalną minę w postaci nadającej się do przesłania pocztą. Mina ta była pomyślana jako prostopadłościenne pudełko z dykty o wymiarach 180x60x60 mm, zbliżone kształtem i wielkością do pudełka cygar. Wewnątrz znajdował się silny ładunek materiału wybuchowego (trotylu) oraz zespół zapalników: elektryczny i dwa chemiczne czasowe. Z chwilą otwarcia wieczka pudełka następowało automatyczne zamknięcie obwodu elektrycznego. Powodowało to detonację zapalnika elektrycznego i wybuch trotylu. Zapalniki czasowe chemiczne zbezpieczały minę przed zbyt wczesną detonacją. Dopiero bowiem w ciągu pięciu godzin od momentu zgniecenia cienkiej rurki miedzianej zapalnika chemicznego - ładunek był odbezpieczony. I dopiero wtedy mogła nastąpić eksplozja po otwarciu pudełka.
Minę konstrukcji inż. "Szyny" można było stosunkowo łatwo zmontować, bezpiecznie magazynować i przenosić. Przystępując do jej wykorzystania wystarczało zgnieść palcami rurkę zapalnika, a następnie zawiązać sznurkiem i nadać jako przesyłkę na poczcie pod odpowiednim adresem. Przed upływem pięciu godzin można było jeszcze paczkę bezpiecznie otworzyć, zdemontować i unieszkodliwić. Po pięciu godzinach niewinna na pozór paczka stawała się bardzo niebezpieczną bombą.
Mimo to jednak mogła być w dalszym ciągu zupełnie bezpiecznie dotykana, przenoszona, nawet rzucana. Nie wydawała żadnego szmeru ani zapachu. Mozna było oderwać kawałek papieru z opakowania i sprawdzić, że przesyłka zawiera wewnątrz piękne pudełko. Jednak z chwilą rozcięcia mocnego sznurka odwinięcie papieru wieczko pudełka odskakiwało i uzbrojony ładunek wybuchał z dużą siłą niszczycielską.

2 i 3 marca 1943 roku "Tosia" (Antonina Mijalówna) kierowniczka produkcji kobiecych zespołów saperskich Kedywu Okręgu Warszawskiego i "Rena" (Helena Kwiatkowska), zwana popularnie "Pufką", specjalistką od precyzyjnych robót minerskich - przygotowały w myśl instrukcji inż. "Szyny" pudełka wybuchowe w mieszkaniu przy ul. Chełmskiej 29 m. 4. "Pufka" z pomocą "Isi" (Irena Hahn) układała kostki trotylu w pudełkach z dykty, montowała przewody elektryczne i zapalniki. "Tosia" uzbrajała ładunki zakładając zapalniki i dokonywała ostatecznej kontroli działania przewodów.
Po ukończeniu montażu "Tosia" zaniosła 9 gotowych pudełek wybuchowych w zwykłej gospodarskiej torbie na spotkanie z inż. "Szyną" przy ul. Mokotowskiej 52. "Szyna" sprawdził konstrukcję paczek, po czym "Tosia" udała się z niebezpiecznym bagażem do lokalu przy ul. Zielnej, gdzie por. "Marynarz" jeden z oficerów Kedywu Okręgu, opatrzył paczki odpowiednimi adresami.
Wykorzystując "wtyczkę" w pałacu Blanka, sekretarza jednego z wysokich urzędników niemieckich, uzyskano oryginalne drukowane naklejki z odpowiednimi nagłówkami oraz adresami służbowymi lub prywatnymi głośniejszych oprawców hitlerowskich z Guberni Generalnej. Wszystkie paczki zaadresowano do Warszawy i Krakowa, w tym do siedziby gubernatora dystryktu warszawskiego Fishera w pałacu Bruhla, do Standthauptmanna Leista w pałacu Blanka, do szefa Arbeitsamtu na Długiej.
3 marca 1943 r. po południu "Tosia" z "Marynarzem" nadawali paczki w centralnym urzędzie warszawskich Deutsche Post Osten na pl. Napoleona, jako przesyłki polecone. Mijało właśnie mniej więcej 5 godzin od chwili zgniecenia miedzianych rurek zapalników chemicznych we wszystkich pudełkach. Od tej pory rozpakowanie ich musiało wywołać zamierzony skutek. "Tosia" i "Marynarz" byli jeszcze świadkami beztroskiego rzucania paczek przez funkcjonariuszy pocztowych na stos innych przesyłek oczekujących na ekspedycję, po czym spełniwszy zadanie opuścili pocztę.
*
4 marca nastąpił tajemniczy wybuch w pałacu Bruhla, którego ofiarą padło dwóch Niemców z otoczenia gubernatora Fishera - jeden zginął na miejscu, drugi został ciężko ranny. W tym samym dniu zginął przy otwieraniu paczki funkcjonariusz Arbeitsamtu na ul. Długiej. W pałacu Blanka otwierano przesyłkę pocztową już z zachowaniem pewnych środków ostrożności. Mimo to wybuch nastąpił. Były ofiary w rannych wśród personelu niemieckiego.
Wiadomość o wybuchach bomb w mocno strzeżonych budynkach niemieckich rozeszły się dość szybko po mieście i odbiły się nawet pewnym echem w prasie konspiracyjnej. Ze zrozumiałych jednak względów tylko nieliczne osoby w Warszawie orientowały się w prawdziwych przyczynach tych eksplozji. Natomiast w kołach hitlerowskich zorientowano się natychmiast, że wchodzi tu w grę zorganizowana akcja. Niemcy byli skłonni przypisywać jej nawet dużo większy zasięg niż miała w rzeczywistości.
Jak wynikało z meldunków otrzymanych przez wywiad podziemia wybuchy paczek zaskoczyły całkowicie i mocno zastraszyły funkcjonariuszy hitlerowskich w Warszawie i Krakowie. Na ulicach obu miast ukazały się natychmiast wzmocnione patrole wojska, żandarmerii oraz policji. Poszczególne urzędy w całej Generalnej Guberni zostały zaalarmowane telefonicznie i telegraficznie ostrzeżeniem o wybuchowych paczkach. Spotęgowało to zamieszanie wśród Niemców i daleko idącą nieufność do wszelkich przesyłek pocztowych.
Gestapowcom udało się uchwycić na czas kilka paczek w drodze do adresatów. Wezwani eksperci-pirotechnicy próbowali w jednym przypadku rozbroić pudełko i zbadać działanie bomby. Nie udało im się to. Według relacji naocznego świadka jeden z pirotechników zginął przy otwieraniu paczki, drugiego wybuch ciężko ranił. Pozostałych paczek przejętych na poczcie Niemcy już nie badali. Zniszczyli je granatami z bezpiecznej odległości.
*
Śmiercionośne przesyłki pocztowe nie dosięgły właściwych adresatów, dygnitarzy hitlerowskich w Warszawie i Krakowie. Wybuchy raziły jednak funkcjonariuszy z ich najbliższego otoczenia, nastąpiły w mocno stezeżonych budynkach administracji okupanta, wskazały na groźne możliwości polskiego podziemia. (...)
Niebawem rozbrzmieć miały wybuchy granatów i strzały pod Arsenałem, które zatarły w pamięci warszawiaków swym zasłużonym rozgłosem pamięć o tajemniczych bombach w urzędach niemieckich 4 marca 1943 roku."
"Z notatnika kronikarza 1939-1944"
Władysław Bartoszewski
Stolica: Warszawski Tygodnik Ilustrowany (1958 r., nr 36.)
Inne tematy w dziale Kultura