nickto nickto
54
BLOG

Wybory święta demokracji (3/?)

nickto nickto Polityka Obserwuj notkę 0
Nadeszła uroczysta chwila i w prawyborach święta demokracji pada pierwsza data.

Zatem to już teraz! Nadeszła uroczysta chwila i w prawyborach święta demokracji pada pierwsza data. Na razie to tylko prawybory, ale jakże demokratyczne! Uprawnionych do głosowania jest cały bezlik, ale z praktyki wiadomo, że w wyborach ogłoszonych na tym blogu biorę udział tylko ja sam jeden jak ten palec (raczej kciuk niż, modny ostatnio, środkowy). Żaden szanowny dyskutant, życzliwy czy złośliwy, nawet tu nie zajrzy. Ma to tę zaletę, że mój blog jest zawsze bardzo demokratyczny, czytaj: to ja zawsze wygrywam, nikt mi się nie wtrąca, nie komentuje, nie hejtuje, itd. A moja pierwsza propozycja na termin święta demokracji jest dość ekstrawagancka: 14 września. To już niedługo!

14 września, a cóż to za data, jaki to demokratyczny sukces miał wtedy miejsce? Sukces może nie jest wiekopomny, ale za to pierwszy z wielu, który pokazuje na co stać demokrację. Otóż w dniu tym Napoleon wkroczył do Moskwy. Wcześniej udało się to tylko Mongołom od wschodu i Polakom od zachodu, co ciekawe ci dwaj zdobywcy w swoich ustrojach politycznych mieli sporo demokracji, chociaż tej „nieprawdziwej”, bo pozbawionej podstawowej elementu demokracji czystej i słusznej, czyli prania mózgu suwerena. Za kolejnym pogromcą Moskwy tęsknimy już ponad 200 lat i nadzieja jest raczej wątła. Owszem, nie skończyła się dobrze ta napoleońska eskapada, ale proszę mi pokazać jakieś demokratyczne osiągnięcie, które skończyło się dobrze. Wątpliwość może dotyczyć jeszcze tego czy Napoleon, było nie było cesarz, rzeczywiście był „szczerym demokratą” i czy zdobycie Moskwy uwieńczone wkrótce potworną masakrą można uznać za ukoronowanie jego kariery. Wątpliwości może i są, ale jednak podbój lub narzucony sojusz dla terytorium od Lizbony niemalże po Moskwę robi wrażenie do dziś, a Napoleon to z pewnością „flagowy” przedstawiciel „nowego reżimu”, temu nie da się zaprzeczyć. Francuskim władcom starego reżimu, jego poprzednikom, taka ekspansja nawet nie przyszła do głowy – może dlatego, że tym Ludwikom krwiopijcom łączny koszt wojen napoleońskich szacowany na 4 miliony istnień ludzkich mógł się wydawać grzechem zbyt ciężkim. Za demokracji napoleońskiej grzech zdecydowanie wyszedł z mody, a ponadto dość znaczna część demosu poszła na śmierć dźwigając w plecakach buławy, z pieśnią na ustach, w przerwach z okrzykiem „Vive l’Empereur” – widać sami chcieli. To był prawdziwy sukces raczkującej dopiero i nie do końca jeszcze samoświadomej demokracji. Demokracja była jeszcze nie do końca wyartykułowana i ubrana dość dziwacznie w garnitury pochodzące ze starego reżimu, ale działała niezawodnie i „rozwojowo”. Demokratyczne „ideały” rozniosły się po całej ziemi, tak że restauracja starego reżimu już nie mogła się udać. W ojczyźnie nowożytnej demokracji tzw. restauracja Burbonów upadła bardzo szybko, w reszcie Europy restauracja zaprogramowana na kongresie w Wiedniu przetrwała nominalnie aż do Wielkiej Wojny, chociaż te niby wielkie monarchie były w wielu aspektach zarażone podczas napoleońskiej nawały i zwyczajnie gniły, nie dając już dojrzałych owoców, a ostatecznie przynosząc stęsknionym ludom destylat z nich, eliksir demokracji – to taki pośmiertny sukces Napoleona. Widocznie demokracja, jak dobre wino, musiała się odleżeć równo 100 lat, aby dało się ją wypić w okopach pod Verdun. Dziś ten odłożony napoleoński sukces jest dobrze widoczny w każdej bez wyjątku, najmniejszej nawet francuskiej miejscowości w postaci pomnika za poległych jej mieszkańców. Przykładowo, niedawno podczas wakacji, oglądałem taki pomnik stojący obok merostwa w maleńkiej wiosce. Wykuta w kamieniu lista poległych żołnierzy opiewała na: 49 w czasie I wojny, 3 w czasie drugiej wojny i 1 z poboru Wolnych Francuzów, który zdążyli przeprowadzić przed kapitulacją Niemiec (stoi ten pomnik na pograniczu Normandii i Bretanii, niedaleko Omaha Beach gdzie było na taki pobór wystarczająco dużo czasu).

Prawdę mówiąc nie da się jednak bezdyskusyjnie zaliczyć rzezi w okopach I wojny do sukcesów demokracji, formalnie bowiem, poza Francją i USA w wojnie uczestniczyły monarchie. Dlatego poprzestańmy na 4 milionach bezpośrednich napoleońskich ofiar i zgódźmy się, że data 14 września nie będzie w tych wyborach nawet „języczkiem u wagi”. Następne propozycje podam w następnych odcinkach.

--------

Ceterum censeo Carthaginem delendam esse

vel

Naród, który zabija własne dzieci skazany jest na zagładę

--------

Wyjaśnienie do stopki.

Od początku mojej pisaniny używam tego łacińskiego cytatu z zamierzchłych dziejów naszej cywilizacji, później dodałem adekwatne tłumaczenie (czyj oryginał i tłumaczenie łatwo sprawdzić). Teraz dodam jeszcze swoje wyjaśnienie.

Skąd tutaj Kartagina? Otóż Kartagina była ostatnim dużym organizmem państwowym z tej strony Atlantyku, który duchowych podstaw swojego istnienia upatrywał w publicznym składaniu ofiar z dzieci (aborcji jeszcze nie wynaleziono). Rzym, zanim stał się na długi czas niepokonany, widział swoje "być albo nie być" w całkowitym zniszczeniu Kartaginy, aż do gołej ziemi posypanej solą. Tak też się stało - 90% Kartagińczyków zabito, reszta "uratowała się" jako towar na targu niewolników.

Jak Ci się zdaje drogi czytelniku: jesteś Rzymianinem, czy Kartagińczykiem? A może Twoje istnienie nie potrzebuje duchowych podstaw, zaś ofiara z dzieci w aborcji jest konieczna, aby się dobrze bawić?

nickto
O mnie nickto

Jestem pszczelarzem (coraz bardziej).

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka