Choć byłem już w swoim życiu w wielu miastach w Polsce i zagranicą, to miałem na swoim turystycznym sumieniu olbrzymią, cuchnąca i wstydliwą plamę. Wiek już na karku chrystusowy a ja..nie byłem nigdy w Krakowie. Złośliwy los nigdy nie sprawił mi żadnego pretekstu aby się to zmieniło - w końcu tak się do tego faktu przyzwyczaiłem, że wręcz nie przychodziło mi do głowy aby to zmieniać. Uznałem to nawet za pewną formę oryginalności - takiego freakostwa. Kraków kusił na zdjęciach, w filmach i w opowieściach go odwiedzających.
W końcu stało się - korzystając z faktu , iż podróż służbowa wiodła mnie przez to miasto, pomyslałem - teraz albo nigdy. Namówiłem kolegów aby pomimo późnej wieczornej pory zawieźli mnie choć na chwilę w centrum i na stare miasto. Udało mi sie pospacerowac trochę krakowskimi uliczkami i odwiedzić rynek. Wrażenia? No własnie. Tu mam mały problem..
Uwielbiam takie miasta. Zabytkowe, klimatyczne, z własną historią. Wśród nich w moim rankingu najwyżej jest Praga w której byłem wiele, wiele razy w swoim życiu. Kraków zrobił na mnie świetne wrażenie, pomimo krótkiej, kompaktowej wręcz wizyty. Śmiem nawet stwierdzić że krakowski rynek jest nawet piękniejszy niż ten praski. Praga jest miastem, którego z pewnych względów żadne inne w moim sercu nie jest w stanie zastapić, ale akurat pod względem urody rynku na pewno z Krakowem przegrywa.
Jednak tak spacerując Bracką naszły mnie pewne refleksje. W Europie miasta - zabytki przechodzą niestety w okupację turystów. Ludzkie masy przewalające się wieczorami i przesiadujące w najprzeróżniejszych knajpach, knajpkach i ogródkach piwnych. Z pieknych bram dobiegają dzikie dyskotekowe dźwięko-tony przewalające mi wnętrzności. Masa młodzieży - z całego świata. Rozkrzyczana, podcięta browarem albo i czyms innym. Rżą, rechoczą, piszczą i smieją się. Słychac co krok tłuczenie w jakieś bębny, i inne instrumenty przemieszane z zawodzeniem - to uliczni grajkowie przeróznej maści..Tak jest w Krakowie, Pradze, Wiedniu, Amsterdamie, Hadze, Wrocławiu etc. To zjawisko globalne.
Wiem. To co piszę to pewnie marudzenie i żale człowieka nie z tej epoki. Wiem. Miasta takie zarabiają dzięki tym dzikim hordom i utrzymują się z turystyki - bolesne prawa ekonomii. Poza tym świat sie otworzył, młodzież może sobie jeździć po świecie i inne bla, bla , bla..
Jednak kiedy pomyślę widząc stada zagramanicznych turystów z całej Europy , chlejącej piwsko czegoś mi żal. Oni pewnie już nie widzą różnicy - czy są w Krakowie, Pradze, Rzymie czy Berlinie. Ważne że jest kolejne miasto-impreza oferujące masę dyskotek, alkoholu i łatwych panienek.
A ja chciałbym móc przejść sobie w ciszy przez zabytkową uliczkę i usłyszeć na niej echo dawnych, minionych lat. Echo przetykane tylko krokami po bruku nielicznych spacerowiczów lub mieszkańców. W Pradze mam takie "swoje " uliczki gdzie Hunowie jeszcze nie dotarli i takie doznania jakie opisałem wyżej, są możliwe. Jednak jest ich coraz mniej..
Piękne miasta niestety coraz częściej tracą swoje piekno..
Inne tematy w dziale Rozmaitości