Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
2303
BLOG

Dziennikarstwo spuszczone do tabletu.

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 89

 

Sprawa Cezarego Gmyza to dla mnie pewnego rodzaju kłopot. Jak już wcześniej pisałem u siebie, trochę Cezarego Gmyza nie rozumiem. Jako, podobno, dziennikarz doświadczony powinien chyba rozumieć, jak wygląda nasz rynek medialny, więc nie bardzo potrafię zrozumieć to jego zdziwienie zaistniałą sytuacją. Bowiem dziennikarstwo przestało u nas ostatecznie wypełniać swoją misję już bardzo dawno temu i stało się elementem "państwowotwórczej rozrywki". Nie wiem też do końca, kto w tym całym sporze ostatecznie ma rację - zbyt wiele kwestii spowitych jest mrokiem niedpowiedzeń, dlatego lepiej wstrzymać się przed sądami ostatecznymi. Jednak gołym, nieuzbrojonym okiem widać, że albo na Cezarego Gmyza ktoś zastawił sprytną pułapkę, albo po prostu skorzystał z okazji, iż wszedł on nieopatrznie na minę.

W jednym z moich tekstów, porównałem to co zrobił Gmyz, do pójścia do najpodlejszego saloon'u, nie będąc wyposażonym w żaden, najmniejszy nawet pistolecik i splunięcia w twarz największemu zakapiorowi. Był to, nazywając rzecz po imieniu, akt samobójczy. Małe dzieci już powinny rozumieć to, jak wygląda struktura naszych mediów. Widac to było już dość wyraźnie w czasach, gdy Michnik dzwonił do Paradowskiej. Od tamtego czasu było już tylko gorzej. Nie wiem na co liczył Gmyz. Na jakiś przebłysk wiarygodności? Na to, że on zmieni cały rynek medialny? Mogę więc mieć nieco do Gmyza pretensji natury strategicznej. Jest też jeszcze taka możliwość, której oczywiście blogerzy i obserwatorzy nie biorą pod uwagę - Gmyz mógł się też po prostu pomylić.

Jednak nie można skupić się na niuansowaniu i realnym badaniu tej całej sprawy, skoro własna redakcja ścięła Gmyzowi głowę wręcz pokazowo i to tak, żeby krew zachlapała kartki wszystkim tym, którzy jeszcze nie pojęli prawdy czasu i prawdy ekranu. W takiej sytuacji, trzeba wszelkie na temat "Gmyzgate" rozważania moralne odłożyć. Bo redakcja, która najpierw pewien materiał od danego dziennikarza przyjmuje i publikuje, a potem mówi, że to wszystko to wina dziennikarza, pokazuje nam, że nie jest redakcją, a raczej "biurem prasowym". Korporacją "infotainmentu", która musi raczej dbać o dobry wizerunek jako reklamobiorcy niż o standardy dziennikarskie. Bicie piany nt. "czyje zlecenie wykonuje Rzepa" jest bezzasadne w świetle tego, że tak nie powinna się zachowywac redakcja żadnej poważnej gazety.

No i tu dochodzimy do sedna. Słyszę od pewnego czasu, że dziennikarstwo ma prześlizgnąć się z papieru do tabletów. Ja już wielokrotnie pisałem, że może i jestem zacofanym durniem, ale internetowi nie dowierzam. Bo już lata temu obiecano nam, że internet da nam wolność, ale nie wiem czy jest jeszcze ktoś naiwny kto temu dowierza. Internet to tylko jeszcze bardziej mętna woda, w której sprawniej będą pływać te wszystkie wielkie rekiny. W ogóle sądzę, że my w Polsce, zbyt wiele sobie po dziennikarstwie obiecywaliśmy. Dziennikarze ani nie uratowali Niemców przed Hitlerem, ani Rosjan przed carem i Stalinem, ani nawet i Tybetańczyków przed Chinami. Dziennikarstwo to wszędzie było głównie poletko dla działania rozmaitych służb, koncernów i polityków, a te nieliczne przypadki, gdy jakiś dziennikarz zrywał się ze smyczy, należą do wyjątków, które czasem sobie tu z rozrzewnieniem przywołujemy.

Fakt, faktem, że nasze standardy dziennikarstwa odbiegają od tych europejskich tak samo jak standardy kolejowe czy szpitalne, a sprawa Gmyza jest tego najlepszym przykładem. Myślę, że Hajdarowicz jedyne teraz co może zrobić, to naprawdę nacisnąć tylko jakąś zapadnię, i spuścić to całe szambo do tabletu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (89)

Inne tematy w dziale Polityka