macrovector https://pl.freepik.com/macrovector
macrovector https://pl.freepik.com/macrovector
Gajowy-Marucha Gajowy-Marucha
7011
BLOG

Mechanizm globalnej paniki. Komu jest potrzebna legenda o Potworze Koronawirusie: cz.3

Gajowy-Marucha Gajowy-Marucha Społeczeństwo Obserwuj notkę 10

„Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani"
- Mark Twain

W poprzedniej części (FIKCJA PANDEMII) przedstawiłem racjonalne oraz naukowe argumenty, że rzekoma pandemia koronawirusa w sensie biologicznym po prostu nie istnieje. Jest to dość obszerny materiał z wieloma odnośnikami, żeby każdy kto ma wątpliwości zrozumiał, że problemem nie jest „nadmierna reakcja rządów” i tym podobne eufemizmy, tylko całkowita fikcja pandemii. Zarówno założenia, że jest to nowy i groźny wirus, jak i diagnoza zakażeń oraz powszechnie znane statystyki, którymi wszyscy się emocjonują, a co gorsza leczenie, są po prostu ponurą fikcją. Jak ktoś tego nie rozumie, to raczej nie ma sensu, żeby czytał dalej. W ramach ostatniej próby niech przeczyta opis i wnioski z badań nad skutecznością testów, którym diagnozuje się chorobę (LINK DO BADAŃ – POLECAM) i zada sobie pytanie, czy na takiej podstawie, jak obecnie stwierdza się chorobę i leczy ludzi, zgodziłby się na coroczne badanie sprawności technicznej pojazdów. Dokładnie z taką samą skutecznością i powtarzalnością testów.

W części pierwszej (DLACZEGO LUDZI UWIERZYLI W LEGENDĘ ) opisałem całkowicie naturalne zjawisko, że ludzie wierzą w rozmaite wersje rzeczywistości - legendy, które pełnią funkcje kreatora współczesnych mitów. Opisanym warunkiem przyjęcia powszechnie danej wersji rzeczywistości jest jej uwiarygodnienie przez spiskowe lub absurdalne teorie, które przedstawiane są jako alternatywa do oficjalnych wersji. Jest to mechanizm stary jak świat, polegający na pokazaniu inaczej myślących jako oszołomów i węszących wszędzie spiski paranoików. Ludzie jednak są z natury skłonni zadawać trudne pytania i podważać oficjalne wersje wydarzeń. Nauczyli się nie ufać ani politykom i mediom, ani lekarzom oraz naukowcom, a do kompletu mają skłonność przykładania do oceny nowych zjawisk matrycy światopoglądowo – politycznej. Dlatego, żeby ludzie przyjęli bez dyskusji i oporu wspólną narrację o pandemii, potrzebny był jeszcze czynnik, który zbuduje poczucie wspólnego zagrożenia oraz wyłączy racjonalność. Krótko mówiąc, żeby ludzi oszukać, to najlepiej ich przestraszyć, a następnie podać im gotowe rozwiązanie, którego sami ludzie będą bronić. Będą przekonywać: „Skoro słyszeliśmy wybuchy i siedzieliśmy 3 miesiące w bunkrze, to nam teraz nie mów, ze nie było żadnej wojny. Nie widziałeś relacji w TV i filmów w internecie? Czy ty wiesz, co my tutaj przeżyliśmy?” 

Panika w dobie nowych mediów

Panika to nagły napad skrajnego lęku, czyli jest to stan emocjonalny, z którym jednak zazwyczaj kojarzymy konkretne i irracjonalne zachowania. Na co dzień mało kto widzi różnicę między tym, co jest emocjami, a co zachowaniem, jednak psychologia rozróżnia 3 komponenty ludzkich postaw: behawioralny (zachowania), afektywny (czyli emocje) oraz poznawczy (czyli wiedza i przekonania). W momencie, kiedy ludzie, a zwłaszcza kiedy tłum wpada w panikę, to mamy do czynienia wyłącznie z emocjami i zachowaniem, ale nie ma miejsca na refleksje. Spanikowany człowiek może robić różne rzeczy, a dopiero później racjonalizuje swoje zachowanie, na przykład twierdząc: „uciekałem, ponieważ inni też uciekali”, albo: „krzyczałem, ponieważ myślałem, że budynek się wali”. Spanikowany tłum jest niebezpieczny dlatego, że zachodzi w nim sprzężenie zwrotne, gdzie zachowanie innych wpływa na zachowanie i uczucie lęku jednostki. Panika jest więc stanem emocjonalnym, którego podłożem jest silny stan lękowy, a objawem irracjonalne zachowania. W tym stanie bardzo łatwo przejmujemy wzorce zachowań od innych. Silne oraz przedłużające się stany lękowe mogą prowadzić do rozmaitego rodzaju zaburzeń psychicznych, depresji, paranoi i wielu innych. Wszystkie upośledzają lub uniemożliwiają racjonalny odbiór rzeczywistości.

Jednym z zakodowanych w podświadomości wielu ludzi lęków, jest - obok lęku przed wężami i pająkami – strach przed zarazkami, czyli mizofobia. Dotknięci tą fobią ludzie nie tylko unikają zarazków, ale potencjalny kontakt z nimi, a nawet uświadomienie tylko możliwości kontaktu z nimi, wzbudza u nich nich stany lękowe. Przy odpowiednim natężeniu dramatycznych komunikatów część ludzi regularnie wpada w panikę z powodu kleszczy, przeziębień, grypy, biegunki, wypadków samochodowych. Jakby to nie zabrzmiało mało odkrywczo, to jednak trzeba to napisać: olbrzymia liczba ludzi po prostu zaczęła się bać nowego koronawirusa. Został on współczesnym potworem. Dlatego szukając przyczyn zachowań ludzi, którzy wkoło rozsyłali apele, żeby zostać w domach, albo nosić maseczki, zazwyczaj dojdziemy do ich stanu emocjonalnego. Oczywiście, ci ludzie będą umieli mniej lub bardziej sensownie tłumaczyć swoje zachowanie, ponieważ tak jak już było wspomniane, racjonalizacja własnych zachowań jest czymś naturalnym. 

W nowej rzeczywistości medialnej mamy do czynienia z wirtualnym tłumem 2.0 oraz nowymi formami przeżywania i wyrażania swoich emocji. Co prawda wirtualny tłum nie zadepcze nikogo, ale jednocześnie może spowodować, że miliony osób zrobią takie same głupie i szkodliwe rzeczy, jak wyrzucanie ibupromu, bo wybuchła plotka, że może szkodzić, zamknięcie rodziców lub dziadków w domach na 3 miesiące, chodzenie w maseczce i rękawiczkach po pustych przestrzeniach, czy nawet rezygnacja z wizyty u lekarza mimo ciężkich objawów. Śmiejący się z kupowania przez innych zapasów papieru toaletowego i makaronu, tacy sami panikarze rozsyłali naokoło hasło #zostańwdomu, nie przyjmując do wiadomości, że na peryferiach tej akcji są ofiary, które wolały umrzeć lub cierpieć w domu, niż narazić się na kontakt z nowym wirusem. Ofiary są, ale tak samo rozproszone jak rozproszony jest wirtualny tłum mediów społecznościowych.

Prof. Włodzimierz Gut 3 marca 2020 r. w wywiadzie dla Onet.pl w odpowiedzi na pytanie, czym różni się aktualna sytuacja od poprzednich pandemii SARS i MERS stwierdził, że wszystko się zmieniło, ponieważ teraz rządzą media (LINK DO WYWIADU). W ciągu kilkunastu lat świat mediów zmienił się radykalnie. Dynamiczny przekaz skierowany do biernego widza został zastąpiony mediami interaktywnymi. Dzisiejszy odbiorca informacji staje się także jej medium oraz pudłem rezonansowym. Oczywiście telewizja nadal istnieje, ale główna narracja toczy się i żyje w mediach społecznościowych (nawiasem mówiąc polska nazwa jest bardzo myląca, ponieważ sens sformułowania „social media” dotyczy budowania relacji, a nie społeczności). Świat, w którym ludzie plotkowali i dyskutowali o tym, co przeczytali w gazetach lub zobaczyli w telewizji, został zastąpiony światem, w którym informacja (zazwyczaj w formie filmiku lub grafiki oznaczonej hasłem) jest przez odbiorców oznaczana pozytywnie (tzw. lajki) oraz udostępniana dalej. Czasem bardziej zaangażowani użytkownicy dodają jakiś własny tekst, a całość dyskusji i ucierania wspólnej wersji rzeczywistości ogranicza się najczęściej do kilku komentarzy pod czyimś wpisem. Nie ma już granicy między światem informacji medialnych, a sferą rzeczywistą, w której dominowały dyskusje i plotki. Dzisiaj medialne informacje i plotki łączą się w ramach jednej narracji. 

Skutkiem ubocznym medialnej rewolucji jest automatyczna i natychmiastowa informacja zwrotna nie tylko o tym, o czym ludzie myślą, ale nawet także to, co ludzie sądzą. Wieki temu władcy mieli przebierać się i nocą udawać między ludzi, żeby znać problemy i zdanie ludu. Lata temu wydziały propagandy robiły badania ilościowe i jakościowe, a w krajach komunistycznych płaciły kapusiom za każdą informację, ponieważ nie wiedziały, co tam ludzie sobie po domach myślą przed telewizorami. Dzisiaj administratorzy kilku najważniejszych globalnych serwisów mają na bieżąco wszystko wyświetlane w podziałach regionalnych, wiekowych, według profili behawioralnych i w każdym innym możliwym wymiarze. Mało tego, są w stanie pewne treści promować, a inne cenzurować lub ograniczać ich zasięg. Dlatego ktoś sprytnie zauważył, że nowa choroba to COVID-1984, nawiązując do słynnej antyutopii George’a Orwella „Rok 1984”.

image

Rys. za: https://www.cagle.com/nem0/2020/05/covid-1984 

Medialna indukcja samonapędzającej się paniki

Czas płynie szybko, ale jeszcze prędzej zmieniają się nagłówki wiadomości telewizyjnych. Czy ktoś jeszcze pamięta sprzed konwojów trumien z Bergamo, lodowisk w Madrycie, chorych na COVID-19 wożonych przez pół Francji TGV przerobionym na ambulans, grobach zbiorowych w Nowym Jorku, że ten cały spektakl zaczął się w Chinach? Warto sobie przypomnieć, jakie były początki i główne momenty zwrotne w narracji medialnej o tej pandemii. 

Etap pierwszy

Styczeń – pierwsza połowa lutego 2020 r. - to epidemia w dalekich Chinach, w prowincji Hubei, w wielkim mieście Wuhan - potężnym ośrodku gospodarczym z dużym udziałem światowych korporacji. Wszyscy mogą się dowiedzieć o nowym i strasznym wirusie. Pokazywane są drastyczne relacje ludzi pozamykanych w blokach, w których zaspawano bramy wejściowe. Jednocześnie świat patrzy z podziwem na budowanie w tydzień, czy tam dziesięć dni specjalistycznego szpitala dla chorych na COVID-19. Chiny w tym wszystkim przerażają, ale jeszcze bardziej imponują. Bardziej dociekliwi sprawdzają, że faktycznie w Chinach zawieszono praktycznie wewnętrzne loty, pojawiają się sygnały z związane z problemami z łańcuchami dostaw z powodu zamkniętych fabryk oraz prognozowane są w związku z tym problemy gospodarcze nie tylko w Chinach, ale też na całym świecie. Jeszcze bardziej dociekliwi zwracają uwagę, że prezydent Chin Xi-Jinping zniknął z przestrzeni publicznej z końcem stycznia na 2 tygodnie, co sugeruje, że w strukturach władzy nastąpiło przesilenie, które zakończyło się powrotem Xi-Jinpinga oraz zmianą władz prowincji. Kalendarium wydarzeń w Chinach dość dobrze opisane zostało w tvp.info (LINK).

Każdy, kto zdaje sobie sprawę, jak wielkie są Chiny, musi mieć świadomość, że podawane liczby zarażonych i zmarłych są po prostu śmieszne. Z jednej strony mamy do czynienia z bezprecedensową histerią, która bez problemu wysyłana jest w cały świat, a z drugiej strony władze Chin podejmują na początku próbę wyciszenia tematu, a następnie przystępują do drastycznych działań przeciwepidemicznych. Ile jest ofiar w wyniku nieotrzymania opieki medycznej, przemocy w zamknięciu oraz nawet głodu, można tylko się domyślać. Aktualnie są wyrażane sugestie, że już 21 stycznia prezydent Chin naciskał na szefa WHO, aby nie kierował w świat informacji o sytuacji w Chinach. Wtedy jednak epidemia i wszystkie drastyczne relacje były dla odbiorców z Zachodu dosłownie na drugim końcu świata. Dziennikarze i media szukały sensacji, ale eksperci i lekarze raczej uspokajali i starali się podchodzić do tematu racjonalnie.

Podchodząc analitycznie do tematu, zastanawia postawa Chin, które bardzo nieudolnie tamują relacje z frontu walki z wirusem, a równocześnie zastanawia ich tak drastyczne podejście do tak znikomej, jak na ich skalę choroby, podczas gdy w tym kraju władza nigdy się nie przejmowała śmiercią nawet milionów. Dlatego chińską walkę z pandemią należy postrzegać raczej jako jakiś spektakl lub teatr, a w żadnym wypadku jako działania w kierunku zdrowia publicznego. Wycofanie się Xi-Jinpinga świadczyc może tylko o tym, ze nie miał kontroli nad rozwojem wydarzeń oraz, że nie panował nad przekazem. Oczywiście między bajki należy włożyć narrację mediów zachodnich o powszechnym oburzeniu na działania władz. W Chinach panuje pełny zamordyzm, totalna kontrola działań ludzi, zakaz politykowania i krytykowania władzy, a ponadto całkowita kontrola mediów i internetu. Jeśli informacje w mediach były i docierały na Zachód, to znaczy, ze ktoś na to wyraził zgodę, albo zrobiono to wbrew oficjalnej władzy. Kiedy Xi-Jinping wrócił po pierwszej dekadzie lutego oficjalna sytuacja zdrowotna została bardzo szybko opanowana. Można założyć, że w Chinach doszło do przesilenia na szczytach władzy. 

Etap drugi

Druga połowa lutego do 11 marca, czyli do ogłoszenia pandemii przez WHO. Zarażenia nowym wirusem pojawiają się m.in. w Japonii, Korei Południowej oraz w Iranie i we Włoszech. W Europie wręcz trwało medialne oczekiwanie na tzw. pacjenta zero. Panika w mediach narasta, aż dochodzi do tego, że 9 marca media powtarzają za CNN o pandemii, zanim oficjalnie ogłosi to WHO (LINK). W zasadzie można powiedzieć, że WHO nie miało już wyjścia i tę musiało pandemię ogłosić. Większość ekspertów i lekarzy wypowiada się prawie do do samego końca tego etapu dość racjonalnie i raczej apeluje, żeby nie panikować. Tak się jednak składa, że od poniedziałku 9 marca rozpoczął się krach giełdowy na całym świecie, przy czym w USA aż zawieszono notowania giełdy (LINK). Do ludzi dotarła jednocześnie informacja, że jest pandemia oraz kryzys.

Etap trzeci

Od 12 marca trwa równocześnie pandemia z rosnącymi statystykami oraz restrykcjami w kolejnych krajach a także krach na giełdach, a potem narastający kryzys gospodarczy. Donald Trump zawiesza połączenia lotnicze z Europy do USA. Media epatują coraz drastyczniejszymi obrazkami, z których część jest wręcz inscenizowana. W świecie social media nikt się jednak nie interesuje faktem, że niektóre zdjęcia w ogóle nie dotyczą opisywanych zdarzeń, a same opisy są zazwyczaj ordynarnymi manipulacjami. W tym wszystkim uderza, że dziennikarze w ogóle nie zadają pytań o fakty, tylko zajmują się wyolbrzymianiem zdarzeń. Można odnieść wrażenie, że całe Włochy są w sytuacji Bergamo w Lombardii, przy czym nikt nie raczył poinformować ludzi, dlaczego akurat tam sytuacja rozwinęła się inaczej niż w sąsiedniej Wenecji. Obok faktów funkcjonują fejkowe zdjęcia trumien z 2013 r. przedstawiane jako trumny z Bergamo lub fałszywe informacje o masowych grobach zbiorczych w USA. Każdy kto miał kontakt z mediami, został praktycznie oblepiony i zalany liczbami, zdjęciami, filmikami, które epatowały grozą. Brakowało tylko przekroczenia tabu i pokazania światu agonii online, ale było do tego naprawdę blisko. Budowanie nastroju grozy zaczęło z czasem trącać o absurd i groteskę gdzie poważne media informowały o odkryciu wirusa w pyle zawieszonym (LINK) i spermie (LINK), albo informowały o nietypowych objawach zakażenia w postaci... bólu głowy (LINK). Resztki zdrowego rozsądku wyparowały z przestrzeni publicznej.

Podczas gdy świat pogrążał się ponurej grotesce, na giełdach wybucha panika, która skutkuje 12 marca jeszcze większym tąpnięciem giełd niż było to w poniedziałek. W zalewie panicznych informacji o koronawirusie jakoś mało kto zwraca uwagę na taki fakt, że: 
„Marsz w dół zatrzymała na chwilę decyzja Fed, amerykańskiego banku centralnego, który zaoferował bankom krótkoterminowe pożyczki w wysokości co najmniej 1,5 bln dol., żeby podtrzymać płynność systemu. Optymizmu nie starczyło jednak na długo, po południu na giełdę w Nowym Jorku wróciły przeceny akcji.” (LINK).
Żeby zdać sobie sprawę, ze skali pompowania pieniędzy warto przypomnieć, że podczas kryzysu 2007-2009 na początku transza pomocy zaczęła się od kilkudziesięciu mld $, 18 września banki centralne USA, Eurolandu, UK, Japonii zasiliły kwotą 357 mld $, a październikowy plan Paulsona opiewał na kwotę 700 mld $. Jednocześnie europejski pakiet pomocy dla sektora finansowego został określony 1,3 bln euro. W kolejnych krokach USA a także rządy niektórych krajów Europy ratowały banki kwotami idącymi nawet w setki mld $. Chiny ogłosiły program stymulacyjny o wartości 580 mld $, a FED po raz kolejny zainterweniował kwotą 500 mld dolarów na wykup tzw. trefnych hipotek (de facto instrumentów pochodnych opartych o hipoteki). Warto dodać, że w w latach 2011, oraz 2013-2014 w ramach tzw. luzowania ilościowego FED wygenerował na pomoc analogiczną kwotę pieniądza (LINK1; LINK2). Podczas, gdy cała uwaga mediów skupiona jest na pandemii, tylko w ciągu jednego dnia ogłaszana interwencja finansowa na poziomie przekraczającym QE1 z lat 2008-2009. 

Mimo to spadki trwają nadal aż do 23 marca i mamy do czynienia z najgorszym kwartałem na nowojorskiej giełdzie od 1987 r.
"Amerykański indeks Dow Jones zakończył I kwartał 2020 roku spadkiem o 23,2%, co jest najgorszym kwartałem od 1987 roku. (…) W ostatnich tygodniach byliśmy świadkami najszybszego w historii Wall Street przejścia od hossy do bessy.” (LINK).
Dopiero ogólnoświatowe przejście na politykę luzowania ilościowego, w tym po raz pierwszy takich krajów i peryferyjnych banków centralnych jak polski, hamuje serię spadków, a giełdy wracają powoli w trend wzrostowy. Warto przy tym zaznaczyć, że FED ogłosił nielimitowany QE po raz pierwszy w historii! Jeśli warto na coś zwrócić uwagę to na fakt, że uwaga mediów krząta się między pandemią a kryzysem gospodarczym i rosnącym bezrobociem, podczas gdy w sferze zarządzania tym, co jest krwią współczesnej gospodarki – czyli pieniądzem, doszło do prawdziwej rewolucji.
„Miejmy nadzieję, że to rzeczywiście pomoże gospodarce, a nie wywoła hiperinflację... Bo nie oszukujmy się, właśnie przeprowadzany jest eksperyment na gigantyczną skalę, o nie do końca przewidywalnych skutkach.” (LINK

Pandemia, która się udała

Przetarte szlaki, kalki myślowe oraz gotowe wzorce zachowań

Poprzednie pandemie i epidemie SARS (2002-2003), MERS (2012), ptasiej grypy (2003-2009), czy też grypy północnomeksykańskiej znanej bardziej jako świńska grypa (2009-2010) niezależnie od podstaw medycznych stworzyły bez wątpienia wzorce zachowań epidemiologicznych, które zostały w pełni wykorzystane podczas pandemii koronawirusa. Kwarantanny, kombinezony, ograniczenia w poruszaniu i zamykanie szkół to wielokrotnie już przećwiczone scenariusze działań na całym świecie. Oglądając film Contagion (Epidemia strachu) z 2011 r. nie można nie mieć wrażenia, że był on w wielu momentach proroczy. Nie jest to jednak nowe zjawisko, kiedy filmy zdają się wyprzedzać i kreować rzeczywistość. Wystarczy wspomnieć, że włoscy mafiozi zaczęli stylizować się na różne postaci z „Ojca chrzestnego”. 

Chłodny umysł jednak skupi się na tym, że każda z tych głośnych epidemii i pandemii była przesadą połączoną z gigantyczną manipulacją oraz oszustwem. Ptasia grypa miała być bardzo podobna do wirusa grypy hiszpanki, który został rzekomo zrekonstruowany. Ponadto ptaki wędrowne miały zarażać się od ptaków na fermach, gdzie ona występowała (i występuje), a następnie powszechnie zarażać ludzi. Problem w tym, że wirus ptasiej grypy nie przekroczył do dzisiaj bariery gatunkowej (można się zarazić ciężką zoonozą od ptaków na fermach, ale ludzie nie zarażają się nawzajem), a scenariusze powszechnej śmierci roznoszonej przez ptaki pozostały jako powszechny mit, który jest wykorzystany także we wspomnianym filmie Contagion. Epidemie koronawirusów SARS i MERS przyciągnęły wielką uwagę mediów i … zniknęły. Świńska grypa okazała się być bardzo mało zjadliwym wirusem grypy, jak na grypę typu A, za to o dużej ale nieokreślonej do końca zaraźliwości. W powszechnym przekonaniu pozostała jednak pandemią ciężkiej grypy, która pochłonęła wiele ofiar. Tylko bardziej dociekliwi wiedzą, że testy na tą grypę okazały się być nieskuteczne, a pośpiesznie przygotowane i sprzedane za wiele miliardów dolarów szczepionki – nieskuteczne i szkodliwe, a w większości - niewykorzystane. Pandemia ta stała się także przedmiotem dochodzenia specjalnego zespołu Parlamentu Europejskiego z inicjatywy dr. Wodagra, który zarzucał WHO wprowadzenie świata w błąd, a jej urzędnikom powiązanie z koncernami farmaceutycznymi. 

Oprócz tego w ostatnim dziesięcioleciu media epatowały opinię publiczną epidemią gorączki krwotocznej wywoływanej przez wirus Ebola (największa dotychczas odnotowana pandemia z przeszło 8 tys. zgonów zakończyła się opracowaniem szczepionki), a także chorobą wywoływaną przez wirusa Zika. Można podsumować, że o ile ludzie lubią, jak ich się straszy, to media wykorzystują tę skłonność do budowa zainteresowania oraz manipulowania uwagą opinii publicznej, a koncerny farmaceutyczne do zarobku. Dużo bardziej masowe i równie tragiczne śmierci jak aborcja, głód i malaria, a nawet zwykłe biegunki nie są ani modne, ani nowe. Nowoodkryty koronawirus okazał się być świetnym obiektem budowania sensacji i katastroficznych narracji. 

Instytucjonalizacja paniki

Panika nie jest wyłącznie domeną jednostki lub tłumu. Najgorszą w skutkach jest jej instytucjonalizacja, czyli kiedy sformalizowane zakazy, nakazy oraz procedury działań są tak naprawdę odzwierciedleniem społecznej paniki. Jeśli wprowadzimy irracjonalne przepisy i rozwiązania, które tylko potęgują stany lękowe, to musimy się liczyć z tym, że panika będzie dłuższa, a ofiar będzie więcej. Pomarańczowe kombinezony w karetkach, zamknięte szkoły i przedszkola, ograniczenia w przemieszczaniu i w ogóle stopniowanie narastających restrykcji, radiowozy z megafonami, które nadają komunikaty o konieczności pozostaniach w domach, a do tego wystąpienia ministra zdrowia, który straszy ludzi śmiercią najbliższych, są receptą na trwanie paniki, a nie na walkę z nią. Do tego należy zauważyć, że panice uległ zwłaszcza personel medyczny oraz domów pomocy społecznej, nauczyciele, dziennikarze i politycy (choć tu możemy podejrzewać, że nie wszyscy). 

Jeśli chcemy opanować spanikowany tłum, nie możemy się z nim siłować, tylko należy stanąć na jego czele i powoli wyhamować jego bieg. Należy też rozbić go na mniejsze grupy oraz dać ludziom zajęcie, żeby ponownie nie ulegli panice. Spanikowanych ludzi można, a nawet czasem należy na początku jeden raz oszukać, tak jak histeryka można raz spoliczkować, ale nie ma sensu go dalej bić. Jeśli jednak będziemy tłum oszukiwać wielokrotnie, to ludzie w końcu stracą zaufanie. Przepisy muszą zaangażować aparat państwowy do wygaszania paniki, a nie jej podsycania. Lekarze, urzędnicy, policjanci, żołnierze, nauczyciele oraz politycy powinni zrobić wszystko, aby wyhamować panikę. Jeśli któraś kluczowa grupa sama jest w panice, to należy najpierw opanować panikę w tej grupie, a następnie zaangażować ją do opanowania jej w społeczeństwie. W sytuacji kryzysowej wprowadza się na krótko zdecydowane regulacje, a potem zaczyna się stopniowe rozluźnienie. Jest to absolutnie podstawowa wiedza. Jeśli tego nie zrobiono, to znaczy, że chodziło o przedłużanie paniki, a nie jej skrócenie. 

Podłoże decyzji politycznych będzie tematem cz. 4, ale tutaj należy tylko zauważyć, że panika instytucjonalna jest źródłem nowych irracjonalnych norm prawnych i społecznych, z których część będzie pewnie przez społeczeństwo odrzucona, ale sporo zapewne zostanie. Racjonalne podejście do paniki mogło być źródłem nowych pozytywnych wzorców zachowań np. z zakresu higieny w miejscach publicznych, pracy zdalnej oraz np. lekarskich wizyt domowych dla pacjentów z grupy ryzyka, które byłyby bardzo przydatne przy corocznych sezonach grypowych. Irracjonalne podejście pozostawi zapewne same utrudnienia organizacyjne i biurokratyczne np. wypoczynku dzieci i młodzieży oraz powszechną nerwowość w kontaktach międzyludzkich.

Wielu - w tym cytowanych przeze mnie - lekarzy lub naukowców wraz z wzrostem paniki społecznej i polityki rządu zmodyfikowała swoją narrację, ale bez odwoływania swoich wcześniejszych sądów. Wśród nich także prof. Gut i prof. Simon. Trudno powiedzieć, jak bardzo jest to wynikiem zmiany ich prywatnego zdania, a jak z obraną strategią narracyjną komunikowania się ze spanikowanym społeczeństwem i aparatem państwowym. Być może jest to też związane po prostu z obawą, żeby nie otrzymać łatki oszołoma lub negacjonisty. Faktem jednak jest, że od kiedy wybuchła panika, to wiele osób nie mówi tego, co wcześniej. Tak, jak już opisane zostało to w części 1, spanikowane społeczeństwo przyjęło tylko jedno wytłumaczenie rzeczywistości – legendę o Potworze Koronawirusie, który przyniósł śmierć, kryzys, a obroni nas tylko "nowa normalność". Każda inna narracja otrzymywała od razu łatkę teorii spiskowej. 

imagero

Rys. za demotywatory.pl 

Panika zabija 

Choć było to już wspomniane w części 2, to warto jednak przypomnieć, że panika na poziomie indywidualnych zachowań, jak i zinstytucjonalizowanych przepisów po prostu zabija. Opuszczeni staruszkowie w Lombardii przez przestraszone nielegalne opiekunki z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, którymi nikt nie potrafił się zająć, opuszczone DPSy w Hiszpanii, Francji, sygnały o pacjentach podłączanych bez potrzeby pod respiratory z powodu lęku przed rozprzestrzenieniem przez nich wirusa to łatwe do znalezienia przypadki. Mniej mówi się o wystawianych na oślep receptach na antybiotyki starszym ludziom, którym odmawiano przyjęcia w przychodniach, odmowach przyjęcia na SOR-ach, lub u specjalisty. 

Wprowadzenie paniki w procedury zaowocowało absurdalnie długimi kwarantannami, a także męczącymi procedurami i strojami dla personelu medycznego. To naturalne, że im więcej procedur ostrożnościowych, tym bardziej poczucie zagrożenia wzrasta. Już samo potraktowanie testów, jako wyroczni spowodowało, że ludzie skłonni byli traktować jego wynik, jak wyrok. Nasze zachowanie wpływa na naszą świadomość - kto używa maseczki, ten zakłada sobie kaganiec na mózg. Procedury epidemiologiczne stworzyły stan epidemii w służbie zdrowia, a następnie w pozostałych instytucjach i sferach społecznych.

Co najgorsze panika poskutkowała (czy tylko ona?) leczeniem ludzi za pomocą nieprzebadanych klinicznie leków, w tym także tych testopozytywnych pacjentów, którzy nie mieli objawów lub mieli bardzo słabe. W cz.2. opisane są wnioski dr. Wodagra, że stosowanie leków przeciwmalarycznych przyczyniło się prawdopodobnie do wielu tysięcy śmierci osób, którzy mieli specyficzny niedobór genu, warunkującego odporność na malarię. Sytuacja ta dotyczy przede wszystkim zgonów we Włoszech, Hiszpanii, Francji, Anglii i USA, a jest potencjalnie dużo bardziej niebezpieczna przy zastosowaniu tej kuracji w Afryce. Tam może wręcz zadziałać efekt samospełniającej się przepowiedni, gdzie zdiagnozowanie kogokolwiek będzie skutkować leczeniem, które prawie zawsze da ciężki przebieg, a nawet śmierć. 

Świadkowie Pandemii czyli studium wąskich umysłów

Być może indukcja medialnej paniki nie udałaby się aż tak modelowo, gdyby nie postawa trzech grup zawodowych - dziennikarzy, lekarzy oraz naukowców. Każda ta grupa zaprzeczyła swojemu etosowi, poprzez to, że dziennikarze nie zadawali trudnych pytań, lekarze nie stosowali się do zasady „przede wszystkim nie szkodzić”, a naukowcy nie interesowali się w ogóle ustaleniem prawdy.

Jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że dziennikarze to celebryci, a celebryci są dziennikarzami. Jednak spora część przedstawicieli tego fachu snobuje się na niezależność i lubi podkreślać misję mediów i wolności słowa. Pewną obroną ich postawy może być fakt, że dzisiaj żadne medium nie utrzymuje się z samej sprzedaży, tylko wymaga życzliwego, a czasem wręcz sponsorskiego podejścia reklamodawców, w tym też rządu. Czy to jednak może tłumaczyć, że spośród znanych nazwisk znalazł się chyba tylko jeden jedyny Łukasz Warzecha (niezbyt go cenię), który wprost pisał i mówił co sądzi o pandemii? Czy naprawdę żadna redakcja nie potrafiła zadać trudnych pytań o sens stosowania testów, które nie wiadomo co mierzą, albo o brak jakichkolwiek prób sprawdzenia, czy wirus nie był obecny wcześniej w naszej populacji? Czy żaden dziennikarz śledczy nie potrafił zestawić obecnej sytuacji z pandemią świńskiej grypy z 2009 r. i innymi pandemiami, a następnie poszukać analogii? W pewnym sensie mój zawód jest trochę sztuczny, bo niewiele się po tych ludziach spodziewałem, ale muszę przyznać, że zdziwiła mnie skala tego zjawiska.

W porównaniu do dziennikarzy, można było oczekiwać od lekarzy przynajmniej więcej wiedzy. Co prawda tutaj też można doszukać się naiwności po tym, jak przez całe lata lekarze rodzinni zalecali niejedzenie jajek „bo cholesterol”, a nawet teraz wciąż masowo radzą, żeby nie jeść masła. Tymczasem to z tej grupy wypłynęła największa ilość siejących panikę plotek i komunikatów o koronawirusie. To lekarze prowadzący prywatne praktyki potrafili odmówić (nawet kilku pod rząd) przyjazdu do starszej chorej osoby. To oni rozsyłali idiotyczne informacje o możliwej szkodliwości ibupromu, fejki o śmierciach młodych osób oraz drastyczne opisy przebiegu choroby, które rzekomo miały być czymś niespotykanym wcześniej w świecie medycyny. W części 2 podaję na początku cytat jednej ordynatorki z oddziału zakaźnego, która po prostu bredzi i sieje panikę o chorych bezobjawowych, którzy kaszlą i kichają oraz o tym, że ludzie zarażą się poprzez siadanie w tych samych ławkach w kościele, a 10% zarażeń kończy się śmiercią. Tymczasem na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy apelowali o zachowanie proporcji oraz zaprzestanie paniki. Znakomita większość wsadziła w kieszeń całkowite podstawy wiedzy biologicznej i była w samej awangardzie „świadków pandemii” używając określenia blogera Piotra Wielguckiego. Tymczasem straszenie ludzi, w tym starszych i chorych, odmawianie leczenia, zniechęcanie do codziennych spacerów i ćwiczeń było bezpośrednim działaniem na szkodę cukrzyków, sercowców i seniorów.

W zasadzie po lekarzach trudno mieć pretensje do naukowców. Większość siedziała cicho, przestraszona, ale niestety byli też tacy, którzy autorytet nauki zaprzęgli do wbijania ludziom w głowi ćwieków paniki i pandemii. W części 1 przytaczam przykłady nielicznych badaczy i lekarzy, którzy publikowali badania przeczące oficjalnej wersji o pandemii koronawirusa. Tym ludziom trzeba oddać, że nie mieli łatwo. Prof. Włodzimierz Korab-Karpowicz, filozof, za swój artykuł „Uczona niewiedza koronawirusa. Pandemia czy największa pomyłka?” w tygodniku „Do Rzeczy” (LINK) doczekał się zarzutu uprawiania propagandy wyparcia ze strony Marka Bańczyka, dr. ekonomii (LINK) na który profesor odpowiedział w kolejnym „Do Rzeczy” w postaci repliki (LINK). Polecam tą wymianę myśli, żeby zrozumieć na przykładzie dr Marka Bańczyka, na czym polega fenomen wąskiego umysłu. Człowiek z tytułem naukowym nie jest w stanie wykonać nawet kilku oczywistych weryfikacji faktów, jakie wykonałem ja w cz.2. Epatuje siebie i innych powielaniem oficjalnych statystyk bez najmniejszej refleksji. 

Innym przykładem jest bardzo miło brzmiący i sympatycznie wyglądający autor programów popularyzujących naukę (m.in. „Nauka to lubię”) dr Tomasz Rożek. Przedstawia się jako fizyk oraz osoba z doświadczeniem w wykorzystaniu modeli matematycznych, a równocześnie nie potrafi ocenić przedstawiania danych przez serwis Worldometer (LINK) i potrafił na przykład na Twitterze oceniać liczbę zarażonych na mln mieszkańców w różnych krajach abstrahując od liczby i rodzaju wykonanych testów. Potrafi się on też zastanawiać nad zmianami w śmiertelności tygodniowej w wybranych krajach i retorycznie pytać, czy nie widać pandemii porównując dane rok do roku bez żadnej szerszej perspektywy. Jak pokazałem w cz.2. wystarczy czasem chwilę poszukać, żeby znaleźć statystyki z dłuższego okresu, oraz wytłumaczenie zwiększonych zgonów. Nie przytaczam tu większych i mniejszych głupot z zakresu szeroko pojętej biologii tego „naukowca z okienka”, który jest dla wielu osób autorytetem, tylko specjalnie pokazuję przykład jego wąskiego myślenia w dziedzinie, w której powinien się po prostu poruszać całkowicie swobodnie. 

Nie jest w żadnym wypadku moim celem piętnowanie jednego, czy drugiego doktora z zapędami publicystycznymi. Tu chodzi o pokazanie przykładów z całego środowiska. Podczas gdy całemu światu wciska się w ordynarny sposób przysłowiowy kit, o rzekomej pandemii, jednocześnie odwracając uwagę od rewolucyjnego wprost zarządzania światową gospodarką, to elita naukowa albo milczy, albo klaszcze ze wszystkimi, jak plebs na Rubiku (młodzież nie wie o co chodzi, więc idzie do mamy lub taty się zapytać czy klaskali). 

Konkluzja końcowa jest taka, że braliśmy i bierzemy udział w czymś w rodzaju olbrzymiego spektaklu pt. „Koniec świata jako znamy”. Nie jest ważne tutaj, czy to był spektakl wyreżyserowany, czy samoistny, czy też po trochu jedno i drugie. Ważne jest to, że wszyscy zanurzyliśmy się w morzu paniki i paranoi, od której z powodu wszechobecnych regulacji i przekazu medialnego nie można się było odseparować (jak np. możemy to zrobić w stosunku do nawalanki politycznej, wynurzeń celebrytów, czy też wszechobecnego erotyzmu). Mimo, że prawdziwej pandemii nie ma, to jako społeczeństwa przeżyliśmy traumę, prawie jakby naprawdę się ona wydarzyła. Jest to efekt podobny do szoku po obejrzeniu horroru – nie byliśmy ofiarą, ale przeżyliśmy jakoś jej tragedię, a dodatkowo jeszcze wybuch paniki w kinie. Konsekwencją tej paniki jest naturalny opór przed przyjęciem, że nie było się w ogóle czego bać. Jest to tym trudniejsze, że wymaga zaprzeczenia swoim emocjom i zachowaniom, do których zostaliśmy namówieni lub zmuszeni.

Od stu lat światem kieruje magnat prasowy, finansowy hochsztapler oraz parę uzbrojonych po zęby ośrodków władzy politycznej spoza której pleców wygląda nieśmiało twarz koncernów farmaceutycznych i chemicznych. Nic się w tym temacie nie zmieniło. Aktualny stan (pseudo)pandemii, której fikcję obnażam w części 2, jest wynikiem możliwości, jakie dają nowe media interaktywne, stanu niewolnictwa intelektualnego społeczeństw pozbawionych elit, które nie potrafi się obronić przed propagandą 2.0, oraz starych jak świat mechanizmów paniki, która została przez większość rządów zinstytucjonalizowana, czyli ubrana w przepisy, nakazy i zakazy.

Skoro rozłożyliśmy na czynniki pierwsze mechanizm społeczno – psychologiczny oraz obnażyliśmy biologiczną fikcję tej chyba największej manipulacji naszych czasów, to pozostaje pytanie o polityczne podłoże decyzji rządów, które nadały tej narracji konkretny kształt. Dlaczego wszyscy politycy podjęli takie same działania, jakie związane są z tym interesy lokalne i globalne prześledzimy w części 4 pt. "Media, pieniądze i polityka" >>

Wojtek Wójcik - świński i dziki dowcip. Wielbiciel schabowego z dzika i dziczych żeberek. Pogromca wegaństwa w życiu i w ogóle na co dzień.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo