W ostatnich miesiącach, w cieniu katastrofy smoleńskiej i w oczekiwaniu na nadchodzące wybory wiele się pisało w Polsce o przyszłości. Nie ulega wątpliwości; że wiele się zmienić musi. Pytanie tylko, czy przeprowadzimy te zmiany także na poziomie intelektualnego namysłu, czy jedynie na poziomie figure headspolskiej polityki. Szansę na to pierwsze daje ożywiona debata wokół pojęcia „modernizacji”.
W doskonałym tekście prof. Małgorzaty Kowalskiej „Magia modernizacji” pojęcie to zostaje zwięźle i przejrzyście podsumowane: “W istocie hasło modernizacji nie wyraża wcale końca ideologii, lecz stanowi poręczne narzędzie i przykrywkę dla rozmaitych ideologicznych a priori. W imię modernizacji można dziś zaiste postulować co się komu podoba: cięcie wydatków budżetowych albo ich zwiększanie, redukcję albo wzrost roli państwa, prywatyzację podstawowych usług (edukacyjnych, zdrowotnych) albo ich uspołecznienie, zwiększenie albo zmniejszenie wydatków na armię, zwiększenie albo zmniejszenie uprawnień policji”.
Modernizacja to też od lat jeden z ulubionych tematów salonu, obrażonego na swój naród o zbyt powolne dojrzewanie do „modernizujących” zmian. Używanie podziału na ciemny lud i oświeconą elitę przez tuzy warszawskiego salonu skutecznie odstrasza naród od wszystkiego, co mają do zaoferowania.
Nie żyjemy w czasach Oświecenia. Główna różnica polega na tym, że elita nie ma już do czynienia z ciemnym ludem, lecz bermanowską masą, której główną stałą jest zmiana. Choć ani klasowość, ani rozpiętość majątkowa nie ustąpiły, ich znaczenie jest znacznie trudniejsze do odszyfrowania niż kiedykolwiek; Polska natomiast, jako duże państwo byłego bloku jest pod tym względem w wyjątkowej sytuacji zarówno pod względem różnorodności klasowej i środowiskowej jak i ogromnej mobilności społecznej. To, że pani na poczcie nie wie, gdzie jest Amsterdam, nie odbiera jej stanowiska; kierowca tirów może być specem od muzyki klasycznej i posiadać w domu pełną kolekcję Mahlera, Ravela i Debussy'ego, katolicka matka siedmiorga z Gdyni może mieć postępową córkę lesbijkę w Monachium a warszawski gej chodzić na Nieszpory i głosować na prawicę. Szef warszawskiej katedry uniwersyteckiej, potomek największych rodów Rzeczpospolitej Obojga Narodów, mieszkać może w ciasnej kawalerce na Targówku z trzema kotami zmarłej sąsiadki i rodowymi alabastrami.
Wszyscy znamy tę rzeczywistość, tę organiczną wspólnotę przemieszania na poziomie klasowym, kulturowym, ekonomicznym. Jakże więc jest to możliwe, że od dwóch dekad dominuje w Polsce podział na ciemnych i oświeconych? Jak odrzucić ten podział, który tak długo udawało się utrzymać, a który ze wszystkich krajów UE bodaj najmniej adekwatny jest właśnie w Polsce?
W przedwyborczej, a po-smoleńskiej debacie pojawił się inny cenny głos, kontrujący podział na ciemnych i oświeconych, w tekście „Efekt żałoby” Adama Ostolskiego. Autor zwraca uwagę na już niemal tradycyjny paradygmat polskiej polityki: „My jesteśmy mądrzy, dlatego że oni są głupi”, „My jesteśmy szlachetni,dlatego że oni są gnidami”.
Obyczajowa terapia szokowa, zaserwowana polskiemu społeczeństwu w latach '90, przyniosła ciekawe owoce. Społeczeństwo pod niektórymi względami jest faktycznie bardziej zachowawcze niż było dwie dekady temu (vide kwestia aborcji), ale złożył się na to szereg przyczyn – w tym również obyczajowa terapia szokowa właśnie. Obraz Polski w zachodnich mediach zmienił się radykalnie, niewspółmiernie do realnych przemian w naszym kraju. Z lidera regionu i ojczyzny niepodległościowejSolidarności staliśmy się w oczach Europy krajem zaściankowym i ultrakatolickim. Byli dysydenci, późniejsi architekci okrągłego stołu, a dzisiejszy establishment, są nadal najbardziej wpływową grupą informatorów dla zachodnich mediów. Europa Środkowa i Wschodnia, często traktowana przez media zachodnie jako jeden rejon kulturowy, jest opisywana przez sztab dyżurnych korespondentów czy oddelegowanych dziennikarzy, tzw. ekspertów rejonu. Eksperci ci bazują jednak na określonych kontaktach w polskim establishmencie, a relacje te sięgają nieraz czasów opozycji demokratycznej PRL - u. To wszystko jest zupełnie naturalne, jeśli chodzi o genezę relacji personalnych i zawodowych; ma jednak dla Polski określone skutki.
Fakt, że Zachód mniej interesuje się Wschodem niż na odwrót, to truizm. Rumuńska gazeta precyzyjniej relacjonuje życie polityczne Anglii niż na odwrót. To w interesie peryferii leży walka o odkłamywanie swojego wizerunku w dyskursie zachodniego mainstreamu i w interesie polskich elit leży budowanie pozytywnego obrazu kraju. Jeżeli elity kraju stoją na stanowisku, że Polska to kraj kołtuna, a o każdą duszę należy zawalczyć i w y d o b y ć ją z ciemności, to wizerunek Polski może się tylko stale pogarszać, a poziom realnej wiedzy o Polsce – spadać. Wraz ze wzrostem frustracji okrągłostołowych elit, który spowodowany jest porażką strategii szokowej, obraz Polski w mediach zachodnich staje się coraz czarniejszy, w miarę jak architekci okrągłego stołu tracą wiarę w postęp obyczajowy i cywilizacyjny. Zastanawiam się ile razy, przebywając na Zachodzie, słyszałam retoryczne „a co Cię obchodzi ten Smoleńsk? Przecież piszą, że ten prezydent to był koszmar!” Nawet skrajnie antypisowscy znajomi przecierali oczy ze zdumienia, kiedy kolejny raz słyszeli podobne uwagi. Czy rzeczywiście należy się dziwić?
Sami w Polsce produkujemy dyskurs, którego zachodnie odbicie potem nas poraża. Zdanie „Polska została niesprawiedliwie oceniona” można zamienić na „Polska się niesprawiedliwie ocenia”.
Tradycyjne polskie „zwaśnienie”, indywidualizm, nieumiejętność współpracy, pogarda – te przywary, piętnowane przez salon, są od lat jego elementami składowymi. Jeżeli nie zaczniemy budować ponad podziałem na ciemnych i oświeconych, czeka nas dalsza antagonizacja, aż do momentu, kiedy demokratyczne języki zaczną się wyczerpywać – a stamtąd już tylko krok do poważnego kryzysu państwa. I wobec tego, w jaki sposób film „Solidarni 2010” został wyśmiany, a jego autorzy zmieszani z błotem, należy sobie zadać pytanie, czy profesor Magdalena Środa jest w swych tekstach o Jarosławie Kaczyńskim mniej emocjonalna niż starsza pani ze zniczem pod pałacem prezydenckim? Czy Andrzej Wajda protestował przeciwko pochówkowi na Wawelu z analitycznym chłodem? Mamy – i „ciemni” i „oświeceni” – prawo do swoich emocji. Realny problem antagonizmu społecznego w Polsce wynika z szeregu wykluczeń, w tym ekonomicznych, obyczajowych i kulturowych. Jeżeli w każdej z tych dziedzin najsilniejszym wykluczającym jest ten, kto ma w danym sektorze najwięcej władzy, to w sferze kultury wykluczeni są ci, których salon potępia jako „ciemnych”. Instrumentalizacja kultury, antagonizujący język, narzucanie optyki „powrotu do normalności”, to wszystko odbywa się z pozycji „oświeconego”. Tymczasem to Diderot pisał, że edukacja musi być dopasowana do potrzeb ucznia, a nie uczeń do edukacji. Nauczyciel nie stwarza ucznia na swój obraz i podobieństwo, (sic!) a jedynie prowadzi go ku celowi, który musi dojrzeć w umyśle ucznia. Brak akceptacji i pogarda dla ogromnej części swojego narodu przemawia przez tych, którzy chcąc go modernizować w rzeczywistości zamykają mu usta i hamują jego rozwój.
Naprawdę niewielu jest w ludzi, którzy chcą dziur w drodze, bólu w szpitalu i nędznych szkół dla swoich dzieci. Jeśli III RP nauczyła ich raczej od państwa uciekać, niż się z nim konfrontować czy próbować zmieniać na lepsze, nie znaczy to, że Polacy zamienili się w „karły reakcji” nowego ustroju. Ustrój to jedno, sprawcza moc dyskursu to drugie. Jak rzeczą osobliwą jest oczekiwanie rzeczowego sporu w monodramie, tak zadziwiające jest narzekanie na poziom debaty publicznej przy tak daleko idącym poziomie wykluczenia tak istotnej liczby obywateli. Jeżeli ci, co władają słowemnie zrezygnują z antagonizującego podziału na ciemnych i oświeconych, na upragnioną modernizację możemy czekać następnych parę pokoleń.
Michalina Przybyszewska
http://lubczasopismo.salon24.pl/noweperyferie; mail: nowe.peryferie(at)gmail.com Skład: acmd; andaluzyjka; geissler; kazimierz.marchlewski; michalina przybyszewska; binkovsky
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura