POLITYK (I)
Grzegorz Korytowski to człowiek sprytny, pracowity i wszechstronny. W Sierpcu i okolicach zna wszystkich i wszyscy jego znają. Rocznik 1959. Absolwent AWF, sportowiec. Po studiach pracował jako nauczyciel wychowania fizycznego w szkole. Potem jeździł na zarobek do Niemiec. Pracował na budowach, sprowadzał do Polski używane auta.
W polityce pojawił się pod koniec lat dziewięćdziesiątych; został prawą ręką mazowieckiego barona Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Andrzeja Piłata.
Andrzej Piłat to w tamtym czasie osoba znana i wpływowa w kręgach lewicy. W 1978 roku skończył studia w Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, kuźni młodych komunistów kierowanych potem na kluczowe „odcinki” o strategicznym znaczeniu dla państwa. Po upadku PRL pozostał w polityce. Związany z lewicą. W rządzie Włodzimierza Cimoszewicza był pełnomocnikiem do spraw usuwania skutków powodzi, która w 1997 roku nawiedziła południe Polski. Piastował także stanowisko wiceministra infrastruktury.
Zanim doszło do porwania Krzysztofa Olewnika, był dobrym znajomym Włodzimierza Olewnika, bywał u niego w domu, a także na imprezach rodzinnych. Krótko przed porwaniem był nawet gościem na weselu najstarszej córki Włodzimierza Olewnika, Anny. Przyszedł razem z Korytowskim.
Wesele najstarszej córki Włodzimierza Olewnika. Od lewej: Grzegorz Korytowski, Ewa Olewnik, Andrzej Piłat.
W swoim gabinecie Włodzimierz Olewnik pokazuje mi film z wesela nagrany jeszcze techniką wideo VHS: Korytowski, Piłat i Olewnik wznoszą toast wódką za szczęście młodej pary. Włodzimierz Olewnik jest pulchny i rumiany, z nadwagą, ale tryskający energią. Tańczy, śmieje się, pije wódkę. Na ekranie od czasu do czasu pojawia się także tańczący Krzysztof.
Przed porwaniem Korytowski zabiegał o posadę w firmie Włodzimierza Olewnika. Ojciec Krzysztofa zaproponował mu pół etatu na stanowisku osoby odpowiedzialnej w firmie za ochronę środowiska.
– On się wówczas obruszył i stwierdził, że chciałby być dyrektorem mojego zakładu – opowiada Włodzimierz Olewnik. – Byłem zdziwiony jego propozycją. Tłumaczyłem mu, że żeby móc zarządzać taką firmą jak moja, to trzeba mieć trochę wiedzy i doświadczenia, których on nie ma.
Do porwania dochodzi tuż po wyborach 2001 roku, które wygrywa Sojusz Lewicy Demokratycznej. Krzysztof zostaje porwany dokładnie w dniu zaprzysiężenia rządu Leszka Millera. Włodzimierz Olewnik swoje prośby o pomoc kieruje wszędzie, także do znajomych polityków, między innymi do Piłata. Niestety, mimo że resortami policji i sprawiedliwości rządzą ludzie lewicy, którzy gdyby chcieli pomóc znajomemu, to by pomogli, wystarczyłoby kilka telefonów, śledztwo od samego początku grzęźnie. Nikt z polityków nie kwapi się z nadaniem sprawie porwania jakiegoś szczególnego biegu, bo niby dlaczego. Nikt nie obejmuje jej nadzwyczajnym nadzorem, nie grzeją się telefony na biurkach ministrów i policjantów najwyższego szczebla.
Jest odwrotnie. Sprawa trafia na boczny tor, do prowincjonalnej prokuratury i zdezorientowanych policjantów. Szybko pojawia się oficjalna wersja: samouprowadzenie. Pewnie wkrótce chłopak sam wróci do domu.
Fragment książki Roberta Sochy "Nie chodziło o okup. Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika", Wydawnictwo Nowy Świat.
W księgarniach od: 6 X 2010.
Następny odcinek - jutro o 16:00.
Inne tematy w dziale Polityka