Władca Tirów AKA Władysław F. nie schodzi z pierwszych stron i odsłon, śpi i bryluje w TVN oraz wypada z większości lodówek bogu ducha winnych Polaków. Jutro zapewne weźmie za udział w reklamie środka na biegunkę - bo kontekstowo do jego sytuacji pasuje jak znalazł.
Oburzony postępowaniem policji, która potraktowała człowieka ze styropianu jak zwykłego Kowalskiego, wezwał na pomoc medialnie doświadczonego adwokata. Ten społecznie promował swoje adwokackie szlify nie tylko w warszawskiej kancelarii ale również podając poranną kawę polskiej piosenkarce znanej z nieszablonowego wykonania hymnu państwowego oraz czule i publicznie witając się z córką ojca najdroższych na świecie (bo) polskich autostrad.
Mentalna harmonia dusz, jaka pojawiła się pomiędzy mecenasem a Władcą Tirów jest znamienna. Ten pierwszy wyraził publicznie żal, spowodowany tym, że "nie mają komfortu związanego z tym, że nie mogą przewidzieć, kto (sprawę) będzie rozpatrywał".
Żal, że patologia postsowieckiego systemu "sprawiedliwości" nie jest kontynuowana jest wielki jak tęsknota za rozumem niektórych youtubowych celebrytów. Że skończą się pozamerytoryczne oddziaływania na nieodpowiedzialną przed nikim kastę sprawiedliwych inaczej? Prawnik narzekający na egalitarność podmiotów?
Próbę załagodzenia sporu podjął znany z dużych ambicji i rozdawanych publicznie 20-to groszówek członek upadającej partii Trzaskowski wyrażając publicznie wątpliwość "nie mogli odpuścić?"
Tak właśnie wygląda idealnie bractwo wzajemnej adoracji:
- poseł zbulwersowany traktowaniem swojej osoby jak zwykłego obywatela
- prawnik oburzony stosowaniem obowiązującego prawa
- poseł sugerujący pominięcie tego prawa
Wszystko to dzieje się naprawdę. Potrójne #DGN.
Komentarze