Podczas wakacyjnej posuchy przez media przetoczył się walec parytetów płci w wyborach do sejmu. Niestety, zarówno z jego przyjęcia, jak i odrzucenia nic dobrego nie wyniknie, bowiem postarano się o niewłaściwy parytet.
Doskonale wiem, na jak śliski grunt wchodzę. Już raz miałem „przyjemność” nie zgodzić się z wojującymi feministkami. W efekcie o mało nie zostałem zlinczowany. Aby uniknąć podejrzeń o seksizm, spowiedź zatem poczynię z głosów w ostatnich kilku wyborach. W niedawnych wyborach do europarlamentu głosowałem na mężczyznę. Do parlamentu krajowego, do obu izb zakreśliłem kobiety, w tym jedną zadeklarowaną feministkę. Natomiast w prezydenckich na jedyną startującą kobietę mogły głosować tylko osoby z dwóch grup. Pierwsza to młodzi, piękni i bogaci (a przynajmniej bogaci), druga zaś to samobójcy. Póki co nie zaliczam się do żadnej z nich i raczej nic nie wskazuje, by w dającej się przewidzieć przyszłości cokolwiek w tej materii się zmieniło. Zatem ostateczny wynik wychodzi na remis (2:2).
Pozwolę sobie na uwagę, która pozornie wygląda jak dygresja, jednak dotyczy sedna sprawy parytetów. Właściwie to określenie „kampania wyborcza” jest bardziej niż nie na miejscu. To, z czym mieliśmy okazję się zetknąć, to raczej kampania reklamowa, połączona z wyborczym show w TV. Zewsząd człowiek był narażony na atak reklamowy tego i owego polityka lub partii. Jak na mój gust, żadna z tych reklam nie różniła się od zachęty do kupienia najbielszego proszku do prania czy najszybszego samochodu.
Niewiele lepiej przedstawiały się tzw. debaty. Kolejne zdanie proszę czytać szybko, niczym spiker relacjonujący sytuację podbramkową w ważnym meczu. Prowadzący zadaje pytanie, odpowiadający ma półtora minuty na odpowiedź, pół minuty przeciwnik na ustosunkowanie się do tejże, następnie 10 sekund na ripostę i kolejna runda... ufff. Zwycięża przez nokaut ten, kto wykona więcej medialnie ciekawych fikołków stylistycznych, kto bardziej błyśnie dowcipem. Potem mamy następny dzień i debatę we wszystkich mediach z udziałem najznakomitszych publicystów, której oczywistym tematem jest show z poprzedniego dnia. Kto zwyciężył ich zdaniem? Jeśli czytelniku obstawiłeś, że ten, kto powiedział jedno mądre zdanie, to się mylisz, bo nawet jeśli takowe padło, to zwycięzcę wyłoniono wedle powyższego schematu. Najczęściej dość zgodnie.
Dla porównania, bardzo mile wspominam debaty, jakie miały miejsce podczas naszych Festiwali Obywatela. Każdy z uczestników mógł spokojnie powiedzieć, jakie jest jego zdanie w danej sprawie, z uwagą słuchał przeciwnika i ustosunkowywał się do jego tez. Naprawdę miło było posłuchać zarówno tych, z którymi się zgadzałem, jak i osób, z którymi miałem krańcowo różne zdanie. Najważniejsza była wymiana poglądów, uwypuklanie różnic i podkreślanie zbieżności. Na podstawie tego typu rozmów słuchacz (a później również uczestnik, gdyż istniała możliwość zadawania pytań i wyrażania własnych opinii) mógł sobie wyrobić zdanie na temat poglądów X czy Y i skonfrontować je z własnymi. No i zdarzało się, że wypowiedzi dochodziły do 20 minut. Niestety tego typu dłużyzny są nie do przyjęcia dla ogłupionego odbiorcy, który nie może znieść niczego, co nie odbywa się w tempie akcji sensacyjnego serialu.
Cóż czynić w takiej sytuacji? Można poszukać programów wyborczych kandydatów i ugrupowań. Niestety najczęściej niełatwo je znaleźć, a często w ogóle nie jest to możliwe. Mało tego, jak pokazuje praktyka, często programy sobie a politycy sobie. W zaistniałej sytuacji trzeba sięgnąć do zasady „po czynach ich poznacie”. Tak też uczyniłem. W wyborach prezydenckich w pierwszej turze mój głos nie przysłużył się nikomu, a w drugiej zagłosowałem na mniejsze zło. Przy wyborach do krajowego i europejskiego parlamentu głosowałem na postacie dobrze sprawdzone. Nie mogę powiedzieć, by kandydatki i kandydat posiadali poglądy w pełni zbieżne z moimi, a wręcz w przypadku kandydatek istniały między nami kolosalne różnice zdań na wiele tematów. Co istotne jednak, wszyscy oni dali się poznać jako ludzie, którym na pewnych, ważnych jak sądzę, sprawach zależy i na rzecz których wykazali się rzetelną pracą. I proszę wierzyć, że ich płeć była mi całkowicie obojętna!
Tu dochodzimy do istoty problemu. Tak naprawdę, wprowadzenie parytetów niczego nie zmieni. Nie ma bowiem znaczenia, czy w parlamencie zasiądzie więcej przedstawicielek płci ładnej, czy przedstawicieli płci przystojnej, jeśli będą to osoby wybrane na podstawie bardziej udanej kampanii reklamowej. Po pierwsze, należy odstąpić od idiotycznej w gruncie rzeczy atmosfery reklamy, show i pyskówek, a zastąpić je rzetelnymi debatami. Do drugie, kto wie czy nie ważniejsze, przyjąć zasadę, że kandydat na polityka musi się wykazać rzeczywistą pacą dla dobra wspólnego. A jeśli ktoś ma „parcie na szkło” czy potrzebę popisania się błyskotliwością lub dowcipem, to cóż, kabaretów i teleturniejów nie brakuje.
Konrad Malec
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka