Niemcy mogą więcej? Mogą, bo sobie na to zasłużyli. Teraz czas na Polaków.
Kilkanaście dni temu redaktor naczelny „Rzeczypospolitej” skarcił Niemców (http://www.rp.pl/artykul/138322.html). To kolejna publikacja, w której „Rzepa” krytykuje zachodnich sąsiadów za to, że prowadzą suwerenną politykę i bronią własnych osiągnięć gospodarczych. Bodaj 2 miesiące temu gazeta ta przekonywała, że Niemcy nie mają prawa krytykować koncernu Nokia za to, iż najpierw otrzymał publiczną dotację na budowę fabryki telefonów komórkowych, a teraz postanowił zamknąć zakład i przenieść produkcję do Rumunii. „Rzepa” portretowała wówczas Niemców jako rozwydrzonych i roszczeniowych cwaniaczków, w dodatku mało rozgarniętych, bo nie potrafiących zrozumieć rzekomo żelaznych reguł globalnej gospodarki.
Teraz mamy ciąg dalszy tych wywodów. Tym razem dostaje się prezydentowi Niemiec, który – jak przekonuje redaktor Lisicki – prezentuje „jaskrawy antykapitalistyczny populizm”. To jasne, ex-szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego i obecny prezydent Niemiec, bez wątpienia jest groźnym antykapitalistą i populistą, a w dodatku – ekonomicznym ignorantem. Bo odważył się skrytykować system bankowo-finansowy. A przecież zapewne powinien bić mu pokłony. Wszak polscy przywódcy z lewa i prawa przyzwyczaili Polaków do takich standardów. Władza polityczna jest wedle redaktora państwowej gazety zapewne po to, żeby bez szemrania wykonywać polecenia bankierów. Bo – idźmy dalej – są to osoby o kryształowych charakterach, a stojące za nimi instytucje zajmują się filantropią i wspieraniem miłych podopiecznych...
Gospodarka niemiecka zapewne nie jest doskonała i przeżywa pewną stagnację. Z wyzwaniami globalizacji lepiej od Niemców radzą sobie np. kraje skandynawskie, które przekształciły nieco przestarzały model państwa opiekuńczego w jego nową wersję. Mają niskie bezrobocie, wysoki PKB, duży socjal i innowacyjną gospodarkę. Ale stagnacja, i to poważniejsza, grozi nie tylko Niemcom, lecz także Stanom Zjednoczonym, które bazują na zupełnie innym modelu gospodarki.
Niemcy są wciąż w czołówce pod względem zamożności społeczeństwa, a ich gospodarka jest na tyle sprawna, że zapewnia pozycję czołowego światowego eksportera. To nie przypadek czy dar losu – nasi zachodni sąsiedzi od zakończenia wojny do dziś realizują własne pomysły na gospodarkę. Bez oglądania się na innych, bez kompleksów, nie bojąc się myśleć oryginalnie i samodzielnie. Przedkładając realne narodowe interesy ponad patriotyczny frazes i potrząsanie szabelką. Wyszli na tym całkiem nieźle w liczbach bezwzględnych, a przeważająca część obywateli kraju nad Renem jest mocno przywiązana do ideałów i rozwiązań tego modelu – do egalitaryzmu, sprawiedliwości społecznej, interwencjonizmu państwowego. Dokonało się to w dodatku w zgodzie z etosem kulturowym – model niemiecki, zarówno w wersji chadeckiej, jak i socjaldemokratycznej, ma silne oparcie w tamtejszej myśli ekonomicznej, instytucjach i procesach społecznych.
A co z Polską? Ano jesteśmy mało znaczącym krajem, którego gospodarka opiera się na niezbyt trwałych, wybłaganych „inwestycjach zagranicznych”, taniej sile roboczej i dużym rynku wewnętrznym. Niezamożnym, bez skutku „doganiającym Europę” już niemal dwie dekady. Wszelkie możliwe raporty wskazują na spore problemy socjalne i ekonomiczne. Obecne prosperity jest raczej efektem bodźca z „niemiecko-francuskiej” Unii Europejskiej niż własnego pomysłu na rozwój. Wystarczy sobie wyobrazić – a raczej przypomnieć – Polskę bez subwencji z Unii, za to z naszymi rodakami pozbawionymi możliwości pracy zagranicą. Co więcej, nasz model gospodarczy, stanowiący kopię anglosaskiego, ani nie został przyswojony na poziomie wzorców kulturowych i instytucji, ani nie zdołaliśmy wymyślić go sami. A w dodatku nie ma poparcia społecznego, bo wszystkie sondaże pokazują, że Polakom (tym zwykłym, nie redaktorom dużych gazet) bliżej w sferze oczekiwań i postulatów społeczno-gospodarczych do Niemców niż do Amerykanów.
Skąd zatem ton i wymowa tekstu redaktora Lisickiego? Mam nieodparte wrażenie, że stanowią one odbicie postaw sporej części Polaków. Z jednej strony, jesteśmy pępkiem świata – i dlatego, jak sądzimy, wiemy lepiej, nie musimy analizować cudzych błędów i osiągnięć, za to mamy prawo do krytyki wszystkich. Z drugiej strony, polską duszę zżerają kompleksy, jesteśmy z własnego kraju niezadowoleni, podskórnie czujemy, a czasem i widzimy na własne oczy, że gdzie indziej radzą sobie lepiej. Ponieważ tych „innych” nie potrafimy ani dogonić, ani prześcignąć, pozostaje nam dreptanie u boku wielkiego amerykańskiego brata (przyjemnie grzać się w blasku cudzej potęgi) i pomstowanie na lepszych od nas. Dlatego też redaktor „Rzepy” tonem pełnym pretensji pyta, czy Niemcom wolno więcej niż Polakom.
Ano wolno więcej, to oczywiste. Bo w polityce – i nie tylko w niej – tak już właśnie jest, że bardziej liczą się z tym, który w oparciu o własne siły wspiął się na wyżyny, niż z tym, który jest słaby, a jedyne co mu pozostaje, to poszukiwanie potężnego patrona i prężenie nędznych muskułów. Redaktor „Rzepy” ma rację: Niemcy są tacy i owacy – ale to nie Polska jest dla Niemców punktem odniesienia, lecz oni dla nas. Redaktor „Rzepy” ma rację: Niemcom wolno więcej. Wolno im na przykład pomstować na banki, podczas gdy nam wolno tylko skamleć o ich łaskę.
Ale zamiast biadolić, że Niemcom wolno więcej, warto z tychże Niemców wziąć przykład i zastanowić się, jak sprawić, abyśmy byli nie przedmiotem, lecz podmiotem polityki i gospodarki. Niestety, wychodząc z pozycji klakiera szefów banków – na pewno tego nie osiągniemy.
Remigiusz Okraska
Blog pisma NOWY OBYWATEL
Piszą:
Kontakt Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Piotrkowska 5 90-406 Łódź
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka